Ustępujący prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet może zapisać się w historii jako drugi i zarazem przedostatni szef tej instytucji. Jego desperackie próby ratowania strefy euro obiektywnie ocenią dopiero historycy, ale noty raczej nie będą zbyt pozytywne.
Październikowy poniedziałek był ostatnim dniem pracy Francuza na stanowisku szefa EBC. Gdy Trichet przychodził na świat, Armia Czerwona kończyła anihilację niemieckiej 6 Armii pod Stalingradem, a wojska amerykańskie wylądowały w Afryce Północnej. W owym czasie zapowiedź powstania Europejskiego Banku Centralnego musiała jawić się jako kompletna niedorzeczność.
Od inżyniera do bankiera
Kariera Jeana-Claude’a Tricheta wygląda na starannie zaplanowaną. 22-letni Francuz zostaje inżynierem, kończąc górniczy uniwersytet w Nancy. Następnie dostaje się na elitarny Institut détudes politiques de Paris, stanowiący kuźnię kadr dla francuskiego państwa. Jego absolwentami było 13 francuskich premierów i dwóch prezydentów: Jacques Chirac oraz François Mitterand. Nauki pobierało tam także wielu przyszłych prezesów korporacji i szefów banków. Jednym z absolwentów paryskiej uczelni i kolegą z roku jest o pięć dni starszy od Tricheta bankier David René de Rothschild.
Zwieńczeniem edukacji przyszłego szefa EBC było ukończenie École Nationale dAdministration, czyli prestiżowej uczelni kształcącej najważniejszych urzędników francuskiej administracji. Jej dyplom jest przepustką do najwyższych stanowisk państwowych, a także do kariery w ściśle powiązanym z rządem francuskim biznesie.
Po dwuletnim epizodzie w sektorze prywatnym w latach 70. Trichet pnie się po kolejnych szczeblach kariery urzędniczej we francuskim fiskusie. W następnej dekadzie doradza ministrom gospodarki i prezydentowi Valéry’emu Giscardowi dEstaing. Osiągając coraz wyższe stanowiska w administracji, zostaje przewodniczącym Klubu Paryskiego. Jego kariera przyspiesza w roku 1987, gdy staje się członkiem założonej przez Fundację Rockefellera Grupy Trzydziestu. To międzynarodowe stowarzyszenie finansistów i szefów banków centralnych zrzesza wielu wpływowych bankierów i ekonomistów. W tym samym roku Trichet zostaje zastępcą gubernatora w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Taką samą funkcję pełni też w Banku Światowym. Dzięki temu od niemal ćwierć wieku Jean-Claude Trichet ma bezpośredni kontakt z najbardziej wpływowymi ludźmi na świecie.
Skandal w Lyonie
W roku 1993 Trichet zostaje prezesem Banku Francji, do czego przygotowywał się od sześciu lat, zasiadając we władzach francuskiego banku centralnego jako przedstawiciel rządu. Jego nominacji nie zatrzymała afera związana z plajtą państwowego banku Crédit Lyonnais. Na skutek wyprowadzenia 130 mld franków ten założony w roku 1863 bank ( znacjonalizowany po II wojnie światowej) omal nie upadł, a francuskie państwo straciło 100 miliardów franków (czyli 14 mld USD – 20 lat temu była to zawrotna kwota). Prokuratura zarzuciła Trichetowi, że jako urzędnik ministerstwa finansów odpowiedzialny za nadzór nad Crédit Lyonnais znał i tolerował nieprawidłowości. W czerwcu 2003 roku Trichet został oczyszczony z zarzutów, co otworzyło mu drogę do fotela prezesa EBC. W czasie śledztwa spłonęły archiwa Crédit Lyonnais w Paryżu i Hawrze. Przed procesem zmarło dwóch najważniejszych świadków.
Mianowanie Tricheta szefem Europejskiego Banku Centralnego było elementem umowy, w ramach której Wim Duisenberg – Holender, pierwszy prezes EBC – zrezygnował w trakcie kadencji, aby ustąpić miejsca Francuzowi. Dla Tricheta było to ukoronowanie kariery nie tylko jako urzędnika państwowego, ale też gorącego orędownika wspólnej europejskiej waluty.
