Rodzina na Swoim, a banki na lodzie

W 2009 roku jedną trzecią kredytów hipotecznych stanowiły kredyty w programie rządowych dopłat. W 2010 roku sprzedaż była jeszcze większa, a ciężar rynku kredytów wziął na siebie poniekąd budżet. Mówi się o stracie dla potencjalnych klientów, ale co z bankami, które na tym korzystały? Utrzymanie dynamiki sprzedaży kredytów będzie sporym wyzwaniem.

Rząd zadecydował. Single płaczą, deweloperzy rozdarci, banki z niezłym orzechem do zgryzienia, a wśród klientów panuje kompletna konsternacja. Budżet nie wytrzyma ciężaru rynku kredytów hipotecznych. Teraz czekamy na krok banków, którym popsuto najlepszy produkt hipoteczny, a nie dano w zamian żadnych alternatyw. Czy czeka nas rywalizacja na bankowe marże? Bez sztucznego pobudzania rynku, banki muszą zadecydować, czy odkręcić przysłowiowy kurek z kredytami. Przypuszczalnie mają kwartał na zastanowienie. Później założenia polityków zaczną wchodzić w życie.

Koniec alternatyw


Trwa zacięta walka z kredytami walutowymi, co nie pozwala spać spokojnie bankom, których portfel jest w znaczącej większości w obcej walucie. Stąd silniejsze promowanie kredytów złotowych. Z pomocą przyszedł program rządowych dopłat, na którym korzystał każdy, oprócz podatnika. Bank otrzymywał pełną kwotę raty, a klient odczuwał realne oszczędności zarówno w skali miesiąca, jak i pierwszych ośmiu lat spłaty. Nierówność wypełniał BGK, spłacając za klienta część odsetek. Przeciążony budżet nie wytrzymał, a decyzja rządu była dużym zaskoczeniem dla analityków czekających chociażby na dopłaty dla singli.

Nie tyle obniżenie maksymalnego wieku kredytobiorcy, ani kredyty dla singli są tu przełomowe. Proponowane zmiany to obniżenie wskaźnika według, którego obliczany jest limit nieruchomości dostępnych w programie. Z 1,4 do 1,1 – dokładnie ten zapis znacząco zmniejszy dostęp mieszkań na rynku, które będą kwalifikować się do programu. Zapowiada się na powrót statystyk z lat 2006 – 2008, kiedy znalezienie nieruchomości kwalifikującej się do dopłat graniczyło z cudem.

Hipoteczna nagonka


Gdy w Rodzinie na Swoim mogliśmy kupić mieszkanie droższe niż mediana cen transakcyjnych na rynku i nadal dopłacał do interesu Skarb Państwa, trudno się dziwić, że ceny w wielu miastach nie chciały nawet minimalnie spadać. Póki zarówno banki, jak i deweloperzy dobrze na tym zarabiali – nie było problemu. Skoro znamy już założenia rządu to pozostaje nam ostatnia prosta, czyli okres przed wejściem zmian w życie. Czego możemy się spodziewać? Na pewno silniejszej promocji banków, które już prześcigają się minimalną marżą i promocyjnymi cenami na Rodzinę na Swoim. W porównaniu z 2009 rokiem, marże banków i tak spadły prawie o połowę. Jeśli do tego dodamy wysokie limity cen mieszkań w programie dopłat, to dla wielu Polaków trafiła się całkiem niezła okazja do nabycia nieruchomości. Spora część klientów jeszcze czekała na spadki cen kredytów, ale ze świadomością, że Rodzina na Swoim zostanie z nami do 2012 roku. Kto chce skorzystać z pieniędzy Skarbu Państwa musi się spieszyć – takie komunikaty będą często spotykane zarówno w bankach, u deweloperów, jak i doradców finansowych.

Jak utrzymać wysoką dynamikę sprzedaży kredytów, którą widzieliśmy w 2010 roku? Banki będą musiały poważnie zastanowić się nad kolejnymi obniżkami. Przy niższych limitach cen, nic nie uratuje deweloperów, którzy mają jeszcze sporo do sprzedania. Jeśli znacząco spadnie udział Rodziny na Swoim w całej akcji kredytowej, to pozostaje nadzieja na nie tyle spadek cen nieruchomości, co może chociaż ich urealnienie.

Źródło: PR News