Ratowanie turystów kosztuje coraz więcej

Żeby gwarancja ubezpieczeniowa dawała klientom upadających biur podróży pełną ochronę, musiałaby być znacznie wyższa niż obecnie. Niektórych touroperatorów nie byłoby na nie stać.

O pomyśle na nowy fundusz i sensie indywidualnych ubezpieczeń turystycznych mówi w rozmowie z Bankier.pl Marcin Tarczyński, analityk Polskiej Izby Ubezpieczeń.

 
Image licensed by Ingram Image

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Zdarza się, że organizatorzy turystyki sięgają po gwarancje na kwoty wyższe niż minimum, którego się od nich wymaga?


Marcin Tarczyński, Polska Izba Ubezpieczeń: Firmy starające się o gwarancję ubezpieczeniową najczęściej występują o takie zabezpieczenie, jakie nakazują im przepisy. Czyli minimalną wielkość przy danych przychodach, rodzaju oferowanych usług i pobieraniu lub niepobieraniu przedpłat za wycieczki. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy firma występuje o wyższą sumę gwarancyjną, niż nakazuje ustawa. Wynika to z chęci zwiększenia prestiżu firmy czy konieczności dostosowania sumy gwarancyjnej do wymogów przetargowych – dotyczy to głównie przetargów na organizację wyjazdów korporacyjnych.

Toczą się dyskusje o powołaniu nowego funduszu, na który składaliby się sami touroperatorzy, a który miałby zagwarantować pełen zwrot środków turystom, jeśli ich biuro zbankrutuje. Czy to jest dobre rozwiązanie?

Aby gwarancja ubezpieczeniowa dawała klientom upadających biur podróży pełną ochronę, musiałaby być znacznie wyższa niż obecnie. To przede wszystkim oznacza podniesienie cen, bo wyższa kwota gwarancji będzie więcej kosztować. Wielu touroperatorów nie będzie mogło sobie na to pozwolić. Ponadto w stosunku do niektórych firm ubezpieczyciele mogą mieć uzasadnione wątpliwości, czy objęcie ich wyższą gwarancją jest biznesowo możliwe i czy nie wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. Fundusz gwarancyjny stworzony przez branżę turystyczną funkcjonowałby równolegle do gwarancji. Uruchamiany byłby wyłącznie wtedy, gdyby w przypadku określonych upadłości. To rozwiązanie wygodniejsze dla samej branży turystycznej.

Pojawił się na rynku produkt ubezpieczeniowy, zapowiadany jako precedensowy, bo chroniący interesy klienta przed skutkami upadłości biura podróży. Czy to możliwe, by ta okoliczność na stałe zagościła w ubezpieczeniowych produktach turystycznych?

PIU nie komentuje spraw związanych z konkretnymi firmami, nie zbiera tez informacji na temat ich planów związanych z produktami. Natomiast często na rynku zdarza się tak, że coraz częściej pojawiające się dotkliwe dla klienta ryzyko skutkuje nowym produktem ze strony firmy ubezpieczeniowej. Przykład sprzed kilku lat to polisa na wypadek zachorowania na grypę AH1N1. Jednak jeżeli zacznie funkcjonować mądrze zarządzany Fundusz Zabezpieczeń Turystycznych, to może się okazać, że tego typu ubezpieczenie nie będzie konieczne.

Ubezpieczenia turystyczne pojawiają się w bankach, są dostępne w biurach podróży. Który kanał sprzedaży wydaje się mieć teraz największy potencjał?

Osoby wybierające wycieczki zorganizowane zapewne częściej zdecydują się na ofertę ubezpieczeniową, przedstawioną przez touroperatora. Ci, którzy planują wakacje samodzielnie, albo skorzystają z pomocy pośrednika (może nim być też bank), albo zdecydują się na kupno przez telefon i internet.

Ubezpieczenie turystyczne jest produktem łatwym do wykupienia, gdzie w kilku krokach możemy sami podjąć decyzję, jaki produkt jest nam potrzebny. Ostatnio odnotowujemy więc wzrost sprzedaży polis turystycznych za pośrednictwem internetu. Niezależnie od tego, co wybierzemy, najważniejsze jest, byśmy w ogóle mieli wykupione ubezpieczenie. A to, niestety, nie jest jeszcze powszechne. Wybór oferty musi poprzedzić przeczytanie Ogólnych Warunków Ubezpieczenia i określenie odpowiednio wysokiej sumy, na którą będziemy ubezpieczeni. Pamiętajmy, że np. koszty leczenia czy ratownictwa mogą być za granicą bardzo wysokie. Patrzmy więc w pierwszej kolejności na zakres ubezpieczenia, a nie na jego cenę.

Źródło: Bankier.pl