Rewitalizacja, czyli drugie życie nieruchomości

Choć jeszcze niedawno hasło „rewitalizacja”‚ przywodziło na myśl jedynie odmładzające kremy do twarzy, dziś coraz trafniej przypisujemy ten termin odnowie miast. Nadal jednak nie do końca rozumiemy się w tej kwestii z Zachodem.

Wciąż bowiem rewitalizacja jest dla nas przede wszystkim synonimem odnowy kamienic. Tymczasem to proces mogący z powodzeniem dotyczyć również innych działań i innych obiektów – wielkopłytowych osiedli mieszkaniowych, budynków poprzemysłowych, poszpitalnych lub powojskowych. Wszystkim im można bowiem nadać „drugie życie”.

Bo właśnie o to drugie życie idzie. Z łacińskiego vitalis znaczy żywotny, życiodajny, re+vita – przywracający do życia. Mówiąc o budynkach, o zapomnianych od lat kwartałach miast, kompleksowa rewitalizacja powinna polegać nie tylko na odnowie samej substancji, lecz również na inwestycjach społeczno-gospodarczych.

Moda na rewitalizację

…przyszła wraz z unijnymi dotacjami. W ramach płynących do krajów-członków funduszy strukturalnych wydzielono część dedykowaną projektom odnowy najbardziej zdegradowanych części miast. Z góry zaznaczono jednak, że największe szanse na unijne pieniądze dostaną ci beneficjenci, którzy do odnawianych obiektów, skwerów, bloków, osiedli podejdą najbardziej kompleksowo.

Wiadomo było tym samym, że prócz prac remontowo-modernizacyjnych dobrze widziane będą działania o wymiarze społecznym, ukierunkowane na mieszkańców. Ci z kolei zyskają najwięcej wtedy, gdy ich okolica odżyje gospodarczo, kiedy uda się ściągnąć inwestorów, a wraz z nimi pojawią się nowe miejsca pracy. Jeśli do tego projekt rewitalizacji zostanie zaplanowany z poszanowaniem dla środowiska naturalnego, zdobycie dotacji nie powinno być trudne.

Precyzyjne unijne wytyczne nauczyły nas pełniejszego spojrzenia na zagadnienie rewitalizacji. Gminy, wspólnoty mieszkaniowe, organizacje non-profit, kościoły – wszyscy oni wiedzą, że za słowem rewitalizacja nie może i nie stoi dziś tylko remont. Nieco na bakier z tą wiedzą są jeszcze media, które hasłem rewitalizacja chrzczą dziś co drugą odnowę elewacji.

Poniżej przegląd najbardziej typowych obiektów poddawanych dziś w Polsce i na świecie kompleksowej rewitalizacji.

Po ludziach

Wszystko zaczęło się od śródmieść. Podróż przez niejedno polskie miasto dowodzi, że rejony skupione wokół centrum, o ciekawej zabudowie, są dziś nie tylko wyrazem zaniedbań remontowych, ale i siedliskiem konfliktów społecznych i patologii. To, co powinno być wizytówką miasta – urocze kamienice o bogatej architekturze straszą przechodniów tym, jak wyglądają i co kryją za wejściowymi drzwiami. Mieszkających tam lokatorów od lat nie stać na podejmowanie jakichkolwiek prac remontowych, a na napływ nowej fali mieszkańców trudno na razie liczyć.

Zatłoczone i zanieczyszczone miasta coraz częściej zachęcają do osiedlania się na przedmieściach. Odpływ z centrów miast staje się praktyką szczególnie popularną wśród osób średniozamożnych i zamożnych, skutkiem czego w śródmieściach pozostają najczęściej ci gorzej sytuowani. Choć polepszenie warunków mieszkaniowych byłoby w ich interesie, nie podejmą się go z braku środków. Dlatego miasta walczą o te obszary, które – paradoksalnie – choć mają największy potencjał, są też najmocniej zaniedbane.

