Dawniej centra towarzyskie osiedli, dziś – czarne plamy na mapach dzielnic. Przesiąknięte aż zanadto okolicznym klimatem, są powodem do wstydu dla wielu polskich miast, którym brakuje pomysłu na nowy charakter podwórek. Wypowiedziano im wojnę.
Gorzów Wlkp.: jedno z podwórek przed rewitalizacją, fot. All For Planet
Zośka, palant czy gra w karty jeszcze niedawno należały do najczęstszych aktywności, uprawianych na podwórkach. Dziś odchodzą do lamusa, bo upada kultura tej formy spędzania wolnego czasu. Rodzicielska przezorność, podbijana doniesieniami mediów, każe zachowywać szczególną ostrożność wobec tego, co dzieje i dziać się może „za blokiem”. Albo „pod blokiem”, bo podwórkowe realia co miasto, to inne miewały oblicze.
Teraz łączy je jedno – obumierają i zniechęcają do siebie w podobny sposób.
Źle się dzieje
To, że entuzjazm wokół spędzania czasu na podwórku jest mniejszy nie oznacza, że nic się tam już nie dzieje. Przeciwnie – na niektórych osiedlach dzieje się aż zbyt wiele. Nieprawdą byłoby też twierdzić, że nic tam nie ma – na typowych śródmiejskich podwórkach jest brud, jest bałagan, pojawia się głośna młodzież, alkohol i ryzyko, że dostanie się po głowie. Nie ma za to twórczego fermentu, ławek, nie ma sprawnych placów zabaw, ani pomysłu, jak odwrócić ten stan rzeczy.
To problem ogólnokrajowy, bo od Wałbrzycha, przez Łódź, po Białystok mieszkańcy doskonale wiedzą, którymi zaułkami przyjezdnym lepiej się nie chwalić, a dokąd nie warto posyłać własnych dzieci. Decyzyjność w sprawie przyblokowych podwórek ceduje się jednak niżej, na właścicieli terenów. Jeśli więc mowa o śródmieściach – na władze miast – permanentnie zadłużone, stąd w temacie poruszenie niewielkie.
Nowy duch w starych murach
Ostatnio jednak krew w obiegu niektórych podwórek krąży jakby szybciej. Nie jest to bynajmniej efekt nowej politycznej priorytetyzacji, tylko dodatkowego zastrzyku pieniędzy z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Między rokiem 2007 a 2013 na odnowę polskich miast przeznaczono z Unii ponad 30 mld zł. Pewna część z tej puli dotrze lub już dotarła na najbrzydsze polskie podwórka.
Natężenie brzydoty nie jest jednak decydującym kryterium przyznania środków. Do rewitalizacji, bo tak nazywa się przywrócenie do życia zdegradowanych terenów, wytypowane zostały w każdym województwie obszary położone w kluczowych dla rozwoju miasta lokalizacjach, gdzie obumieraniu fizycznemu towarzyszą też postępujące problemy społeczno-gospodarcze. Bezzwrotne dotacje mają sfinansować zarówno odbudowę zniszczonej infrastruktury, jak i realizację tzw. projektów miękkich, aktywizujących lokalną społeczność. W samym tylko Wrocławiu jedenaście podwórek ma się wkrótce w tym trybie doczekać drugiego życia.
Projekt fundacji All For Planet: Wizja lokalna na jednym z toruńskich osiedli
Tak na Dolnym Śląsku, jak i w każdym innym regionie to miasta podejmowały decyzję, czy wejść na tyły bloków, czy pozostać z odnową przy zewnętrznych frontach kamienic. Decyzje wcale nie były oczywiste – podwórza w zapomnianych przez Boga zakamarkach są jak puszka Pandory. To typ inwestycji o efektach gołym okiem niewidocznych dla osób trzecich, więc mało wdzięczny dla prywatnego inwestora. Istnieją zresztą przypuszczenia, że jego praca zostałaby szybko zniweczona przez miejscowych, z zasady stających okoniem wobec wszelkich zmian. Na polu walki pozostaje więc trzeci sektor.
Walka non-profit
Trzeci, chociaż na miejscu już nieraz zjawił się jako pierwszy. Tylko że walka jest mocno nierówna – szczupłe środki i obojętność mieszkańców ograniczają zasięg rewitalizacji. Wymuszają też pewną sekwencję działań: bez sponsora prace nie ruszą, bez odpowiedniej promocji – nie zachęcą do współudziału miejscowych. Bez angażu tych ostatnich rewitalizacja nie ma zaś najmniejszego sensu. Podwórko to w końcu termin socjologiczny, nie terytorialny.
Gorzów Wlkp.: to samo podwórko po zmianach, fot. All For Planet
Z takiego założenia wyszła fundacja All For Planet, która w 2009 roku wystartowała z projektem „Zielone Podwórka”. We współpracy z dziennikiem „Fakt”, ogłoszono plebiscyt na najbrzydsze podwórko w całym kraju. Tym sposobem trafiono pomiędzy bytomskie, średzkie i bydgoskie bloki, by wkrótce rozpocząć tam proces odnowy. W tej i kolejnej edycji programu odratowano 5 podwórek, za łączną kwotę ponad 630 tys. zł, dzięki pieniądzom z budżetu miasta, wspólnot, kredytów, ale też m.in. z licytowanych w serwisie allegro.pl gadżetów sponsorów – Phillipsa i Allegro.
Naiwnością byłoby sądzić, że takie czy inne, ale zawsze doraźne akcje społeczne zrewolucjonizują jakość polskich podwórek. Do osiągnięcia zadowalającego efektu potrzeba pieniędzy i ludzi. Pierwsze dobre przykłady pozostają więc sygnałem, że działać można, a przede wszystkim, że trzeba i czas najwyższy.
Malwina Wrotniak
Kontakt: m.wrotniak@bankier.pl
Źródło: Bankier.pl