W świecie finansów słowo elegancja i styl najczęściej pada w przypadku przejęcia spółki przez inną, większą. Bądź w momencie, kiedy menedżer zmienia pracodawcę – obie strony mogą się pożegnać ze smakiem lub po prostu pożegnać chłodno.
Kiedy jednak spojrzymy na oferty inwestycyjne dla finansistów, szybko orientujemy się, że to trudny temat – bowiem standardowe propozycje banków to w znacznej mierze oferty przygotowywane przez tych samych menedżerów, którzy mogą się stać ich odbiorcami. Chyba że poszukamy w ofertach, które na co dzień z inwestycjami raczej się nie kojarzą.
Kupowanie pieniędzy
Działalność bankowa to nic innego jak kupowanie pieniędzy za pieniądze i sprzedawanie ich za jeszcze większe pieniądze. Jest jednak płaszczyzna, na której kupowanie pieniędzy odbywa się przy zachowaniu najwyższej elegancji – to numizmatyka, coraz popularniejsza wśród europejskich finansistów.
Numizmatyka to najbardziej artystyczna forma inwestowania w pieniądz. Monety kolekcjonerskie, wybijane przez mennice całego świata w ilościach kilku, kilkunastu czy maksymalnie kilkuset egzemplarzy są często małymi dziełami sztuki. Podobnie jak banknoty okolicznościowe, których cena już w momencie pojawienia się na rynku często kilkunastokrotnie przewyższa sam nominał banknotu. I z każdym miesiącem jego wartość wzrasta, osiągając po dekadzie niebotyczne stopy wzrostu.
Największy polski sprzedawca monet, czyli Skarbnica Narodowa obsługująca sprzedaż monet okolicznościowych większości światowych mennic, skupia się na zaspokajaniu potrzeb indywidualnych kolekcjonerów. Przy czym pracownicy Skarbnicy nie ukrywają, że nawet dla największego miłośnika monet, kolekcja zawsze pozostanie lokatą kapitału – często przenoszoną w czasie dla następnych pokoleń.
Nawet sami finansiści, którzy niechętnie pod nazwiskiem opowiadają o swoich zbiorach, przyznają, że monety są doskonałą lokatą kapitału. Bo choć ich cena w ostatecznym rozrachunku jest nieprzewidywalna, bywa powiązana z ceną kruszcu inwestorskiego, z jakiego ją wykonano. Tak więc złoto i kamienie szlachetne, stanowiące często podstawę numizmatycznych skarbów to dobra, których cena rośnie w funkcji czasu. Przede wszystkim dlatego, że i złota, i kamieni szlachetnych jest coraz mniej.
Ale finansiści-kolekcjonerzy mogą (i coraz częściej to czynią) inwestować swoje pieniądze także w monety pamiętające jeszcze podział na Nowy i Stary Świat, a nawet początki naszej cywilizacji.
Od niedawna Skarbnica Narodowa oferuje 555 monet i zestawów w stanie kolekcjonerskim z wraku statku „Sao José”. To oryginalna i unikalna kolekcja monet pochodzących z XVII wieku, wydobytych z wraku legendarnego statku „Sao José”. Na specjalne zaproszenie Skarbnicy Narodowej do Polski przyjechał Nicolaus hrabia Sandizell, który z ramienia firmy Arqueonautas Worldwide nadzorował oraz aktywnie uczestniczył w procesie odnalezienia legendarnego skarbu.
– Odkrycie wraku „Sao José” było wyjątkowym wydarzeniem z dwóch powodów: kulturowo-historycznego, gdyż wiemy, że na pokładzie statku znajdował się Francisco da Gama – wicekról Indii zjednoczonej korony Hiszpanii i Portugalii oraz ze względu na wartość handlową przewożonego skarbu, który udało się nam odzyskać – uważa Nicolaus hrabia Sandizell.
Skarbnica Narodowa jest wyłącznym dystrybutorem monet z wraku statku „Sao José” w Polsce. Ich cena jest zróżnicowana ze względu na stan zachowania numizmatów – im lepiej zachowane szczegóły, tym większa wartość.
Inwestycyjna biżuteria
Do jednej z obowiązujących od dawna mód inwestycyjnych należy również skupowanie złota i kamieni szlachetnych. Od blisko 30 lat cena złota rośnie i nic nie wskazuje na to, by miało się to nagle zmienić. Przede wszystkim dlatego, że jest mocno powiązana z ceną ropy. Wraz ze wzrostem cen ropy rośnie również cena złota, ponieważ – z ekonomicznego punktu widzenia – złoto stanowi niejako zabezpieczenie wobec groźby zakręcenia kurka. Lokata oszczędności w złoto jest wybierana szczególnie chętnie w chwilach eskalacji napięć na rynku międzynarodowym oraz w warunkach wysokiej inflacji. Jest to również pewna forma zabezpieczenia przyszłości, a co najważniejsze, złoto nie podlega negatywnemu oddziaływaniu ze strony spekulantów czy błędnych decyzji rządowych.
