Bardzo często dane makroekonomiczne są tym, co jest w stanie zaskoczyć święcie przekonanych o prognozowanych ruchach giełdowych inwestorów. Czy najaktywniejsza pod względem publikacji godzina 14.30 jest jedynym czynnikiem wpływającym na rynek?
Na przestrzeni lat publikacje makroekonomiczne odgrywały bardzo istotną rolę w kształtowaniu się cen papierów wartościowych. Interdyscyplinarność i ponadprzeciętna istotność danych wpływa w zasadzie na każdy z szerokiego asortymentu instrumentów rynków finansowych, niejednokrotnie burząc pierwotne założenia traderów, spekulantów czy też graczy długoterminowych. Zjawisko to nie powinno jednak dziwić, bowiem dane płynące z gospodarki dają w większości przypadków wiarygodne informacje przekładające się na finansowy los giełdowych spółek, tendencje na rynku surowców, czy też ruchy walut. Grupą inwestorów, których dane mogą zaskoczyć w największym stopniu są zazwyczaj traderzy używający wszelkich narzędzi związanych z analizą techniczną. Stałe, techniczne struktury rynkowe, które zdają się być perfekcyjną zagrywką inwestycyjną nie raz zostały całkowicie zburzone w skutek publikacji danych płynących z gospodarki.
Należy jednak zwrócić uwagę, że same dane makro bałaganu na rynku nie czynią. Podobnie jak prognozowane ruchy na giełdach, tak i szacunki (prognozy) dotyczące wyników makroekonomicznych w znacznie większym stopniu wpływają na decyzje inwestycyjne, aniżeli same faktyczne dane… Wytłumaczenie tego paradoksu może mieć źródło w nieefektywności rynku i czyhających na każdym kroku pułapkach psychologicznych. Z braku alternatywy, większość inwestorów kotwiczy swoje poglądy w konsensusie analityków pracujących na Wall Street, Bloomberg, czy też innej instytucji. Efekt kotwicy jest wszechobecny, bowiem kto lepiej od pracujących kilkanaście (kilkadziesiąt) lat na giełdzie prognostów może zaprognozować ostateczny wynik noworejestrowanych bezrobotnych? Co więcej, danym makro również towarzyszą pewne wcześniej już wspomniane anomalie czy też pułapki psychologiczne. Nierzadko zdarza się, że inwestorzy pozytywnie reagują na niższą niż oczekiwana przez analityków dynamikę spadku PKB, czy też niższą od szacowanej wcześniej stopę bezrobocia. Co prawda niejednokrotnie analitycy zza oceanu mylili się w swoich szacunkach co do ilości nowobudowanych domów w USA o całe polskie miasta (!), jednakże relatywizując dane do wielkości terytorium USA taka rozbieżność mieściła się w zakładanym marginesie błędu.
Wpływ publikacji jest nierozerwalnie związany z godzinami sesji giełdowych, zatem reakcja na pojawienie się wyników gospodarczych jest natychmiastowa. Niejednokrotnie komentatorzy giełdowi wyczekują do ostatnich minut, aby ujawnić wynik publikacji oraz reakcję rynku. Biorąc jednak pod uwagę niedostateczną efektywność rynków, nie zawsze ripostę na dane można racjonalnie wytłumaczyć. Przyjęło się, że najpopularniejszą godziną na publikacje makroekonomiczne jest 14.30 (czasu polskiego). Wtedy bowiem dane zaczynają publikować Amerykanie, mający olbrzymi wpływ na europejskie rynki giełdowe. Omawiana pora nie jest jedynym terminem codziennych publikacji, jednakże ten czas chyba najbardziej zakorzenił się inwestorom w głowie. Jak widać, psychologiczna ekwilibrystyka rynkowa burzy wszelkie założenia śniącego się studentom ekonomii po nocach homo oeconomicus. Jaki jest zatem wpływ poszczególnych danych makro na rynki?
