Piramida niekompetencji z listą zażaleń

Ku zaskoczeniu wszystkich afera Amber Gold stała się niespodziewanie tematem ogórkowym tegorocznych wakacji. Co gorsze, po drodze burząc miły miraż ekskluzywnych lotów dostępnych dla każdego w trakcie wakacji, godnie zastępując przy tym dramatyczne relacje klientów po upadku kilku biur podróży. Kłopot nie w tym nawet, że spółka padła, defraudując miliony. Największy kłopot w tym, że obnażyła, że każdy przyłożył do niej rękę.

Każdy – od polityków, poprzez media, urzędników ale też samych nieszczęśników, którzy uwierzyli w miraż łatwych pieniędzy. Po prostu piramida niekompetencji zbudowana na własne życzenie z długą listą zażaleń „do”.

Po pierwsze do: założyciela piramidy finansowej, który sam uwierzył w swoją misję. Bo bohater ostatnich miesięcy na pewno to poczucie misji miał, tak samo jak poczucie równoległej moralności. Nie są to jednak argumenty przemawiające za tym, że jego zapewnienia stają się bardziej wiarygodne. One były wiarygodne, bo wielu chciało w nie wierzyć.

Po drugie do: naiwnych, których nie sieją. Do sukcesu piramidy finansowej potrzeba przecież innych. Odpowiednio dużej grupy, która uwierzyła w drogę na skróty. W odsetki dwa razy wyższe niż w banku, cudowne właściwości złota, „które samo się rozmnaża”, jak powiedział jeden z poszkodowanych. Bo na złocie nie można przecież stracić. W gwarancje bez gwarancji i wszystko to, w co tylko chcieliby usłyszeć. Tak samo jak o lotach za złotówkę, wycieczkach za 100 zł, czy o złocie równie cennym jak tombak. W każdym z nas jest przecież trochę wyjadacza wisienek, ale nie każdy zanosi oszczędności życia pierwszemu napotkanemu człowiekowi.

Po trzecie do: mediów, które z radością działów reklamy sprzedawały sowite kampanie dla ambitnej spółki, lokującej intratnie w pewne złote inwestycje. A co najbardziej szokujące, to że najbardziej opiniotwórcze dzienniki i tygodniki, prześcigające się dziś w krucjacie przeciw parabankom, jeszcze do teraz zamieszczają reklamy „złotych lokat” AG na swoich rozkładówkach. Jak gdyby nigdy nic. Słówko „reklama” rozwiązuje sprawę. Bo przecież budżet musi się domknąć. Podwójna moralność, brak wyobraźni, czy po prostu realia biznesowe?

Po czwarte do: kuratorów i prokuratorów, którzy działają opieszale, a sprawiedliwość przez to jest nie tylko ślepa, ale i głupia. Bo to zatrważająca bezradność aparatu sprawiedliwości, który tę żabę będzie musiał teraz zjeść, bo za dużo tych przypadków w gdańskiej prokuraturze i sądach. Małe żale, ale też – do kancelarii szukających w pozwach zbiorowych kolejnej okazji do szybkiego zarobku na ludziach, którzy i tak już utopili pieniądze.

Po piąte do: analityków, którzy naganiali na złote sztabki, bo taniej nie będzie, tworząc prosty przekaz, że Armagedon już blisko i dlatego „kup pan sztabkę”. Tak samo zresztą jak za czasów WGI, gdy zgodnie lansowano rynek walutowy, jako cudowne dziecko inwestycji finansowych.

Po szóste do: polityków wyrwanych z plaż i kontekstu, którzy murem stanęli za poszkodowanymi w piramidzie finansowej, mnożąc z równą pomysłodawcy piramidy kreatywnością sposoby ochrony Polaków przed samym sobą. A problem w tym, że jak w Sejmie trwają posiedzenia ustawodawcze dotyczące prawa finansowego to nikogo nie ma na sali, bo wśród kamer brylują tropiciele afer politycznych. Dziś już skrzętnie próbują przerzucić na bezpieczny (dla nich) grunt komisji śledczej co przytomniejsi aktorzy polityczni, czujący się pewniej w świetle jupiterów jałowych dyskusji.

Po siódme do: urzędników udowadniających, że dopełnili wszelkich możliwych procedur, które podobno wszystkie są sprawne, tylko nieskuteczne. Do premiera, który z drżącymi rękami na konferencji prasowej tłumaczy się z tego, że nie ostrzegał, albo ostrzegał – tyle, że własnego syna. Dodajmy – z marnym skutkiem i nie wiadomo dokładnie przed czym, bo wiadomo powszechnie przecież, że dzieci swój rozum mają.

I na koniec wreszcie do: tych wszystkich, którzy wierzą w miraż polskiego El Dorado. Oczekiwania, że „jakoś to będzie”, że będzie lepiej, bo przecież wszyscy tak robili. Jakie jest rozwiązanie? Liczysz na kogoś? Polaku, licz na siebie. Wniosek jest prostszy niż się wydaje. Gdy ktoś zapyta dziś – ile kosztuje edukacja finansowa Polaków i nauka, że odpowiedzialność za własne czyny ponosimy sami? Kilkadziesiąt milionów złotych utopione w miraży złotych zysków. W obietnicach bez pokrycia, które codziennie sprzedają firmy udzielające tanich pożyczek na kilka tysięcy procent rocznie, czy prawo dożywocia za oddanie mieszkania za 1/3 wartości. „Kup pan cegłę” wiecznie żywe.

Ważne teraz jest to, żeby wszyscy z tej nauki wyciągnęli wniosek, że wartość naszego dobrego samopoczucia nie jest warta obietnicy żadnego złota, a z pieniędzmi nie ma dróg na skróty. Obiektywnie koszty „naszych” porażek: Amber Gold, czy Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej, były stosunkowo małe. Przeliczając na miliony Polaków mających oszczędności to zaledwie kilkanaście złotych na głowę. Można napisać, że to tania lekcja ekonomii. Kłopot w tym, że codziennie jest całe mnóstwo wizjonerów, którzy na każdym kroku próbują z nas wydusić trochę, a czasami więcej grosza.

Jest też wątek optymistyczny w całej sprawie. Nie mieliśmy Bernarda Madoffa z miliardami złotych. Amber Gold upadła stosunkowo szybko, a straty liczy się „tylko” w milionach. Piramidy umierają z braku pożywki, więc nie karmmy ich. Kłopot w tej konkretnej sprawie, że tej hydrze trzeba uciąć głowę, żeby nie odrosła. To już rola miejmy nadzieję jeszcze niezawisłych sądów i nas samych, żeby pilnować siebie i naszych bliskich przed podpisywaniem byle czego. Odpowiedzialność ponosi każdy sam. Klientom i kontrahentom Amber Gold pozostają owe sądy, a dla pozostałych nauka, że nic nie zastąpi zdrowego rozsądku.

Bogusław Półtorak
główny ekonomista i redaktor naczelny serwisów Bankier.pl

Źródło: PR News