Eksperci banku przedstawili w nim ocenę sytuacji gospodarczej dziesięciu nowych państw członkowskich Unii Europejskiej.
Potwierdza on, że z powodu kryzysu kraje regionu czeka mocne spowolnienie. Najbardziej dostanie się państwom nadbałtyckim, wymienianym do niedawna jako wzór dla Polski z powodu wyższego niż nasz wzrostu gospodarczego.
Estonia, Litwa i Łotwa zanotują w tym roku spadek PKB od 4 do nawet blisko 7 proc. Polska, ze wzrostem na poziomie 2 proc., na tym tle wypada bardzo dobrze. Według Banku Światowego to m.in. efekt determinacji rządu, aby nie zwiększać deficytu budżetowego.
Raport BŚ idzie na przekór artykułom publikowanym w tym tygodniu w prestiżowym dzienniku gospodarczym „Financial Times”, które wieszczą rychły upadek, a nawet bankructwo Polski. Nic więc dziwnego, że ujawnienie raportu zdecydowanie pomogło złotemu, który od rana znacznie tracił na wartości wobec euro, dolara i franka szwajcarskiego.
Zaliczone o poranku straty złoty zaczął też odrabiać po nieoficjalnej informacji o kolejnej interwencji rządu na rynku walutowym. Bank Gospodarstwa Krajowego miał wymienić na złote kolejną transzę środków z Unii. Podobnie jak w środę nie wiadomo, jak wiele pieniędzy rząd rzucił na rynek, ale na pewno nie były to wielkie kwoty.
– Interwencja była skuteczna ze względu na małą płynność na rynku walutowym – mówi Piotr Kuczyński, główny analityk z firmy Xelion. Jego zdaniem nawet ogłoszone w czwartek wycofanie się z gry spekulacyjnej przeciwko złotemu banku Goldman Sachs nie poprawi sytuacji. – Na miejsce Goldmana mogą wejść kolejne instytucje – ostrzega Kuczyński.
Na razie jest nieźle, bo złoty w piątek rósł w siłę. Za euro trzeba było płacić 4,75 zł, za dolara 3,77 zł, a franka 3,2 zł. – Ustabilizowałem złotego – oświadczył wczoraj z dumą premier Donald Tusk. Ale choć jedna bitwa została wygrana, to do szczęśliwego zakończenia wojny jeszcze daleko.
Tomasz Dominiak