Partnerzy Inwestycyjni: Window dressing po polsku

Mimo bardzo dobrego zewnętrznego wsparcia przejawiającego się w środowym zamknięciu giełd amerykańskich czy poranno- czwartkowym zamknięciu giełd azjatyckich (nowe rekordy indeksów Hang Seng czy BSE30), krajowym inwestorom sił wystarczyło tylko na otwarcie i pierwsze kilka minut handlu. Potem było już tylko gorzej i gorzej, a zamknięcie wszystkich krajowych indeksów akcji na czerwono z indeksem WIG20 włącznie, tracącym ostatecznie ponad 0,5% (3675,83 pkt.) można uznać za dużą porażkę. Takiego zachowania nie tłumaczą wczorajsze amerykańskie dane, opublikowane o 14.30 czy 16.00. O tej porze byliśmy już wystarczająco nisko, nawet za nisko jak na sesję prawie kończącą miesiąc i III kwartał. Dane były słabe, ale nie na tyle słabe, żeby zniechęcić amerykańskich inwestorów do zakuów na tamtejszym rynku akcji. Po raz kolejny okazuje się, że mimo małego, jeśli nie powiedzieć żadnego, przełożenia tamtejszego kryzysu na rynku nieruchomości czy rynku finansowym związanym z rynkiem nieruchomości, nasi krajowi inwestorzy odpokutowują nie swoje grzechy. Podczas gdy amerykańskie indeksy akcji są 1-2% poniżej szczytów sprzed kryzysu, my jesteśmy cały czas daleko w tyle. Zresztą, z wczorajszych danych z amerykańskiej gospodarki za najważniejsze uznaję dane końcowe dotyczące wysokości PKB w II kwartale (3,8%). Przy takim PKB nie ma mowy o spowolnieniu gospodarki USA, a tym bardziej o jakiejkolwiek recesji. W porównaniu z danym za pierwszy kwartał możemy co prawda mówić o zmniejszeniu dynamiki (3,8% vs 4,1%), tym nie mniej każdy poziom PKB powyżej 3% jest jak dla mnie wyznacznikiem tego, że nie jest tak źle jak próbuje się nam wmówić od dłuższego już czasu. W tym kontekście wcale mnie nie dziwi, że amerykańscy inwestorzy kupują akcje, wspierani dodatkowo oczekiwaniem co do następnego cięcia stóp przez Zarząd Rezerwy Federalnej na posiedzeniu październikowym (prognoza 25 pb). Czy zatem nasz rynek ma jakiekolwiek szanse na to, aby w dniu dzisiejszym zamknąć się na plusie? Zdecydowanie tak, przy czym nie liczyłbym na krajowych inwestorów, a co najwyżej zagranicznych, skuszonych słabym dolarem i rosnącą ceną surowców tj. ropa naftowa czy miedź.