Kończący się rok to nie tylko spadki na giełdach i gorsze dane ze światowych gospodarek. Obfitował on w sporo korzystnych wydarzeń, których dobroczynne skutki będziemy odczuwać w kolejnych latach.
Mijający rok nie zostanie na rynkach akcji zapamiętany dobrze. Ci, którzy zainwestowali poza USA, Irlandią czy nieco bardziej egzotyczną Tajlandią, najprawdopodobniej liczą straty. Do najmocniejszej przeceny doszło na rynkach wschodzących. Ponad 20% straciły giełdy w Istambule, Moskwie, Warszawie i Szanghaju. Japonia kończy rok na 16% minusie, a europejskie blue chipy potaniały średnio o 14%.
Najmniej ucierpiały rynki najbardziej powiązane z ciągle opierającymi się recesji Stanami Zjednoczonymi (S&P500 zakończy najprawdopodobniej rok na symbolicznym plusie). Londyński FTSE 100 stracił niecałe 3%, tyle samo co meksykańska Bolsa. Status zielonej wyspy odzyskała po latach Irlandia, której giełda zyskała niecałe 2%. To za mało, by powróciło miano celtyckiego tygrysa, jednak parkiet irlandzki ma sporą szansę w przyszłym roku pokazać znacznie więcej.
Coś optymistycznego
Poprawa sytuacji w Irlandii nie jest jednak jedynym ani głównym źródłem optymizmu w mijającym roku. Nastąpiło szereg innych wydarzeń, których pozytywny wpływ będzie pomagał nam jeszcze przez wiele lat. Na razie trudno go zauważyć, gdyż natychmiastowych skutków ciągle brakuje.
Pozytywne tendencje mijającego roku łączą się w dwie grupy. Pierwszą jest postępująca demokratyzacja i otwarcie się wielu państw, które dotąd w niewielkim stopniu partycypowały w światowej wymianie handlowej. Druga to uboczne skutki kryzysu w strefie euro, które w dalszej perspektywie przyniosą poprawę konkurencyjności UE.
Bessa dla dyktatorów
Rok 2011 był najgorszy dla dyktatorów od czasu upadku komunistycznego bloku w latach 1989-1991. Na skutek protestów stracili władzę w Tunezji, Egipcie i Libii. Nawet w Korei Północnej, gdzie dawno już zwątpiono w jakiekolwiek przemiany, doszło – za sprawą nagłej śmierci despotycznego przywódcy – do oddania władzy w ręce jego młodego i wykształconego na Zachodzie syna.
Odejście Kim Jong Ila daje szansę na powolne reformy w stylu kubańskim lub nawet chińskim. Nierozstrzygnięta jest ciągle sytuacja w Jemenie, Syrii i Sudanie, jednak opozycji udało się tam uzyskać przynajmniej obietnicę ustąpienia sprawujących rządy przywódców. Niewykluczone przy tym, że w nadchodzącym roku przemiany w krajach arabskich będą postępować dalej.
Łączny potencjał gospodarczy wymienionych krajów nie przekracza wprawdzie 1% światowego PKB. Jednak ze względu na ich korzystną sytuację demograficzną (już w tej chwili mieszka tam łącznie prawie 200 mln ludzi, czyli prawie 3% ludności świata) oraz lukę technologiczną jaka dzieli te kraje od Zachodu, ich udział w światowym wzroście gospodarczym mógłby być znacznie większy, gdyby doszło do uruchomienia rynkowych reform.
Gospodarcze przebudzenie krajów arabskich z basenu morza Śródziemnego miałoby niebagatelne znaczenie dla ich naturalnych partnerów handlowych z południa Europy. Cały świat zaś skorzystałby na poprawie bezpieczeństwa w regionie, co przekładałoby się między innymi na stabilizację cen ropy.
Kryzys uleczy Europę?
Kryzys w strefie euro ma zapewnione miejsce w podsumowaniu przyszłego roku, a kto wie czy i nie następnego. Sytuacja cały czas jest bowiem niestabilna: nie wiadomo jak finanse publiczne zagrożonych krajów zniosą recesję i na ile trwały jest obserwowany niedawno spadek rentowności papierów włoskich i hiszpańskich.
Jednak druga połowa mijającego roku ma szansę być przełomowa. O ile bowiem nie rozwiązano problemu utraty płynności przez największych dłużników z południa Europy, to wreszcie pojawiła się szansa na rozwiązanie fundamentalnych problemów, które stoją za kryzysem. Te zaś dotyczą dwóch kwestii – niskiej konkurencyjności i nadmiernych wydatków publicznych.
W tej drugiej sprawie przełomem ma szansę stać się grudniowy pakt fiskalny. Jeśli ustalone zostaną skuteczne środki dyscyplinujące, kraje strefy euro wpiszą reguły fiskalne do swoich narodowych konstytucji i zadłużenie publiczne w Europie zacznie wreszcie spadać.
Jest też nadzieja na istotną zmianę w procesie politycznym w Europie. Obiecywanie życia na kredyt i zwiększania wydatków publicznych nie będzie wywoływać takiego poklasku, gdy ludzie będą mieli świadomość, jak takie działania się kończą. Może to nadzieja na wyrost, ale liczę, że pokolenie pamiętające obecne zamieszanie będzie przez dłuższy czas hamująco działało na wydatkowe zapędy rządów.
Gorzej niestety jest z konkurencyjnością, szczególnie niezbędnymi reformami na rynku pracy. Jednak i tu pojawiło się sporo nadziei. Nowo wybrane rządy w Grecji, Hiszpanii oraz we Włoszech obiecują obniżenie kosztów pracy i ułatwienie zatrudniania pracowników. Jest więc spora szansa, że dzięki kryzysowi na rynku długu zostaną przeprowadzone reformy, na które w innej sytuacji przyszłoby czekać co najmniej dekadę.
Źródło: Wealth Solutions