Dobry bankier na dobre czasy
Jean-Claude Trichet rozpoczął kadencję, gdy Stany Zjednoczone i Europa właśnie wygrzebały się z łagodnej recesji po pęknięciu bańki internetowej. Przyspieszająca globalizacja i przenoszenie produkcji do Chin doprowadziły do spadku cen niektórych towarów, dzięki czemu świat Zachodu mógł się cieszyć niższymi wskaźnikami inflacji. Trichet rozpoczął jednak urzędowanie od podwyżek stóp procentowych, podnosząc je z rekordowo wówczas niskiego poziomu 2% do 4% w połowie 2007 roku. Jednakże podwyżki i tak były zbyt małe. Europejskie Bank Centralny przez dwa lata nie był w stanie zbić inflacji HICP poniżej swego statutowego celu („blisko, ale poniżej 2%”). Od maja 2004 r. do sierpnia 2006 r. ceny w strefie euro rosły przeciętnie szybciej niż dozwolone 2%.
Później okazało się, że stopy procentowe EBC były zdecydowanie zbyt niskie jak na możliwości gospodarek Grecji, Irlandii, Portugalii i przede wszystkim Hiszpanii. Tani kapitał zalał rynki przyszłych PIGS, nadmuchując spekulacyjne bańki na rynkach nieruchomości. Równocześnie stopy ustalone przez EBC wydawały się odpowiednie dla największych, ale powolnych gospodarek eurolandu: Niemiec, Francji i Włoch. Winę za błędną politykę monetarną ponosił nie tyle sam Trichet, co podejmująca decyzje drogą konsensusu Rada EBC oraz sama konstrukcja strefy euro zakładająca istnienie jednolitej stopy procentowej dla całego bloku walutowego.
Trichet w ogniu Kryzysu
Sielanka skończyła się w roku 2008, gdy galopujące ceny ropy naftowej podbiły inflację w strefie euro do 4%. EBC zareagował na to spóźnioną (dopiero w czerwcu) i całkowicie błędną, jak się później okazało, decyzją o podwyższeniu stóp procentowych. Trichet mógł się obawiać, że przy obniżającej cenę pieniądza Rezerwie Federalnej podwyżka stóp w EBC nadmiernie wzmocni euro wobec dolara, prowadząc do… jeszcze wyższych cen ropy.
Gdy we wrześniu 2008 roku upadł Lehman Brothers, po raz pierwszy w historii przeprowadzono skoordynowaną obniżkę stóp procentowych, którą 8 października przeprowadziło osiem największych banków centralnych, w tym także EBC. Cena pieniądza w styczniu 2009 r. spadła do 2% – czyli do poziomu z początku kadencji Tricheta.
Dla europejskich banków było to jednak za mało. Jean-Claude w końcu ugiął się pod naciskami bankierów oraz frakcji gołębi w łonie samej Rady. W maju stopy obniżono do zaledwie 1%. Ponadto wprowadzono aukcje, na których banki ze strefy euro mogły pożyczyć od EBC nieograniczoną ilość euro pod zastaw aktywów finansowych „najwyższej klasy”. Pod tę kategorię podpadały obligacje skarbowe wszystkich krajów strefy euro. EBC złamał własne zasady, przyjmując w zastaw obligacje Grecji nawet wtedy, gdy agencje ratingowe zdegradowały je do poziomu śmieciowego, a rynek uznał Ateny za faktycznego bankruta.
W czasach kryzysu EBC stał się przede wszystkim pożyczkodawcą ostatniej szansy dla greckich, irlandzkich, portugalskich i hiszpańskich banków, które funkcjonują tylko dzięki kroplówce finansowej z Frankfurtu. Główny statutowy cel – czyli ochrona siły nabywczej wspólnotowego pieniądza – zszedł na dalszy plan.
