Wbrew obawom i niesprzyjającym okolicznościom, pierwszych sześć miesięcy roku było dla większości giełd udanych. Straty zaliczyły tylko te parkiety, które na to zasłużyły. WIG znalazł się w doborowym towarzystwie.
Spora część ekspertów wyrażała sceptycyzm w kwestii giełdowej koniunktury w pierwszej połowie 2012 roku. Trudno się było temu dziwić. Rok 2011 nie należał do udanych, więc nastroje były kiepskie. Na horyzoncie nie brakowało zagrożeń. Co gorsza, większość z nich rzeczywiście się w pierwszych miesiącach roku ujawniła. Kolejny europejski szczyt ostatniej szansy w grudniu 2011 roku nieco uspokoił rynki, jednak zgodnie uznano, że nie przyniósł przełomu i nie zajął się problemami najbardziej istotnymi dla przezwyciężenia kryzysu. Kłopoty Grecji, Hiszpanii i Włoch nie zaskoczyły jedynie największych pesymistów. Wybory w Grecji dostarczyły podwójnej dawki emocji. Sprawdziły się przewidywania mówiące o pogorszeniu się sytuacji gospodarczej w strefie euro i potwierdziły obawy przed spowolnieniem chińskiej lokomotywy. Co więcej, zadyszka pojawiła się w bardzo dobrze radzącej sobie do niedawna gospodarce amerykańskiej.
Mimo to indeksy na większej części światowych parkietów poradziły sobie całkiem nieźle. Można wśród nich wyraźnie dostrzec trzy segmenty. Grono liderów wzrostów od kilkunastu miesięcy pozostaje niemal niezmienione. Prym wiodą mniejsze giełdy azjatyckie. Pakistan, Wietnam czy Tajlandia to kraje, których gospodarki charakteryzują się największą dynamiką rozwoju i najlepszymi perspektywami na przyszłość, nie tylko tę najbliższą. Kroku dorównuje im Turcja, rynek wciąż bardzo dobrze postrzegany przez globalnych inwestorów instytucjonalnych. Blisko czołówki plasują się także zwykle parkiety najmniejszych krajów naszego kontynentu, jak Estonia czy Islandia.
Spośród tradycyjnych azjatyckich tygrysów niezłą formę trzyma jedynie rosnący o 13 proc. wskaźnik giełdy w Bombaju. To także jedyny przedstawiciel grupy BRIC, który ma czym się pochwalić. Indeks giełdy brazylijskiej zniżkował o 4 proc., a moskiewski RTS spadł o 2 proc. Sytuacja na chińskim parkiecie była zróżnicowana. Shanghai Composite, indeks obejmujący szerokie grono firm, zyskał w pierwszym półroczu zaledwie 1 proc. Shanghai B-Share, grupujący akcje spółek dostępnych inwestorom zagranicznym, poszedł w górę o 9,5 proc. Jest on jednak bardziej zależny od nastrojów panujących na głównych giełdach światowych niż od koniunktury na chińskim rynku.
Wbrew licznym narzekaniom na słabość warszawskiej giełdy, nasze indeksy poradziły sobie całkiem dobrze, nie ustępując pola wiodącym parkietom światowym. WIG zyskał 8,5 proc., czyli tyle samo, co S&P500 i DAX, a WIG20 rosnąc o 6 proc. był odrobinę lepszy niż Dow Jones. Stawka średniaków była wyjątkowo wyrównana, choć jej skład można uznać za mocno zróżnicowany. Tak bliskie sąsiedztwo wskaźników z Irlandii, Singapuru, Meksyku, Polski oraz Niemiec i Stanów Zjednoczonych nie zdarza się zbyt często.
Nietrudno odgadnąć kto znalazł się w gronie największych przegranych ostatnich miesięcy, choć i tu można mówić o niespodziankach. Stawkę outsiderów otwiera Hiszpania, ze spadkiem sięgającym 17 proc. Ale na drugim miejscu znalazł się wskaźnik giełdy słowackiej. Zniżkując o 13 proc. wyprzedził tracące po 10 proc. Ateny i Lizbonę. W kontekście zawirowań na rynku długów, nieźle poradziła sobie giełda w Mediolanie, której indeks w pierwszym półroczu spadł jedynie o 4 proc.
Patrząc bliżej na nasze giełdowe podwórko, trudno mówić o większych niespodziankach. Branżowymi liderami były spółki chemiczne, których indeks zyskał niemal 40 proc. oraz surowcowe, ze zwyżką przekraczającą 25 proc. Wielkim przegranym była branża budowlana, której kłopoty ilustruje prawie 35-proc. spadek branżowego wskaźnika. Po około 6 proc. zniżkowały WIG Deweloperzy i WIG Energetyka. W tym ostatnim przypadku można mówić o pewnym zaskoczeniu. Może nim być także 12 proc. wzrost indeksu największych spółek. To jednak wynik przede wszystkim dynamicznej zwyżki z pierwszych dwóch miesięcy roku. Kolejne stały pod znakiem wyraźnej tendencji spadkowej, a skala ostatniego odreagowania nie napawa optymizmem na najbliższą przyszłość.
W pierwszych dniach drugiego półrocza sytuacja jest nieco podobna do tej, z jaką mieliśmy do czynienia na początku roku. Kolejny szczyt ostatniej szansy uspokoił rynki, ale nie stał się przełomem. Skoncentrował się na doraźnych działaniach, ledwie dotykając problemów systemowych. Z gospodarek europejskiej, chińskiej i amerykańskiej wciąż płyną niekorzystne sygnały. Inwestorzy mogą być jednak dobrej myśli. Największe zagrożenia rozprzestrzenienia się europejskiego kryzysu zadłużenia zostały odsunięte na dalszy plan. Zyskano nieco czasu na działania zmierzające do wsparcia wzrostu gospodarczego i usprawnienia funkcjonowania strefy euro. Ludowy Bank Chin już zaczął łagodzenie polityki pieniężnej. Podobnych posunięć oczekuje się od Europejskiego Banku Centralnego i amerykańskiej rezerwy federalnej. Nawet jeśli w najbliższych miesiącach nie pojawią się symptomy wskazujące na poprawę w globalnej gospodarce, to rynki mogą zacząć powoli dyskontować taki scenariusz. Punkt wyjścia jest więc lepszy niż pół roku temu, ale rozwaga i ostrożność w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych wciąż jest jak najbardziej wskazana.
Roman Przasnyski, Open Finance
Źródło: Open Finance