Wskaźniki obiektywne
Wskaźniki obiektywne to zazwyczaj te, które dają się zmierzyć i które nie bazują na intuicji, emocjach lub innych subiektywnych odczuciach konsumentów, menadżerów, czy też biznesmenów. Jeśli chodzi o najpopularniejszy wskaźnik mierzący wzrost gospodarczy – Produkt Krajowy Brutto (PKB) – z teoretycznego punktu widzenia sprawa wygląda dość oczywiście. Praktyka pokazuje jednak zupełnie odmienne reakcje inwestorów niż można by się tego spodziewać – tłumaczy Bogusław Bartoń, prezes One Ray Investment (ORI). Najlepszym tego przykładem jest publikacja amerykańskiego PKB w I kwartale 2009 roku, kiedy to wydawało się, że katastrofalna ujemna dynamika przyniesie głęboką przecenę na światowych giełdach. Amerykańscy inwestorzy zareagowali jednak pozytywnie, ponieważ ujemna dynamika… była lepsza od oczekiwań – dodaje prezes ORI. Przykład PKB to oczywiście kropla w morzu różnych ciekawych zjawisk rynkowych. Wystarczy przez kilka dni permanentnie obserwować rynek, a można się o tym śmiało przekonać.
Widać zatem, że rynkowy kocioł nie zawsze działa zgodnie z ekonomicznym dekalogiem. Oprócz danych, które można (relatywnie) zaprognozować, takich jak: produkcja przemysłowa, ilość nowych budów, inflacja (CPI, PPI), ceny nieruchomości, liczby noworejestrowanych bezrobotnych itd., na rynek dochodzą nieliczne, ale bardzo istotne dane nieprognozowalne. Do takich danych zaliczamy przede wszystkim stopy procentowe, które zależą od subiektywnych decyzji władz centralnych danego kraju. Stopy procentowe są w znacznym stopniu skorelowane z inflacją oraz PKB, jednakże z praktyki wynika, że to raczej decyzje monetarne kształtują gospodarkę. W każdym razie, administracyjnie narzucone stopy procentowe z powodu niskiej relacji w stosunku do ich rynkowych odpowiedników powodują dość zróżnicowane reakcje na rynkach. Podwyżka stóp procentowych nie zawsze powoduje przecenę na rynkach akcji. Dlaczego? Bo oczekiwania mogły być zgoła inne. W innej sytuacji, nie zawsze obniżenie stóp procentowych będzie wpływało pozytywnie na ceny instrumentów dłużnych. Odpowiedź jest równie prosta, a zarazem skomplikowana jak w przypadku ich podniesienia.
Wskaźniki subiektywne
Wskaźnikami subiektywnymi można nazwać te, które kojarzą się z ankietowaniem konsumentów, menedżerów i ogólnie biznesmenów. Badania można przeprowadzić za pomocą telefonów lub też ankiet. Najbardziej znanymi wskaźnikami są indeksy PMI, ISM, wskaźnik nastrojów gospodarczych, wskaźnik Uniwersytetu Michigan itd. Często wytykanym problemem wymienionych wskaźników jest ich subiektywizm. Niemniej jednak wiele z nich jest na tyle zakorzeniona w umysłach graczy, że każde odchylenie od normy powoduje nierzadko silną reakcję na rynkach.
Przyglądając się kalendarzom makroekonomicznym oraz licznym publikowanym danym, niełatwo jest wyselekcjonować wydarzenia, na które akurat w danych momencie zareagują inwestorzy. Aby zmierzyć wpływ publikacji na rynek, należałoby oszacować ruchy cen za pomocą odpowiednich narzędzi statystycznych. Ilość wydarzeń makroekonomicznych w czasie obecnej (minionej?) bessy zalewała inwestorów na tyle intensywnie, że bardzo trudno ocenić racjonalność każdej decyzji. Gracze rynkowi różnie reagowali na publikacje, niejednokrotnie burząc zasady ekonomicznej logiki. Czy istnieje zatem okres, podczas którego decyzje będą odbierane zgodnie z odpowiednią racjonalnością? Wydaje się, że ostatni cykl giełdowy ponownie zburzył ideał racjonalnego inwestora. Czy zatem zwiększenie wątpliwych regulacji pomoże w reaktywacji idealnego modelu racjonalnego inwestora? Oby tylko wspaniały studencki sen wyidealizowanego homo oeconomicus nie zmienił się w kompletnie niepraktyczny i jeszcze bardziej powszechnie egzekwowany koszmar.
Wojciech Demski
Źródło: IPO Sp. z o.o.