Grupa Louis Vuitton Moet Hennessy przejęła kontrolę nad Tiffany & Co. za ponad 16 miliardów dolarów. Czy przy finalizacji największego przejęcia na rynku dóbr luksusowych w historii nastąpi skok kursu euro i dolara?
Rynek walutowy często jest postrzegany jako domena krótkoterminowego kapitału spekulacyjnego. Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej złożona. Wśród jego uczestników znajdziemy także przedsiębiorstwa, których działalność operacyjna i finansowa potrafi incydentalnie lub cyklicznie wpływać na notowania walut.
Finalizacja LVMH i Tiffany’s, największego przejęcia na rynku dóbr luksusowych w historii, spowoduje, że LVMH mocniej rozepchnie się w branży jubilerskiej i rzuci wyzwanie szwajcarskiemu właścicielowi Cartiera.
LVMH – za tym skrótem stoi francuski potentat na rynku dóbr luksusowych. Jego poszczególne litery tworzą nazwy flagowych produktów: galanteria Louis Vuitton, szampany Moët i koniaki Henessy. Katalog marek koncernu jest jednak znacznie szerszy i tworzą go m.in. TAG Heuer, Marc Jacobs, Fendi, Givenchy, Dior Perfums i ponad kilkadziesiąt innych. Koncern jest też właścicielem sieci perfumerii Sephora. W ostatnim roku sprzedaż notowanej na paryskiej giełdzie firmy zbliżyła się do 55 miliardów euro, a czysty zarobek przekracza 7 miliardów euro.
Kiedy do katalogu marek wejdzie Tiffany’s – legendarna amerykańska firma jubilerska, na rynku dojdzie do przetasowania. Wynika to z siły marki, która swoje miejsce w popkulturze zawdzięcza opowiadaniu Trumana Capote’a i jego ekranizacji z ikoniczną Audrey Hepburn w roli głównej. Właściwie można powiedzieć, że „Śniadanie u Tiffany’ego” zrobiło z tej firmy symbol materialnego pożądania, który wyrażony jest w filmowym cytacie: „Nie chcę niczego mieć, dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym ja i otoczenie będziemy do siebie pasować. Nie wiem jeszcze, gdzie to jest, ale wiem dokładnie, jak tam będzie – jak u Tiffany’ego”.
Fala fuzji, odpływ kapitału
Co to ma wspólnego z EUR/USD? Zarówno mniejsze firmy, jak i wielkie przedsiębiorstwa to ważni uczestnicy rynku walutowego. Wywoływane przez nie przepływy kapitału często – niezamierzenie – ale znacząco wpływają na kursy. Jednym z takich przykładów są właśnie transgraniczne fuzje i przejęcia.
W największym uproszczeniu firma z jednego kraju musi kupić walutę kraju, by zapłacić za obejmowane udziały. Gdy kwoty takich operacji sięgają miliardów może mieć to znaczny wpływ na notowania walut, zarówno w momencie ogłaszania transakcji, jak również w trakcie jej przeprowadzenia. Walutami, które w ostatnich latach były pod wielokrotnym wpływem fuzji i przejęć są m.in. dolar kanadyjski i funt szterling. W tym drugim przypadku sztandarowym przykładem jest przejęcie przez Anheuser-Busch InBev koncernu SABMiller w transakcji wartej aż 68 miliardów funtów.
Okazuje się, że LVMH prawdopodobnie porzuci pierwotne plany częściowego sfinansowania transakcji emisją dolarowych obligacji. Oznacza to, że sprzeda więcej euro (by kupić dolary) niż się wcześniej spodziewano. Koncern uplasował bowiem w kilku transzach dług denominowany we wspólnej walucie (i funtach), którego łączna wartość przekracza 9 miliardów euro. LVMH chce wykorzystać także wolne środki.
Nic dziwnego, w końcu 6,5 miliarda euro zgromadzone na firmowych kontach podlega ujemnym stopom procentowym. Ot, kolejny przykład jak daleko posunięte jest luzowanie monetarne przez Europejski Bank Centralny i jak potężny ma wpływ na funkcjonowanie biznesu. Zresztą polityka EBC skutkuje masowym poszukiwaniem przez inwestorów jak najwyższych stóp zwrotu na rynkach długu – zarówno skarbowego, jak również korporacyjnego. Bardzo silny popyt i wynikające z niego niskie koszty pozyskiwania kapitału na rynku obligacji stoją u podstaw sukcesu tej emisji i wielu jej podobnych. Dowodów na potwierdzenie tej tezy nie trzeba szukać daleko. W pierwszym tygodniu lutego osiągnięto nowy rekord emisji obligacji w euro. W pięć dni firmy pozyskały aż 26,5 miliarda euro.