Patrząc na doświadczenia krajów, które oszczędziła wojna, jak z fusów wywróżyć można co wkrótce będzie się działo na polu rodzimej rewitalizacji. Z pewnością już wkrótce przyjdzie nam się zmierzyć z problemem osiedli z wielkiej płyty. Budowane w Polsce przede wszystkim w latach 60. i 70. minionego stulecia na razie, choć nie grzeszą urodą, nie nastręczają większych problemów. Na temat tego jak uciążliwa może być wielka płyta wiele do powiedzenia mieliby Niemcy – nie od dziś trwa tam usilna walka o przywrócenie wielkich blokowisk do życia. Ponieważ jednak same obiekty nie potrafią się wybronić, a ludność masowo odpływa w stronę niskiego, bardziej przyjaznego budownictwa, wiele wieżowców rozmieszczonych w różnych landach zostaje zwyczajnie zrównanych z ziemią. To rozwiązanie okazuje się tańsze od reanimowania dogorywających fragmentów miast.

Po przemyśle

Poza obszarami mieszkaniowymi to na terenach postindustrialnych dzieje się dziś najwięcej w zakresie rewitalizacji. Szczególnie na Śląsku, co zrozumiałe z racji historycznego charakteru tego regionu. Region upstrzony jest nieczynnymi już kopalniami, hutami, zakładami produkcyjnymi dawniej wspierającymi wydobycie węgla kamiennego, a dziś świecącymi pustkami i chylącymi się ku upadkowi. Niektórym z nich prawdopodobnie uda się jednak przeżyć. Poprzemysłowe obiekty okazały się bowiem całkiem nieźle pełnić funkcję luksusowych powierzchni mieszkalnych o industrialnym charakterze. Inwestorzy chętnie podejmują tam inwestycje, oddając do użytkowania kolejne lofty.

Takiej recepty nie można jednak przepisać wszystkim umierającym terenom poprzemysłowym. Tam gdzie produkowano lub na co dzień używano substancji szkodliwych dla środowiska, inwestycje mające na nowo służyć człowiekowi są niemożliwe lub na tyle kosztowne, że nieopłacalne dla inwestorów.

W wielu miejscach warunki okazują się jednak łaskawe. Byłe zakłady przemysłowe wchodzą dziś w nowe role i stają się centrami handlowymi (łódzka Manufaktura w dawnej fabryce płótna, krakowska Galeria Kazimierz w byłej rzeźni), muzeami (londyńskie Tate Modern Gallery), galeriami sztuki (poznański Stary Browar), ale też teatrami (była huta Thyssena w Duisburgu) czy – co częste -biurami (stara drukarnia przy al. Korfantego w Katowicach).

Po wojsku

Obszary, które kiedyś należały do wojska, a dziś nie spełniają już tej funkcji zajmują sporą część niektórych polskich miast. Jako że sektor publiczny nie wykazuje zainteresowania wieloma z takich obiektów, często trafiają one w ręce prywatnych inwestorów. Jakie może być przeznaczenie byłych koszar? Przeróżne – od siedzib firm czy urzędów, przez przedszkola, szkoły, na prywatnych budynkach mieszkaniowych kończąc. Ewenementem w skali kraju jest Legnica – miasto zwane niegdyś „Małą Moskwą” z racji liczebności stacjonujących tam wojsk radzieckich. Gdy te opuściły Dolny Śląsk, we władaniu miasta pozostało blisko 800 pomilitarnych obiektów. W ciągu 14 lat blisko 97% z nich doczekało się drugiego wcielenia – jako siedziby ZUSu, przychodni lekarskiej, pawilonu handlowego, restauracji, szkoły wyższej itd. Całkiem spora część nieruchomości wzbudziła zainteresowanie deweloperów i Towarzystw Budownictwa Społecznego, które systematycznie oddają na rynek nowe lokale mieszkaniowe.

Jeśli wierzyć zapewnieniom, że „doskonałość nie jest osiągnięciem celu”, miasto zbudowane w całości musiałyby być skazane na śmierć. Nic więc dziwnego, że walka o zdegradowane obszary miejskie trwa. Jeśli rewitalizacja w rozumieniu inwestorów znaczyć będzie coś więcej niż tylko odnowa budynków, mieszkańcy mają szansę doświadczyć dzięki temu niewiele znaczącemu dziś terminowi zupełnie nowej jakości życia w mieście.

Źródło: Bankier.pl