Z ostatniego raportu serwisu Oferty.net wynika, że w styczniu obniżka na rynku wtórnym wyniosła od 0,1 do 2,7 proc. Najmniej staniały nieruchomości w Krakowie, Gdańsku i Warszawie (0,2 – 0,3). Natomiast najbardziej w Lublinie i Szczecin (do 2,7 proc.). Co więcej, w niektórych dzielnicach mieszkania nawet nieznacznie zdrożały. Tak jest np. na warszawskim Targówku, Białołęce i Pradze-Południe. Znaczne wyhamowanie spadków to efekt o wiele mniejszej podaży używanych lokali.
Zdaniem Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net szybkie osłabienie złotego sprawia, że zamienienie trwałego dobra, jakim jest nieruchomość, na polską walutę zaczęła mijać się z celem. W dobie kryzysu nawet taniejące nieruchomości pozostają zdecydowanie bezpieczniejszą lokatą kapitału niż akcje na giełdzie czy jednostki funduszy inwestycyjnych. Te bowiem notują kilku- czy kilkunastoprocentowe spadki wartości nawet w ciągu jednego dnia.
– Obecnie na rynek trafiają przede wszystkim nieruchomości, których właściciele zmuszeni są do szybkiej sprzedaży w związku z koniecznością pozyskania pieniędzy na pokrycie innych wydatków lub zobowiązań – tłumaczy Drogomirecki. Może to być na przykład chęć wykończenia zakupionego wcześniej nowego mieszkania lub konieczność rozliczenia się z deweloperem przy odbiorze lokalu kupowanego na rynku pierwotnym.
Znacznie większe obniżki obserwujemy na rynku pierwotnym. Deweloperzy, którzy mają coraz większe problemy ze sprzedażą mieszkań, mocno obniżają ceny. Doszło już do tego, że przez telefon można wynegocjować kilkadziesiąt tysięcy złotych rabatu. A jeszcze więcej podczas spotkania z handlowcem.
W przypadku niektórych deweloperów sprzedaż nowych lokali w czwartym kwartale ub. roku była nawet ponaddziesięciokrotnie mniejsza niż rok wcześniej. Większość z nich negocjuje już z wykonawcami robót wartość podpisanych kontraktów i terminy zapłaty.
A jest z czego obcinać, bo podczas boomu na rynku nieruchomości udział robocizny w kosztach całej inwestycji wzrósł z 15 do 25 proc.
Henryk Sadowski