Kredyt walutowy powinien być produktem niszowym

Stanisław Kluza po raz kolejny potwierdził, że kredyty we frankach szwajcarskich spłacają się bardzo dobrze,a KNF czuwa nad sytuacją. Dał również do zrozumienia, że światowe zawirowania doskonale pokazują, że polityka ograniczania kredytów w walutach obcych stosowana przez nadzorcę była właściwa.

Frank szwajcarski, którego kurs rośnie w zastraszającym tempie, a gwałtowne zmiany tłumaczone są na zmianę zbliżającą się recesją (gry rośnie) bądź plotkami o interwencjach Szwajcarów (gdy gwałtownie spada) dał pożywkę dla mediów i okazję do dyskusji nad samymi produktami bankowymi denominowanymi w walucie obcej. Chociaż o kredytobiorcach, którzy cierpią na rosnącym kursie czytamy codziennie, to jednak głos zdrowego rozsądku jeszcze pozostał. W ostatnich dniach głos w sprawie kredytów walutowych zabrali Stanisław Kluza i Leszek Balcerowicz.

Spłacają lepiej niż złotowi

„Nie widzimy na razie ryzyka pogorszenia jakości portfela kredytowego banków, mimo silnej aprecjacji franka szwajcarskiego” – stwierdził przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Stanisław Kluza.

Potwierdzają to dane. Odsetek zagrożonych kredytów walutowych to w przypadku franka szwajcarskiego zaledwie 1,4 proc., gdzie dla kredytów złotowych jest to około 3 proc. Przy symbolicznym poziomie stóp procentowych w Szwajcarii, polscy kredytobiorcy pomimo okresowych zawirowań, przez lata mieli bardzo opłacalny kredyt, o ile kredyt sam w sobie można uznać za produkt opłacalny.

„Pamiętajmy jednak o tym, że jeśli dochodzi do pewnych sytuacji, to nie jest tak, że następuje pewien automatyzm, istnieją tzw. procesy opóźnione i rozłożone w czasie, czyli jeżeli dzisiaj obserwujemy zmiany na kursie walutowym, to ich konsekwencje niekoniecznie widoczne są dzisiaj. One będą w większej mierze dostrzegalne dopiero po upływie pewnego czasu. Wydaje się jednak, że sytuacja w tym przypadku jest bezpieczna i stabilna” – tłumaczył Kluza. Z szacunków KNF wynika, że kwota przeciętnej raty kredytu we franku zaciągniętego w połowie 2008 r. wzrosła o jedną trzecią. – „Przy zachowaniu tej samej zdolności kredytowej nie wydaje się, aby taki wzrost zaburzył drastycznie zdolność spłat zobowiązań gospodarstw domowych” – wyjaśnił szef KNF.

Komisja Nadzoru Finansowego od lat poprzez różne działania daje do zrozumienia, że kredyty powinniśmy zaciągać w walucie, w której zarabiamy. Zwiększa się także wymagania dla kredytobiorców, aby nie doprowadzać do sytuacji, gdzie klienci nie będą mogli spłacać swojego zadłużenia. Tym sposobem zobaczyliśmy chociażby rekomendacje S, I, A oraz T. Nie ma wprawdzie mowy o kolejnych, ale i tak polski klient nie ma już łatwego dostępu do frankowego kredytu.

Głos zdrowego rozsądku

„U nas, jak zauważyłem obserwując media, najbardziej upośledzoną grupą są osoby, które zaciągnęły kredyt we frankach szwajcarskich. Nie ma mowy o innych ludziach w trudnej sytuacji. To jest nagle grupa najbardziej upośledzona! To jest kreacja medialna! – mówił w radiu TOK FM Leszek Balcerowicz – Zaciągnięcie decyzji we frankach jest w pełni samodzielną decyzją – przypominał. – Jeśli jest tak, że wolności towarzyszy odpowiedzialność, to nie można naciskać na państwo, czyli innych ludzi, by za ich pieniądze wyrównać skutki ryzyka!”

Po podpisaniu przez Prezydenta ustawy antyspreadowej i chwili oddechu na biegnącym nieubłaganie w górę wykresie, przyszedł czas na trzeźwą ocenę sytuacji. Podwójne ryzyko, jakie niesie ze sobą kredyt w obcej walucie od lat było tłumaczone przez wielu analityków i ekonomistów. Kredytobiorca zdaje się nie tylko na kurs waluty, ale i stopy procentowe, na które nie będzie miała wpływu sytuacja Polski. Niższe raty wygrały z polską awersję do ryzyka i stąd mamy 700 tys. kredytów we frankach, co w przełożeniu na liczbę Polaków może oznaczać nawet 2 mln ludzi. Według szacunków 1,4 proc. to kredyty zagrożone, pomimo kursu bliskiego 4 zł. Najwidoczniej nie tylko lubimy ryzyko, ale i stać nas na nie.

Źródło: PR News