We wtorek po południu pojawiły się informacje sugerujące, że środowy szczyt strefy euro nie przyniesie długo oczekiwanych rozstrzygnięć. Te spekulacje w połączeniu z dramatycznym pogorszeniem nastrojów konsumenckich w USA doprowadziły do spadków na giełdach.
Rzecznik polskiej prezydencji w Radzie UE oficjalnie potwierdził wcześniejsze pogłoski o odwołaniu jutrzejszych spotkań ministrów finansów krajów Unii i samej strefy euro. Może to brak politycznych ustaleń, nad którymi mieliby pracować ministrowie. To zaś oznacza, że środowy szczyt nie przyniesie rozstrzygnięć w kwestii banków, Grecji i ESFS, a europejscy politycy znów zasypią rynki ogólnikami i pustosłowiem.
Inwestorom grającym pod „sukces” środowego szczytu nie mogło się to spodobać. Wcześniejsze wzrosty obróciły się w spadki: od –0,4% w Londynie i Frankfurcie po –1,7% w Paryżu. W Warszawie WIG20 spadł o 0,9%, choć jeszcze wczesnym popołudniem zyskiwał nawet 1%.
Warszawska giełda zupełnie zlekceważyła wręcz sensacyjnie dobre dane o sprzedaży detalicznej w Polsce, która według GUS we wrześniu była aż o 11,4% wyższa niż rok wcześniej. Żaden z ankietowanych ekonomistów nie spodziewał się tak wysokiego wyniku. Niestety równocześnie odnotowano zaskakujący wzrost bezrobocia rejestrowego, które zwiększyło się do 11,8%.
Pomimo nadchodzącego z Zachodu kryzysu, rosnącego bezrobocia i stagnacji realnych płac polski konsument wciąż czuje się dość pewnie i beztrosko wydaje pieniądze. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Stanach Zjednoczonych, gdzie w październiku indeks nastrojów konsumenckich spadł do najniższego poziom od marca 2009 roku – czyli apogeum ostatniej recesji. Indeks Conference Board odnotował bowiem spadek z 46,4 pkt. do zaledwie 39,8 pkt. wobec oczekiwanych 46,5 pkt.
Źródło: Bankier.pl