Na zakupy wydamy więcej i to pomoże nam uciec recesji

Sprzedaż detaliczna w Polsce będzie więc wciąż rosła. Niestety, musimy zapomnieć o kilkunastoprocentowym tempie, do jakiego się przyzwyczailiśmy w ostatnich latach.

GUS ogłosi dziś wyniki sprzedaży detalicznej w styczniu. Oczekiwania ekspertów są wyjątkowo rozbieżne: według BGŻ wzrost wyniósł 4,2 proc. w skali roku, za to Deutsche Banku zapowiada zaledwie 0,7 proc. Są też tacy, którzy mówią o spadku, nawet o kilka procent.

Niepewność ekspertów wynika z bardzo różnych danych docierających z gospodarki. Z jednej strony przeciętny Kowalski ma w portfelu więcej: płace w styczniu były wyższe o 8,1 proc. niż przed rokiem, płaca minimalna wzrosła o 150 zł, fiskus zmniejszył podatek dochodowy.

Z drugiej strony – przeciętny Polak boi się kryzysu: stopa bezrobocia w styczniu mogła sięgnąć 10,5 proc., a produkcja przemysłowa spadła aż o 14,8 proc. Kowalski zaczyna więc oszczędzać. Odczuli to już m.in. sprzedawcy samochodów – z danych zrzeszenia producentów ACEA wynika, że w styczniu sprzedaż aut spadła o 5,3 proc.

Ale ekonomiści uważają, że konsumpcja wewnętrzna w najbliższych miesiącach pozostanie czynnikiem, który będzie napędzał gospodarkę i uchroni nas przed recesją. Im więcej będziemy kupować – tym lepsze będą wyniki polskich firm, tym mniej skłonne będą ciąć zatrudnienie.

Nadzieją dla nich jest też słaby złoty, który sprawia, że drożeją produkty importowane. – Pozytywny efekt słabego złotego widzimy już w strefie przygranicznej: Niemcy, Słowacy i Litwini ruszyli na zakupy u nas – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku.

Nadzieję budzą też dane o sprzedaży detalicznej w innych krajach: W styczniu, po raz pierwszy od pół roku, wzrosła ona w USA – o 1 proc., rośnie też w Wielkiej Brytanii – o 3,6 proc.

Joanna Pieńczykowska