Kuszenie klienta półprawdą

Największa na polskim rynku Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa im. Stefczyka oraz Bank BPH reklamują ostatnio lokaty roczne, których oprocentowanie ma wynosić – odpowiednio – 13 i 12 proc. Na kolorowych plakatach reklamowych, którymi są oklejone szyby placówek obu instytucji, nie napisano jednak, że tak wysokie odsetki dotyczą wyłącznie ostatniego miesiąca jej utrzymywania. W przypadku SKOK jest to lokata dynamiczna roczna, której oprocentowanie po pierwszym miesiącu wynosi 3 proc. w skali roku, po szóstym – 4,6 proc., a dopiero po roku i tylko w ostatnim miesiącu – 13 proc. Podobnie jest w BPH, gdzie odsetki lokaty 13-miesięcznej rosną co miesiąc od 2 proc. w skali roku.

Firma Open Finance, która doradza w wyborze produktów finansowych, reklamuje trzyletnią Extra lokatę z 20-procentowym gwarantowanym zyskiem. Gdy poprosić o dokładne wyjaśnienia, okazuje się, że właściwie nie jest to lokata bankowa, tylko produkt inwestycyjny, składający się z dwóch części. Pierwsza z nich oferowana jest przez towarzystwo Europa, a druga przez firmę ubezpieczeniową Skandia. Tylko w pierwszej części zysk może być gwarantowany. Owszem, wynosi on 20 proc., ale tylko wtedy, jeśli zainwestujemy w sumie 200 tys. zł – podaje „Rzeczpospolita”.

Ustawa o kredycie konsumenckim nakłada na banki obowiązek podawania w umowie informacji o wszystkich kosztach związanych z kredytem, opłatach i prowizjach. Również w ofertach i reklamach dotyczących kredytów konsumenckich, zawierających jakiekolwiek dane dotyczące ich kosztów, należy podawać rzeczywistą roczną stopę oprocentowania, wyliczoną dla całkowitego kosztu kredytu. Jednak instytucje finansowe w taki sposób przygotowują reklamy, by na pierwszym planie zawsze znalazło się np. oprocentowanie nominalne. Stopa rzeczywista podawana jest najczęściej drobnym, niewidocznym z daleka drukiem. Na folderach i plakatach pomijane są dodatkowe opłaty i prowizje. Przykładem jest np. reklama tzw. pożyczki od serca SKOK Stefczyka, której oprocentowanie wynosi 9,6 proc. w skali roku. Dopiero po bliższym zapoznaniu się z warunkami okazuje się, że do tego dochodzi 7,5 proc. prowizji, a dodatkowo jeszcze tzw. opłata przygotowawcza – 20 zł.

Jak podaje „Rzeczpospolita” liczne skargi dotyczące wprowadzających w błąd reklam i ofert dostaje arbiter bankowy, powołany do rozstrzygania sporów pomiędzy bankami i ich klientami. – Klienci banków skarżą się na bardzo długie oczekiwanie na kredyt, nawet do 2 tygodni, podczas gdy bank reklamuje się, że przyznaje go w 48 godzin – mówi Katarzyna Marczyńska, arbiter bankowy. Jej zdaniem pojawiają się też wnioski dotyczące kart kredytowych, które teoretycznie banki wydają bez poręczycieli i zabezpieczeń, nie informując w reklamie, że dotyczy to wyłącznie posiadaczy kont osobistych w danym banku. – Jedna z klientek chciała skorzystać z takiej oferty i okazało się, że aby dostać kartę, musi podpisać weksel in blanco – twierdzi Marczyńska.

Oprócz arbitra, przy Związku Banków Polski działa Komisja Etyki Bankowej, która czuwa nad przestrzeganiem przez banki i ich pracowników zasad dobrych praktyk. Zdaniem Katarzyny Zajączkowskiej-Weremczuk, radcy prawnego z ZBP, od kilku lat do komisji nie wpłynęła żadna skarga klienta lub banku na treść reklam. Ostatnia taka sprawa dotyczyła reklamy Inteligo: kilku konkurentów poczuło się urażonych m.in. sloganem „Nie funduj bankowi marmurowych schodów”.

Bankowcy ostrzegają, że reklamy mogą stać się jeszcze bardziej agresywne. – Bez względu na to, jaki produkt się reklamuje, zawsze szuka się korzyści, która przyciągnie uwagę potencjalnych klientów. W tym przypadku pokazuje się określoną wysokość oprocentowania. I nie jest to kłamstwo – wyjaśnia Magdalena Szczepkowska z agencji reklamowej Henyo Behrendt.