LUX MED będzie miał własną kartę kredytową!

Polska służba zdrowia jaka jest, tego nikomu mówić nie trzeba. Mit bezpłatnych usług medycznych nie pozwala sprywatyzować tej studni bez dna, a z roku na rok jest tylko gorzej. Optymiści, a są jeszcze tacy, twierdzą, że i tak nie jest tak źle, bo na przykład w supermocarstwie, jakim są Stany Zjednoczone, żadnego ubezpieczenia medycznego nie ma coś około 45 mln ludzi. Ot, liberalizm.Na wzburzonym oceanie kolejek, numerków i odległych terminów, prawdziwą oazą spokoju wydają się być prywatne kliniki i przychodnie. To całkiem duży i zyskowny rynek. Jak się okazuje poza obowiązkowym ubezpieczeniem, które w praktyce nic nie daje, sporo ludzi gotowych jest płacić grube pieniądze za dobrą opiekę medyczną. W sumie gdyby nie to, to pewnie w Polsce nie wystartowałyby prywatne ubezpieczenia zdrowotne, takie jakie oferuje Signal Iduna. Jednym słowem konkurencja jest i to duża i miejmy nadzieję, że w końcu ktoś będzie miał odwagę powiedzieć, że obecny model państwowej służby zdrowia to jedno wielkie oszustwo i trzeba go szybko zmienić.

Zanim do tego dojdzie, prywatne kliniki będą walczyły o klientów. Nawet nie śledząc zbyt uważnie tego rynku, można stwierdzić, że konkurencja jest tam bardzo zacięta. Zapewne dlatego jeden z liczących się graczy postanowił poprawić swoją przewagę konkurencyjną w tak nietypowy sposób, a mianowicie… wydając własną kartę kredytową i wprowadzając program lojalnościowy. Coś, co na świecie jest czymś zupełnie naturalnym, w Polsce zwraca jednak uwagę.

Swoją własną kartę kredytową za chwilę będzie wydawał LUX MED. Ta ogólnopolska sieć klinik działa w Polsce od 1993 roku. W tym czasie z lokalnej, warszawskiej placówki medycznej rozwinął się w firmę sieciową, obejmującą swym zasięgiem cały kraj. W całej Polsce z usług LUX MED korzysta 250.000 pacjentów indywidualnych oraz ponad 175.000, którymi firma opiekuje się w ramach abonamentów pracowniczych. Jednym słowem duża i ciągle rosnąca grupa zadowolonych klientów.

I właśnie dla zwiększenia ich satysfakcji i lojalności powstała razem z BZ WBK (no z kim mogłaby innym?) karta kredytowa Visa LuxMed. Jak zwykle w przypadku co-brandów tego banku, oferta jest atrakcyjna. W pierwszym roku karta wydawana jest bezpłatnie. W kolejnych latach wystarczy na karcie zrobić średni obrót w wysokości 1 tysiąca złotych miesięcznie, by zostać z niej zwolnionym. W innym przypadku karta kosztuje maksymalnie 58 zł (2,5% wysokości przyznanego limitu). Oprocentowanie 22%, pierwsze trzy miesiące 0%. Oczywiście chip, a poza tym bezpłatne ubezpieczenie wkładu własnego klienta. Warunki finansowe, być może poza oprocentowaniem, bardzo dobre i tutaj nie ma do czego się przyczepić.

Równie ciekawie zapowiadają się korzyści od strony samego LUX MEdu. Jak nam się udało dowiedzieć u źródła, karta będzie powiązana z powstającym programem lojalnościowym. Za każdą transakcję bezgotówkową dokonaną kartą, jej użytkownik zdobywa punkty. Będzie je można wydać na bezpłatną wizytę u wybranego specjalisty. Dysponując mniejszą liczbą punktów, będzie można dostać również specjalny rabat w wysokości nawet 50% normalnej ceny. Oprócz tego płacąc kartą (również innych, wybranych banków), można liczyć na 10% rabat.

Wydaje się, że dla stałych klientów może to być ciekawa propozycja – zwłaszcza, że zdobywaniem klientów zajmie się sama firma. Zobaczymy jak będzie z samą sprzedażą karty, chociaż my zasugerowaliśmy, że można zastosować model wprowadzony właśnie przez Orange i mBank. Teoretycznie nie trzeba tutaj robić zbyt szczegółowego scoringu dla klienta, który opłaca sobie samodzielnie jakiś pakiet, albo przychodzi do przychodni od dłuższego czasu. Lepszego dowodu na wypłacalność raczej nie ma. Zobaczymy. Dla nas idea jest niezmiernie obiecująca i jesteśmy bardzo ciekawi wyników sprzedażowych mBanku. Tak sobie bowiem myślimy, że nawet najlepsza oferta co-brandowa, może zostać zabita przez niedociągnięcia sprzedaży po stronie banku. Jeśli dana osoba ma już KK, to raczej nie będzie się jej chciało spowiadać bankowi i przedstawiać wszystkich zaświadczeń, uzupełniając do tego stos dokumentów, w których często brakuje tylko pytania o numer buta. Ciekawy program może być argumentem, ale desperacja nie sięga często aż tak daleko…