Emitenci wybierają Europę
Należy odnotować, że europejski, bardzo chłonny i atrakcyjny rynek długu coraz silniej przyciąga także amerykańskie przedsiębiorstwa i koncerny cieszące się bardzo wysoką wiarygodnością kredytową. Papiery w euro uplasował m.in. IBM. Takie obligacje noszą angielską nazwę reverse yankee euro bonds. Wśród amerykańskich potentatów, obok IBM, jako źródło finansowania wykorzystuje je m.in. Coca-Cola. „The Wall Street Journal” szacuje, że w 2019 roku łączna wartość takich emisji przekroczyła 100 mld euro i była ponad 100 proc. wyższa niż rok wcześniej. Trudno się dziwić lawinowemu wzrostowi popularności – bazując na wskaźnikach ICE BofAML można ocenić, że w największym uproszczeniu koszt finansowania w dolarze jest prawie 2,4 pkt proc. wyższy niż w euro.
Nie można jednoznacznie ocenić jaki odsetek emisji tworzy dodatkową podaż wspólnej waluty, ale jest to kolejny przykład tego jak działalność firm może wpływać na rynek walutowy. Całe zjawisko można przyporządkować do drugorzędnych czynników negatywnych dla euro. Na marginesie warto dodać, że opisywane emisje dla międzynarodowych koncernów uzyskujących przychody w wielu walutach mogą pełnić dodatkową rolę w zabezpieczaniu ryzyka kursowego (tzw. hedging naturalny).
Fiskus pomaga rublowi
Przykłady incydentalnego wpływu działalności firm na notowania walut są częste. Regularne jednak także się zdarzają – np. w Japonii lub w Rosji. Wielokrotnie zdarzały się lata, że pod koniec marca, gdy kończy się japoński rok fiskalny, eksporterzy masowo kupowali jena, a przepływy te przekładały się na umocnienie waluty. Wschodzący rynek rosyjski z kolei pokazuje, że przedsiębiorstwa uzyskujące przychody w euro i dolarach preferują utrzymywanie twardych walut. Preferencja umocniła się wśród rosyjskich przedsiębiorców, gdy rubel znalazł się w potężnych tarapatach po nałożeniu szeregu sankcji przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską.
Oczywiście część zobowiązań, m.in. fiskalnych, musi być regulowana w walucie krajowej. W rezultacie ostatnia dekada każdego miesiąca to okres, w którym przedsiębiorcy wymieniają dewizy na ruble przed okresem poboru podatków. Zjawisko to bywa często widoczne w krótkoterminowych wahaniach kursu. Drobne podbicia notowań USD/RUB, czy EUR/RUB są szybko wykorzystywane do sprzedaży walut. Można zatem powiedzieć, że eksporterzy stabilizują kurs rubla.
Kosztowne dywidendy
Druga zidentyfikowana cykliczna tendencja jest już dla rosyjskiej waluty niekorzystna. Część firm i koncernów z tego kraju jest notowana na giełdach gospodarek rozwiniętych, m.in. w Londynie. Cechą charakterystyczną rosyjskiego rynku akcji jest to, że firmy bardzo hojnie dzielą się z udziałowcami wypracowanym zyskiem. Dla uproszczenia odwołajmy się do benchmarkowych indeksów z rodziny MSCI. Stopy dywidendy dla rynku rosyjskiego w szacunkach Bloomberga to aż 8,3 proc. Ten sam wskaźnik dla wszystkich rynków wschodzących to niewiele ponad 3 proc. Konsekwencje tej kombinacji ujawniają się w lipcu oraz sierpniu i są widoczne na poziomie bilansu płatniczego. Spółki wypłacają zyski akcjonariuszom w walutach obcych i często muszą specjalnie w tym celu kupować walutę, co tworzy sezonowe przepływy kapitału niekorzystnie wpływające na siłę rubla.
Bartosz Sawicki, DM TMS Brokers