Przekroczenie Rubikonu
Nieprzekraczalna granica została przekroczona wiosną 2010 roku. EBC uległ wtedy naciskom europejskich polityków i zaczął skupować obligacje greckie (szacuje się, że w sumie za ok. 50 mld euro), łamiąc przy tym co najmniej kilka paragrafów unijnych traktatów. Oficjalne uzasadnienie tych „niestandardowych operacji” było tak żałosne, że nawet nie zasłużyło na komentarz ze strony ekonomistów.
W grę mógł wchodzić też aspekt psychologiczny. Trichet jako jeden z twórców unii walutowej zwyczajnie nie chciał zostać jej grabarzem i przejść do historii jako ostatni prezes Europejskiego Banku Centralnego. Niezamierzonym skutkiem tej decyzji był rozłam w EBC. W ramach protestu z Rady odszedł Axel Weber, równocześnie rezygnując z kierowania Bundesbankiem. Niemiec znany ze swych „jastrzębich” poglądów był wymieniany jako niemal pewny następca Tricheta. Odszedł także wiceprezes Jürgen Stark.
Było to pierwsze, ale nie ostatnie ustępstwo Tricheta przed europejskimi politykami. W sierpniu 2011 roku EBC rozpoczął masowy skup obligacji Włoch i Hiszpanii, tym razem stawiając jednak twarde warunki. Francuz wysłał włoskiemu premierowi list, w którym domagał się konkretnych oszczędności budżetowych. Silvio Berlusconi zrealizował je błyskawicznie i jeszcze we wrześniu przepchnął przez parlament pakiet zakładający oszczędności rzędu 54 mld euro w ciągu dwóch lat. Uważam, że sierpniowa decyzja o rozpoczęciu skupu włoskich obligacji (która obniżyła rentowność papierów 10-letnich z blisko 7% do 5%) uratowała Włochy przed ogłoszeniem niewypłacalności. Upadek Rzymu oznaczałby zapewne rozpad strefy euro i potężny kryzys bankowy w Europie. W ramach Programu Papierów Wartościowych EBC skupił obligacje krajów PIIGS za łączną kwotę 169,5 mld euro. Według oficjalnych zapewnień operacje te miały być sterylizowane, ale w praktyce była to ordynarna monetyzacja długu publicznego, czego europejskim bankom centralnym robić nie wolno.
Kłopotliwa spuścizna
Ostatnią i ostatecznie przegraną bitwę Trichet stoczył o redukcję długu Grecji. Kierowany przez niego EBC opierał się uznaniu Aten za faktycznego bankruta i spisania na strat przynajmniej połowy greckich obligacji. Przedstawiciele EBC argumentowali, że restrukturyzacja greckiego długu doprowadzi do poważnych perturbacji w sektorze finansowym. Pomijali milczeniem fakt, że EBC jest jednym z głównych wierzycieli Grecji. Nawet 50-procentowe straty na greckich obligacjach mogą wyzerować kapitał własny Europejskiego Banku Centralnego, stawiając go w wyjątkowo niezręcznej sytuacji.
Choć spokojny i rozważny Jean-Claude Trichet do końca starał się prowadzić możliwie rozsądną politykę, pod jego rządami EBC stał się faktycznie gigantycznym „złym bankiem” trzymającym toksyczne aktywa całego europejskiego systemu bankowego. Ponieważ niewypłacalność jakiegokolwiek banku centralnego jest praktycznie nie do pomyślenia, w razie kłopotów z płynnością EBC zacznie drukować euro na masową skalę, prowadząc do hiperinflacji w strefie euro i własnoręcznie niszcząc unijny pieniądz.
Z tymi gigantycznymi i chyba nierozwiązywalnymi problemami zmierzy się już następca Tricheta, Włoch Mario Draghi. Będzie on moim zdaniem ostatnim prezesem Europejskiego Banku Centralnego. To on wraz z władcami Niemiec i Francji najprawdopodobniej ogłosi ostatnią komendę: „Sztandar EBC wyprowadzić!”.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl k.kolany@bankier.pl
Źródło: Bankier.pl