„Political fiction” w wydaniu Francji i Niemiec

Wtorek na rynkach akcji w USA zapowiadał się kiepsko, ale sytuacja poprawiła się po publikacji danych makro. Przedtem spadające w Europie indeksy (powodem spadków była stagnacja w Niemczech) doprowadzały do sporych spadków kontraktów na amerykańskiej indeksy. Dane makro zdecydowanie poprawiły sytuację, a agencja Fitch podtrzymując najwyższy rating USA dodatkowo pomogła bykom.

Raport o rozpoczętych budowach domów był nieznacznie lepszy od oczekiwań. Prognozowano, że w lipcu ilość nowych budów spadnie o 2,1 proc., a spadła o 1,5 proc. Okazało się jednak, że pozwolenia na ich budowę zachowały się gorzej, Ich ilość spadła o 3,2 proc. (oczekiwano spadku o 1,9 proc.). To z całą pewnością nie były dobre dane. Jednak zdecydowanie lepszy był raport o lipcowej dynamice produkcji. Wzrosła o 0,9 proc. w stosunku do czerwca (oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.), a do tego dane czerwcowe zweryfikowano ze wzrostu 0,2 na 0,4 proc. Wykorzystanie potencjału produkcyjnego też było większe od oczekiwań (77,5 vs. 76,9 proc.).

Wydarzeniem dnia miała być konferencja prasowa prezydenta Nicolasa Sarkozy z kanclerz Angelą Merkel po ich wspólnym spotkaniu. Odbyła się pół godziny po zakończeniu sesji w Europie (tam dzięki pomocy rynków amerykańskich indeksy spadły jedynie nieznacznie). Wynikiem tego spotkania były postulaty, które można określić mianem chciejstwa. Niemcy i Francja opowiedziały się za utworzeniem „rządu gospodarczego” strefy euro. Miałby składać się z głów państw strefy euro i obradować 2-3 razy do roku. Poza tym wszystkie kraje strefy  euro do połowy 2012 roku powinny zapisać w swych konstytucjach górną granicę zadłużenia. Liderzy Francji i Niemiec zaproponowali też wprowadzenie podatku od transakcji finansowych. Podkreślono też, że oba państwa będą wspólnie bronić strefy euro. Oba państwa wypowiedziały się też przeciwko wprowadzeniu euroobligacji i nie powiedzieli ani słowa o zwiększeniu funduszu obrony strefy euro.
 
Rynki liczyły przede wszystkim na to, że dostaną choćby cień nadziei na wprowadzenie euroobligacji. Nie dostały. Pozostałe postulaty są czystą utopią. Być może zresztą zostaną zrealizowane, ale kiedyś, po totalnym krachu. Wprowadzenie podatku od transakcji finansowych na pozór jest sensowne, ale tylko na pozór. Ja od zawsze jestem za wprowadzeniem podatku Tobina, czyli opodatkowania obrotu na rynku walutowym. Już to byłoby bardzo trudne. Wprowadzenie podatku od wszystkich transakcji finansowych po pierwsze nie będzie przez jeszcze bardzo długi czas możliwe, a jeśli będą podejmowane konkretne ruchy w tym kierunku to wystraszeni inwestorzy zaczną wyprzedawać aktywa pogarszając sytuację na rynkach finansowych.

Rynkowi akcji pomagały dane makro oraz to, że kwartalne raporty Home Depot i Wal-Mart były lepsze od oczekiwań. Obie spółki podniosły też prognozy. Szkodziło to, że po ostatnich, dużych wzrostach gracze chcieli zrealizować część zysków. Przypomniano sobie też o tym, że w poniedziałek średnia 50. sesyjna przecięła w dół średnią 200. sesyjną – to tzw. „krzyż śmierci”, czyli sygnał sprzedaży.

Po początkowych spadkach indeksy zawróciły i znacznie zbliżyły się do poziomu poniedziałkowego zamknięcia sesji. Jednak po konferencji prezydenta Francji i kanclerz Niemiec indeksy gwałtownie spadły – do poziomu najniższego podczas sesji. Amerykanie znani są jednak z tego, że często lekceważą europejskie zagrożenia. Dlatego też nie było nic dziwnego w tym, że na 3 godziny przed końcem sesji skala spadków znowu zaczęła się zmniejszać.

Niedźwiedzi kontratakowały, ale bez specjalnych sukcesów. Byki jednak też sukcesu nie odniosły. Indeksy spadły po około jeden procent. Takie zakończenie sesji po dużych wzrostach w sytuacji, kiedy technika zmusza do sprzedaży akcji sygnalizuje jednak, że to nie jest koniec zwyżki. Oczywiście o ile rynek długu krajów PIIGS na to pozwoli.

Wtorek GPW rozpoczęła od nieznacznego jedynie wzrostu indeksów, który bardzo szybko zamienił się na niewielki spadek. Nasz rynek akcji nie zareagował na poniedziałkowe wzrosty indeksów w USA dlatego, że od rana spadały indeksy na innych giełdach europejskich, gdzie graczy wystraszył raport o PKB w Niemczech. U nas spadki były symboliczne.

Nasi gracze dobrze wiedzieli, że to nie Europa pokaże docelowy kierunek indeksom. Jak zwykle zrobić to miały USA, więc nie trzeba się było śpieszyć z decyzjami. Mieli rację. Publikowane w USA dane makro znacznie poprawiły sytuację na giełdach zagranicznych, co dodatkowo wspomogło obóz naszych byków. Pomogło tak, że WIG20 do końca sesji już tylko rósł. Zyskał 2,4 proc., ale sygnały sprzedaży nadal obowiązują, a do poziomu zniesienia 50 procent spadku zostało jeszcze 140 punktów.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi