Powrót inflacji?

Tak da­le­ce przy­wy­kli­śmy do ni­skiej in­fla­cji, że po­ja­wi­ły się na­wet gło­sy, ja­ko­by pol­ska go­spo­dar­ka sta­ła się na jej wzrost od­por­na. Ni­ska in­fla­cja w Pol­sce wy­ni­ka­ła głów­nie z dwóch po­wo­dów, ści­śle ze so­bą po­wią­za­nych. Dy­na­mi­ka wzro­stu wy­na­gro­dzeń by­ła zna­czą­co niż­sza od dy­na­mi­ki wzro­stu wy­daj­no­ści, co z ko­lei skut­ko­wa­ło utrzy­my­wa­niem ujem­nej lu­ki po­py­to­wej przy sta­bil­nym po­zio­mie bez­ro­bo­cia.

Na­pię­cia in­fla­cyj­ne

Lu­ka po­py­to­wa w Pol­sce do­mknę­ła się w IV kwar­ta­le 2006 i od I kwar­ta­łu 2007 jest na po­zio­mie do­dat­nim. Prze­cięt­ne wy­na­gro­dze­nie wzro­sło o oko­ło 9 proc., a pre­sja pła­co­wa na­dal jest sil­na (strajk le­ka­rzy i pie­lę­gnia­rek, za­po­wiedź straj­ku na­uczy­cie­li). Za­trud­nie­nie wzro­sło o 4,2 proc. Ro­śnie war­tość udzie­lo­nych kre­dy­tów, w tym dy­na­mi­ka kre­dy­tów dla przed­się­biorstw wy­no­si 14,5 proc., a dla go­spo­darstw do­mo­wych aż o 34,5 proc. (w tym na ce­le miesz­ka­nio­we o 58,5 proc.). Ro­sną pła­ce w bran­ży bu­dow­la­nej, a po­daż nie jest w sta­nie spro­stać ro­sną­ce­mu po­py­to­wi. Na­pły­wa­ją pie­nią­dze po­cho­dzą­ce z pra­cy za­ gra­ni­cą w po­sta­ci trans­fe­rów od emi­gran­tów za­rob­ko­wych w wy­so­ko­ści sza­co­wa­nej na po­zio­mie 1,5 mld eu­ro w pierw­szym kwar­ta­le 2007 ro­ku, co mo­że prze­ło­żyć się na­pły­wem do­dat­ko­wych środ­ków w wy­so­ko­ści oko­ło 20 mld zł w ro­ku 2007 i la­tach na­stęp­nych.

Wpro­wa­dzo­na od 1 lip­ca ob­niż­ka skła­dek ren­to­wych spo­wo­du­je po­ja­wie­nie się do­dat­ko­we­go po­py­tu w wy­so­ko­ści 3,3 mld zł w ro­ku 2007 i 19,3 mld zł w ro­ku 2008.

War­tość umów za­kon­trak­to­wa­nych z be­ne­fi­cjen­ta­mi fun­du­szy struk­tu­ral­nych 2004-2006 wy­no­si obec­nie 30,9 mld zł i sta­no­wi 93,1 proc. przy­zna­nych Pol­sce środ­ków. Do dziś wy­ko­rzy­sta­li­śmy 13,9 mld zł. Na­le­ży więc li­czyć się z na­pły­wem oko­ło 17 mld zł w nie­prze­kra­czal­nym ter­mi­nie koń­ca 2008 ro­ku.

Stru­mień do­dat­ko­we­go po­py­tu w ro­ku 2008, wy­ge­ne­ro­wa­ne­go z trans­fe­ru środ­ków od emi­gran­tów za­rob­ko­wych, z ob­niż­ki skła­dek ren­to­wych oraz ze środ­ków po­cho­dzą­cych z fun­du­szy struk­tu­ral­nych mo­że wy­nieść łącz­nie oko­ło 56 mld zł czy­li oko­ło 5,5 proc. PKB.

W wa­run­kach do­mknię­tej lu­ki po­py­to­wej, a z ta­kim zja­wi­skiem na­le­ży li­czyć się w ro­ku 2008, tak wy­so­ki stru­mień do­dat­ko­we­go po­py­tu mu­si od­bić się na po­zio­mie in­fla­cji.

Pa­mię­taj­my jesz­cze o żą­da­niach służ­by zdro­wia i gro­żą­cym nam „efek­cie dru­giej run­dy”.

Aby utrzy­mać ce­ny w oko­li­cy za­ło­żo­ne­go ce­lu in­fla­cyj­ne­go, przy­rost po­py­tu mu­si być re­kom­pen­so­wa­ny przy­ro­stem PKB. Ob­ser­wo­wa­ny w ro­ku bie­żą­cym wzrost wy­na­gro­dzeń za­czy­na nie­bez­piecz­nie wy­prze­dzać wzrost wy­daj­no­ści pra­cy. Na­kła­da­jąc na to zja­wi­sko opi­sa­ny po­wy­żej stru­mień do­dat­ko­we­go po­py­tu, za­kła­da­ny przy­rost PKB na po­zio­mie na­wet 6-7 proc. nie zre­kom­pen­su­je je­go przy­ro­stu.

Ba­da­nia ko­niunk­tu­ry kon­su­menc­kiej, pu­bli­ko­wa­ne przez GUS, po­ka­zu­ją wzrost nie­mal­że wszyst­kich wskaź­ni­ków, w nie­spo­ty­ka­nej do­tych­czas ska­li i ob­ra­zu­ją bar­dzo opty­mi­stycz­ne po­dej­ście kon­su­men­tów do ryn­ku oraz sy­gna­li­zu­ją utrzy­ma­nie w naj­bliż­szym cza­sie po­py­tu we­wnętrz­ne­go na bar­dzo wy­so­kim po­zio­mie.

Nie­po­ko­ją­co ro­śnie po­daż pie­nią­dza wy­ra­żo­na mier­ni­kiem M3. W ro­ku 2006 dy­na­mi­ka po­da­ży pie­nią­dza wy­nio­sła 15,6 proc. r/r, gdy w la­tach po­przed­nich wy­no­si­ła od­po­wied­nio:

2005 – 11,6 proc., 2004 – 8,7 proc., 2003 – 5,6 proc. Ostat­ni raz z tak wy­so­ką dy­na­mi­ką po­da­ży pie­nią­dza mie­li­śmy do czy­nie­nia w la­tach 1998 – 24,7 proc. i 1999 – 20,1 proc. Pierw­sze mie­sią­ce 2007 jesz­cze wzmac­nia­ją ten­den­cję wzro­sto­wą po­da­ży M3 – dy­na­mi­ka ta wy­no­si śred­nio 17,8 proc.

Przed­sta­wio­ny wy­kres ob­ra­zu­je dy­na­mi­kę M3 w la­tach 1998-2007, przy czym da­ne za 2007 obej­mu­ją pierw­szych 5 mie­się­cy ro­ku.

Wi­dać wy­raź­nie ko­re­la­cję po­mię­dzy dy­na­mi­ką po­da­ży M3 a po­zio­mem in­fla­cji. Wzro­stu po­da­ży pie­nią­dza nie moż­na oczy­wi­ście wią­zać je­dy­nie z po­ja­wia­ją­cy­mi się na­pię­cia­mi in­fla­cyj­ny­mi. Wzrost tej po­da­ży wy­ni­ka tak­że ze wzmo­żo­nej ak­tyw­no­ści go­spo­dar­czej w okre­sie wy­so­kie­go wzro­stu PKB, jak i z ko­niecz­no­ści ob­słu­gi zwięk­szo­nych trans­fe­rów za­gra­nicz­nych.

Per­spek­ty­wy

W per­spek­ty­wie naj­bliż­szych kil­ku lat kwo­ta przy­zna­nych Pol­sce środ­ków unij­nych zwięk­szy się wie­lo­krot­nie. Na la­ta 2007-2015 su­ma zo­bo­wią­zań UE z fun­du­szy struk­tu­ral­nych i Fun­du­szu Spój­no­ści wy­nie­sie bli­sko 4 proc. PKB śred­nio­rocz­nie.

Re­ali­za­cja tak wy­so­kich trans­fe­rów środ­ków z UE, przy do­dat­niej lu­ce po­py­to­wej bę­dzie mu­sia­ła wy­wo­ły­wać na­pię­cia in­fla­cyj­ne (być mo­że na­wet szok?) i mu­si się wią­zać ze wzmo­żo­nym im­por­tem i zna­czą­cym po­gor­sze­niem bi­lan­su han­dlo­we­go. Już dziś ob­ser­wu­je­my nie­do­bo­ry su­row­co­we w bran­ży bu­dow­la­no­-mon­ta­żo­wej i Pol­ska sta­je się im­por­te­rem pod­sta­wo­wych ma­te­ria­łów bu­dow­la­nych. Przy­go­to­wy­wa­ny w Pol­sce front ro­bót bu­dow­la­nych w związ­ku z re­ali­za­cją za­dań in­fra­struk­tu­ral­nych, w po­łą­cze­niu z ko­niecz­no­ścią re­ali­za­cji du­żej czę­ści z nich w przy­spie­szo­nym ter­mi­nie wy­mu­szo­nym or­ga­ni­za­cją pił­kar­skich mi­strzostw Eu­ro­py (2012), spo­wo­du­je ko­niecz­ność zwięk­sze­nia im­por­tu nie­zbęd­nych ma­te­ria­łów oraz si­ły ludz­kiej.

Skut­kiem po­gor­sze­nia bi­lan­su han­dlo­we­go bę­dą na­pię­cia kur­so­we. Za­po­wia­da­ne przez rząd przy­stą­pie­nie na­szej wa­lu­ty do sys­te­mu ER­M2 w ro­ku 2009, mo­że do­dat­ko­wo na­ra­zić nasz sys­tem na ata­ki spe­ku­la­cyj­ne. Je­śli do­da­my do te­go za­chwia­ny bi­lans han­dlo­wy, skut­kiem mo­gą być znacz­ne wa­ha­nia kur­su zło­te­go. Tym sa­mym część wa­lu­to­wa dłu­gu pu­blicz­ne­go ule­gać bę­dzie prze­sza­co­wa­niom i ca­ły dług pu­blicz­ny mo­że nie­bez­piecz­nie zbli­żać się okre­so­wo do war­to­ści gra­nicz­nych, czy­li 60 proc. war­to­ści PKB.

Da­nu­ta Hübner w stycz­niu 2006 ro­ku ostrze­ga­ła przed za­gro­że­nia­mi wią­żą­cy­mi się z trans­fe­ra­mi środ­ków unij­nych. Jed­nym z nich jest prze­grza­nie go­spo­dar­ki, szcze­gól­nie w nie­któ­rych sek­to­rach, ta­kich jak bu­dow­nic­two, w kie­run­ku któ­re­go skie­ro­wa­ny bę­dzie naj­więk­szy stru­mień do­płat unij­nych. Ist­nie­je nie­bez­pie­czeń­stwo, że na­cisk in­fla­cyj­ny z tej bran­ży mo­że „roz­lać się” na ca­łą go­spo­dar­kę.

Pa­ra­dok­sal­nie na­pływ środ­ków unij­nych, nie­zbęd­nych do do­ko­na­nia przez Pol­skę „cy­wi­li­za­cyj­ne­go sko­ku”, mo­że do­pro­wa­dzić do po­gor­sze­nia wskaź­ni­ków kon­wer­gen­cji no­mi­nal­nej i od­da­lić per­spek­ty­wę przy­stą­pie­nia do stre­fy eu­ro. Z dru­giej stro­ny, peł­ne wy­ko­rzy­sta­nie przy­zna­nych Pol­sce środ­ków unij­nych po­zwo­li przy­bli­żyć pol­ską go­spo­dar­kę go­spo­dar­ce UE po­przez zmniej­sza­nie dzie­lą­ce­go nas dy­stan­su i pro­wa­dzi do kon­wer­gen­cji re­al­nej.

Do­tych­czas naj­więk­szą wa­gę przy­kła­da­li­śmy do speł­nie­nia kry­te­rium de­fi­cy­tu bu­dże­to­we­go, z któ­rym, wy­da­wa­ło się, bę­dzie­my mieć naj­wię­cej pro­ble­mów. Po­zo­sta­łe kry­te­ria: sta­bil­no­ści cen, sta­bil­no­ści kur­su wa­lu­to­we­go, sto­py pro­cen­to­wej i dłu­gu pu­blicz­ne­go, wy­da­wa­ły się być nie­za­gro­żo­ne. Kon­se­kwent­ne usta­no­wie­nie „ko­twi­cy bu­dże­to­wej” przez Zy­tę Gi­low­ską na po­zio­mie 30 mld zł przy­bli­ża Pol­skę do re­ali­za­cji kry­te­rium de­fi­cy­tu. Jed­nak­że mo­gą po­ja­wić się no­we za­gro­że­nia, w szcze­gól­no­ści do­ty­czą­ce sta­bil­no­ści cen.

W ce­lu prze­ciw­dzia­ła­nia po­ja­wia­ją­cym się na­pię­ciom w go­spo­dar­ce oraz przy­go­to­wa­niu jej na nie­spo­ty­ka­ne wcze­śniej trans­fe­ry unij­ne, nie­zbęd­ne jest za­sto­so­wa­nie od­po­wied­nie­go po­li­cy mix, po­le­ga­ją­ce­go na umie­jęt­nym sto­so­wa­niu in­stru­men­tów mo­ne­tar­nych w po­łą­cze­niu z od­po­wie­dzial­ną po­li­ty­ką fi­skal­ną. Wy­ma­ga to ści­słej współ­pra­cy po­mię­dzy wła­dza­mi mo­ne­tar­ny­mi a wła­dza­mi ad­mi­ni­stru­ją­cy­mi bu­dże­tem. Hi­sto­ria ta­kiej współ­pra­cy w Pol­sce jest ra­czej zła.

Wła­dze fi­skal­ne zbyt du­żą wa­gę przy­kła­da­ją do osią­gnię­cia ce­lów po­li­tycz­nych, re­ali­zu­jąc po­li­ty­kę fi­skal­ną na­sta­wio­ną na re­ali­za­cję ce­lów krót­ko­okre­so­wych, obej­mu­ją­cych okres jed­nej ka­den­cji. Do­dat­ko­wym utrud­nie­niem w pro­wa­dze­niu ra­cjo­nal­nej po­li­ty­ki fi­skal­nej jest ro­sną­ce usztyw­nie­nie wy­dat­ków pu­blicz­nych.

Bez opra­co­wa­nia wspól­ne­go pla­nu dzia­ła­nia władz fi­skal­nych i mo­ne­tar­nych, mu­si­my li­czyć się w naj­bliż­szej przy­szło­ści z ry­zy­kiem: al­bo re­zy­gna­cji z czę­ści fun­du­szy struk­tu­ral­nych, al­bo opóź­nie­nia wej­ścia do stre­fy eu­ro.

Czy ist­nie­je ta­ka ścież­ka roz­wo­ju sy­tu­acji fi­nan­sów w Pol­sce, by zre­ali­zo­wać oba ce­le jed­no­cze­śnie?

Au­tor jest dok­to­ran­tem na Wy­dzia­le Eko­no­micz­nym Uni­wer­sy­te­tu Gdań­skie­go