Eksperci uważają, iż inwestycja w złoto powinna być zaplanowana na, co najmniej, dwa lata. I co najmniej tak długo sztabki złota trzymają w skrytkach bankowych finansiści inwestujący w taki właśnie sposób. Szczególnie, że coraz więcej banków decyduje się na umożliwienie tej formy lokaty kapitału. Jeżeli jednak nie możemy kupić złota we własnym banku, sztabkę z chęcią sprzeda nam Narodowy Bank Polski.
Finansiści przyznają, że magii złota trudno się oprzeć. Regułą staje się to, że każdy, kto choć raz weźmie do ręki sztabę złota, chce ją mieć na własność. Złoto trzymane w rękach przemawia do wyobraźni. Kiedyś każda rodzina trzymała w domu złoto jako zabezpieczenie, lokatę kapitału. Dziś lokaty w złoto to nie tylko zabezpieczenie przyszłości. To również intratna inwestycja.
Każda taka sztaba – bez względu na jej wielkość (a największe ważą równy kilogram) – jest certyfikowana i stemplowana. Tę największą możemy kupić za kilkanaście tysięcy euro i jeżeli mamy dobrze zabezpieczony sejf w domu, możemy się nią pochwalić przed kolegami menedżerami. A ile szyku jest w pokazaniu kilku sztab ustawionych jedna na drugiej?
Nieco większym wyzwaniem dla finansistów wciąż pozostają brylanty. Dla poszukujących nowych, wyrafinowanych obszarów działalności inwestycyjnej brylanty mogą stanowić intrygujące wyzwanie, połączone dodatkowo z szansą przeżywania magii obcowania z najpiękniejszymi tworami natury. Bankowcy sami nie podejmują się doradzania w kwestii doboru kamieni. Współpracują z ekspertami, firmami jubilerskimi i domami aukcyjnymi.
Jak zatem potraktować kupno brylantów: jako inwestycję, czy lokatę kapitału? Wydaje się przecież, że majątek w złocie czy brylantach to polisa na życie, bo bez względu na koniunkturę te dobra zawsze będą atrakcyjne i zawsze znajdzie się na nie nabywcę.
Inwestycje w wyrafinowane aktywa mogą być alternatywną możliwością pomnożenia kapitału – zgadzają się bankowcy. I pytani o wyrafinowane instrumenty jednym tchem wymieniają brylanty obok złota i numizmatycznych dzieł sztuki. Takie inwestycje mogą dawać duże zyski w długim horyzoncie czasowym. Na świecie trwa w ostatnim czasie boom na inwestowanie w brylanty.
Ceny brylantów wzrastają tak szybko, ponieważ światowe zasoby diamentów znacząco się kurczą. Znawcy rynku brylantów są przeświadczeni, że wzrost ich wartości będzie w ciągu najbliższych lat wynosił w granicach 5 proc. w skali roku. To dużo biorąc pod uwagę wartość samego kamienia.
Każdy, kto decyduje się na zakup biżuterii z brylantami, czy to w formie inwestycji czy na prezent, powinien wiedzieć, dlaczego dwa podobnej wielkości kamienie mogą mieć zupełnie inną cenę. O wartości każdego z nich decyduje zespół czterech czynników – liczby karatów, koloru, przejrzystości i szlifu.
Każdy dostępny w sprzedaży brylant posiada certyfikat z dokładnymi informacjami na temat przymiotów tego konkretnego kamienia. Opisują je specjalnie szkoleni rzeczoznawcy – wąski klub osób (nawet w skali świata), które na brylantach znają się doskonale, a bywa, że rozpoznają nawet poszczególne kamienie.
I tak, karat to jednostka masy używana do określania wielkości kamieni szlachetnych. W odniesieniu do innych jednostek masy karat odpowiada 0,2 g.
Przez barwę diamentu rozumiemy względny brak zabarwienia lub zabarwienie. Najbardziej cenione i najdroższe są brylanty białe o niemalże nieuchwytnym błękitnym blasku, biorącym się ze zdolności oszlifowanego kamienia do koncentrowania światła UV. Najczęściej występują diamenty o odcieniu żółtawym, dlatego ocena barwy diamentu bazuje na stopniowaniu nasycenia barwą żółtą.
