– Dowody są mocne i dlatego mogliśmy postawić Iwonie G. zarzuty – podkreśla prokurator rejonowy Marek Bzunek. – Dodatkowo była dyrektor jest podejrzana o to, że na skutek jej działań bank nie odprowadził do ZUS składek za przepracowane przez pracowników nadgodziny. Nie są to małe kwoty, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę poszkodowanych i czas, w którym nie wypłacano im należnych wynagrodzeń – dodaje.
Podczas przeszukań w banku policja znalazła obciążające Iwonę G. dokumenty. Były to m.in. podpisane przez główną księgową zlecenia wypłaty wynagrodzenia za nadgodziny, które dyrektor zatrzymywała u siebie w szufladzie – informuje dziennik.
Bankowa kariera pani Iwony G. nadal by się rozwijała, gdyby nie donos złożony w prokuraturze przez jednego z jej byłych podwładnych. To był dobry przykład dla innych pracowników. Zaczęli mówić. Obciążające dyrektor zeznania składali zarówno byli, jak i obecni pracownicy oddziału. Nie mają wątpliwości, że to, co działo się u nich, ma miejsce także w innych bankach.
Jak podaje „Rzeczpospolita” pracownicy banku twierdzą, że trudno uwierzyć, żeby przez dwa lata nikt ze zwierzchników Iwony G. nie otrzymał żadnych sygnałów o nieprawidłowościach.
Proszony o komentarz rzecznik banku nie chciał zajmować stanowiska do czasu otrzymania oficjalnych informacji z prokuratury. – Sprawy pracownicze w naszej firmie są traktowane wyjątkowo poważnie i jeżeli zarzuty się potwierdzą, wobec winnych zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje – tłumaczył Robert Moreń.