Indeks, karta do biblioteki, bilet komunikacji miejskiej i karta płatnicza w jednym? Te wszystkie funkcje można by swobodnie zapisać na elektronicznej legitymacji studenckiej. Nosi je w portfelach już 1,5 mln polskich studentów, ale uczelnie cały czas nie potrafią wykorzystać ich biznesowego potencjału.
Najbardziej rozpowszechnioną funkcją przypisaną do e-legitymacji jest możliwość zakodowania na niej biletu komunikacji miejskiej. Z tej usługi może korzystać ok. 1 mln osób, w tym 350 tys. studentów w Warszawie, 140 tys. we Wrocławiu i 30 tys. w Białymstoku. 95 proc. polskich studentów ma możliwość zintegrowania elektronicznej legitymacji z kartą biblioteczną – za okazaniem legitymacji wchodzą do uczelnianej biblioteki, a tytuły, które wypożyczają oraz terminy zwrotu są zapisywane są na mikroprocesorze karty.
Uczelnie wykorzystują elektroniczne legitymacje żeby zarządzać dostępem do stanowisk komputerowych (z szacunków OPTeam wynika, że ok. 5 proc. studentów ma przypisaną taką funkcjonalność do swojej karty), do budynków akademickich, sal wykładowych i parkingów (5 proc.) oraz kiosków informacyjnych, w których studenci mogą sprawdzić harmonogram zajęć, dyżury wykładowców czy kalendarz imprez (funkcja przypisana do 5 proc. e-legitymacji). Szkoły wyższe są też coraz bardziej zainteresowane takimi funkcjami jak możliwość rozliczania płatności za drukowanie lub kserowanie materiałów (7 proc. e-legitymacji będących w obiegu daje taką możliwość).
Funkcjonalności przypisane do e-legitymacji (proc.). Źródło: OPTeam
Polskie uczelnie otwierają się więc powoli na nowoczesne rozwiązania technologiczne, widząc w nich szanse na redukcję kosztów i podniesienie efektywności obsługi studentów. Niewiele szkół wyższych potrafi jednak dostrzec leżący w e-legitymacjach potencjał biznesowy, który może generować im dochody. Gdzie leży ta żyła złota? W wykorzystaniu e-legitymacji do mikropłatności! Przy pomocy wyposażonej w mikroprocesor karty można zapłacić za wydruki, ksero, napoje i przekąski z rozmieszczonych na uczelni automatów albo za obiad w stołówce.
Czy to jest gra warta świeczki? Załóżmy, że każdy z 1,5 mln studentów, którzy już teraz noszą e-legitymacje w swoich portfelach, wydawałby przy ich pomocy 10 zł miesięcznie (tyle zapłaciliby za 5 kaw z automatu i skserowanie 40 stron). Przez 10 miesięcy w roku przez rozstawione na uczelniach automaty przepływałoby ok. 150 mln zł. To wielki potencjał biznesowy dla banków i organizacji wydawców kart, na którym mogą też zarabiać uczelnie.
Spodziewam się, że pionierami w wykorzystaniu kart legitymacyjnych do mikropłatności okażą się uczelnie prywatne, które najchętniej sięgają po nowoczesne technologie. Ich ambicją jest dołączenie do ligi najbardziej rozpoznawalnych szkół państwowych, a wielofunkcyjna e-legitymacja to kwestia prestiżu i budowania wizerunku wśród studentów. Otwartość na nowinki technologiczne wynika z twardych kalkulacji: prywatne uczelnie dostrzegają w systemach kartowych możliwość redukcji kosztów (dzięki zintegrowaniu kilku systemów, które wcześniej musiały być obsługiwane indywidualnie), podniesienia efektywności (80 proc. problemów, z którymi studenci przychodzą do dziekanatu, można załatwić zdalnie) oraz zwiększenia poziomu usług oferowanych zarówno pracownikom, jak i studentom.
Świadome tego, że bez nowoczesnego wizerunku trudno przyciągnąć studentów gotowych słono płacić za studia, prywatne uczelnie są gotowe inwestować własne środki w nowoczesną infrastrukturę, szukają dofinansowania z funduszy europejskich albo u partnerów biznesowych, którzy mogli wziąć na siebie część kosztów wdrażania nowych systemów. Jeżeli do współpracy uczelniom uda się namówić banki i organizacje wydawców kart, polskich studentów czeka technologiczna rewolucja.
Andrzej Pelczar, wiceprezes firmy OPTeam, która wdraża systemy kart elektronicznych w szkołach wyższych. Spośród ok. 420 działających w Polsce uczelni OPTeam obsługuje 90 największych, w których uczy się łącznie 1,1 mln studentów (wszystkich studentów w 2010 r. było 1,9 mln).
Źródło: PR News