Diamenty powstają z węgla krystalizującego się pod ogromnym ciśnieniem i w wysokiej temperaturze w magmie wulkanicznej, co może powodować inkluzje w kamieniu. Wrostki mogą mieć różną barwę i formę. Mogą to być bezbarwne pęcherzyki gazu, czarne fragmenty węgla, brązowe, zielone fragmenty innych skał wulkanicznych. Niektóre cechy są bardziej widoczne gołym okiem inne mniej i ten czynnik jest uwzględniany przy ocenie wartości kamienia. Jeśli ślad działania przyrody czy naturalne niedoskonałości są bardzo duże lub intensywne w kolorze może to wpływać negatywnie na blask brylantu. Idealnie czysty diament to taki, w którym doświadczony rzeczoznawca przy użyciu lupy o 10-krotnym powiększeniu nie jest w stanie dostrzec żadnych inkluzji we wnętrzu kamienia.
Przejdźmy do cięcia, czyli sposobu oszlifowania diamentu. Przez cięcie nazywane również szlifem rozumie się wszystko, co jest związane z obróbką kamieni – nadanie określonej formy i pokrycie całej powierzchni symetrycznymi płaszczyznami. Najbardziej rozpowszechniony jest szlif brylantowy, który wykorzystywany jest w większości biżuterii z brylantami. Posiadacze brylantów podkreślają, że prawdziwym pięknem diamentu jest jego zdolność odbijania światła, co czyni szlifowanie surowych klejnotów wysoce skomplikowanym procesem, wymagającym ogromnych umiejętności.
Zarobić na winorośli
Czas przyjrzeć się kolejnej ekskluzywnej – i jako żywo eleganckiej – formie inwestowania pieniędzy. Formie, która dopiero zdobywa polski rynek i nie jest jeszcze poznana w tak doskonały sposób jak złoto, brylanty czy dzieła numizmatycznej sztuki. Chodzi o kupowanie wina. Można w trunek inwestować na trzy różne sposoby. Pierwszym jest zakup kontraktu terminowego na wino leżakujące w beczkach lub butelkach z terminem odbioru określonym na dwa do trzech lat. Jedną taką butelkę kupuje się za 30-50 proc. wartości. Kolejnym sposobem – najprostszym – jest zakup skrzynek wina i ich sprzedaż po określonym czasie. To najbardziej popularna w Europie forma inwestowania w trunek Dionizosa.
Trzecią formą jest wejście do funduszu inwestującego w wino. Minimalna kwota wejścia do takiego funduszu to obecnie 50 tys. euro. Fundusze są zlokalizowane w rajach podatkowych, mają bardzo wysokie prowizje, jednak ich zyskowność jest zdecydowanie mniejsza niż w przypadku wykupienia kontraktu czy skrzyni dobrego rocznika.
Cały segment inwestycyjny, w którym pierwsze i jedyne skrzypce gra wino, nazywany jest na świecie, jak łatwo się domyślić, wine banking. W Polsce tylko jedna firma oferuje tego typu możliwości inwestycyjne. Rekomendowane kwoty wejścia do inwestycji wahają się od 6600 do niemal 3 tys. funtów brytyjskich. Horyzont inwestycyjny oceniany jest na okres od pięciu do dziesięciu lat.
Jak zapewniają specjaliści od inwestycji alternatywnych, główną przewagą takich inwestycji jest niezależność od zewnętrznych czynników makroekonomicznych. Oprócz oczywistej przyjemności płynącej ze spożywania szlachetnych win, można tymi winami zabezpieczać wiele innych inwestycji na rynku kapitałowym. Przy zakupie wina należy szczególną uwagę zwrócić na liczne czynniki decydujące o późniejszej możliwości sprzedania wina na rynku wtórnym, brokerom lub poprzez aukcje. Doradcy zajmujący się inwestowaniem w wino nie tylko pomagają wybrać odpowiedni rocznik i gatunek trunku, ale również stworzyć od podstaw własną piwnicę. Do najbardziej zyskownych inwestycji na rynku wina należą inwestycje w skrzynki wina grand crus. Inwestycje te pozwalają zarabiać inwestorom nawet 400-500 proc. w skali pięciu lat. Bardzo rzadko zdarza się, aby cena za skrzynkę wina spadła; jeśli zdarzają się korekty ceny, zwykle oscylują wokół paru punktów procentowych. Wina zakupione przez polskich inwestorów przechowywane są w zagranicznych piwnicach. Ze względu na specyfikę wina jako produktu, inwestycje oparte na winie są zdecydowanie długoterminowe. Klienci mogą wybierać spośród produktów opartych na połowie skrzynki bądź jednej skrzynce, czy funduszy zamkniętych opartych o kilkanaście bądź kilkadziesiąt skrzynek wina.
Paweł Pietkun