Harvard i Massachusetts Institute of Technology to dwie najpopularniejsze, choć nie jedyne uczelnie zlokalizowane w najbardziej znanym na świecie centrum nauki – amerykańskim mieście Cambridge, nieopodal Bostonu. Sprawdzamy, jak sobie tam radzi dwójka studentów z Polski – Agata Wiśniowska i Adam Ziemba.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Zacznijmy od początku. Jak wygląda droga na jedne z najlepszych uczelni świata?
Adam Ziemba: Kandydaci na Harvard College i inne amerykańskie uczelnie rozpoczynają przygotowania aplikacji co najmniej trzy-cztery lata przed terminem jej złożenia. Proces rekrutacji na Harvard jest procesem holistycznym, składającym się z wielu bardzo ważnych elementów. Oprócz amerykańskich egzaminów SAT I oraz SAT II, które w Polsce można zdawać w Gdańsku, Krakowie i Warszawie kilka razy w roku, wymagane są także: eseje, świadectwa szkolne, listy rekomendacyjne oraz rozmowa kwalifikacyjna. Eseje dotyczą rożnych zagadnień i mają na celu pokazać, jaką osobą jest kandydat.
Agato, o czym pisałaś w swoim eseju?
Agata Wiśniowska: Wskazałam na racjonalność w odkrywaniu tajemnicy w nauce i fascynację pytaniem „dlaczego?”, przedstawiłam badania, które prowadziłam podczas studiów w Massachusetts Institute of Technology, ze szczególnym uwzględnieniem badań nowotworów wątroby w Massachusetts General Hospital in Proton Therapy Group. Aplikując do MIT kilka lat wcześniej pisałam o gwiazdach, o ich „społecznym” charakterze. Wtedy interesowałam się astrofizyką, z której podczas studiów zrodziła się fizyka biologiczna i inżynieria nuklearna medyczna.
Jakie było Wasze główne oczekiwanie wobec pobytu w Cambridge?
AW: Oczekiwałam bogactwa wiedzy. I dostaję jej tyle, że cały czas mam poważne problemy z wyborem. Boston jawi się centrum świata nauki, a że nauka nie jest narodową, to postęp w niej dokonuje się dzięki pracy tysięcy uczonych, którzy przyjeżdżają tu z całego świata. Studiuję więc w tyglu kulturowym. Przyjeżdżałam do mekki fizyków – MIT, jestem w mekce nauk medycznych – Bostonie – mieście, w którym powstaje zdecydowana większość publikacji w „Nature” i „Science”.
AZ: Jako student, bardzo się cieszę z możliwości uczenia się od ekspertów z różnych dziedzin. Warto zwrócić uwagę, iż wszyscy profesorowie dysponują czasem dla studentów. Spędzają z nami wiele godzin, nie tylko podczas zajęć, lecz również w ramach tzw. office hours. Studenci mogą umówić się z profesorem na spotkanie poza zajęciami, aby porozmawiać na temat przedmiotu, omawianego materiału lub planów akademickich i pozaakademickich.
Uniwersytet bardzo często zaprasza osoby, które mają wpływ na wygląd obecnego świata. Są to prezydenci, premierzy, sułtani, artyści, politycy, ambasadorowie oraz eksperci z różnorodnych dziedzin. Studenci nie tylko uczestniczą w takich spotkaniach, lecz również rozmawiają i zadają im pytania.
Harvard prawdopodobnie byłby zwyczajnym miejscem, gdyby nie studenci. Wszyscy są bardzo serdeczni, otwarci, utalentowani, zaangażowani, przyjaźnie nastawieni i gotowi do niesienia pomocy innym. Wielu moich przyjaciół pochodzi z różnorodnych środowisk kulturowych. Obecnie na Harvardzie uczy się około 10% osób z różnych krajów.
Mieszkacie na terenie kampusu?
AZ: Tak.
AW: Ja na terenie kampusu mieszkałam podczas studiów w MIT. Cztery lata spędzone przy Memorial Drive, często w Harvard Square, gdzie niemal wszyscy wydawali się należeć do tej samej grupy wiekowej i społeczno-ekonomicznej, zrodziło chęć życia w sąsiedztwie bardziej zróżnicowanym. Wybrałam Brighton ze względu na centralne położenie pomiędzy Harvard Medical School i MIT, bo w obu tych miejscach bywam codziennie. Dużym atutem przy wyborze Brighton była jego przyjazna atmosfera dla psów. Od dziecka mieszkałam z psem i powrót do tego w Brighton (na campusie nie było to możliwe) okazał się dużym szczęściem, choć mam teraz sto tysięcy kłopotów z organizacją dnia codziennego. Ranki i wieczory, kiedy wszyscy młodzi i starzy wychodzą na spacery, to najlepszy czas obserwacji życia i potwierdzenie, że istnieje alternatywa dla szkoły.
Podobno inną lokalizację przewidziano dla najmłodszych studentów, a inną dla starszych?
AZ: Studenci pierwszego roku mieszkają w akademikach („dormitories” potocznie nazywanych „dorms”) w Harvard Yard. Począwszy od drugiego roku, studenci przydzielani są do tzw. houses, w których mogą mieszkać do końca studiów.
AW: Na MIT nie było takiego rozgraniczenia wśród studentów studiów undergraduate (polski odpowiednik 4-letnich studiów licencjackich). Studenci undergraduate mogli wybierać miejsce w akademikach koedukacyjnych, jednym akademiku żeńskim, domach językowych – na przykład francuskim, hiszpańskim czy niemieckim, bądź w domach bractw.
Bractwa. Krążą o nich legendy, chyba głównie z powodu amerykańskich filmów.
AW: Bractwa to chyba najbardziej charakterystyczne stowarzyszenia socjalno-towarzyskie, z podziałem na damskie i męskie. Głównym założeniem tych bractw jest uznanie siebie nawzajem za „braci” i „siostry”, wspólne spędzanie czasu, organizacja przyjęć, wspólne prace charytatywne oraz wzajemna pomoc w trakcie szkoły oraz po ukończeniu uniwersytetu. Z drugiej strony wymaga to podporządkowania się regułom bractw.
Wróćmy do akademików. Czy na jednej z najbardziej uznanych uczelni na świecie mają one jakieś specjalne udogodnienia?
AW: Amerykańskie kino serwuje nam obraz kampusów pełnych akademików o standardzie 5-gwiazdkowego hotelu, rzeczywistość to weryfikuje. Akademiki nie wyglądają tak, jak to pokazano w filmie „Legalna Blondynka”. Nie ma w nich klimatyzacji, pokoje są dość akustyczne i wcale nie lepsze od części polskich akademików. Za to infrastruktura dydaktyczna, laboratoria, biblioteki, obiekty sportowe są fantastyczne. Największą wartością jest sąsiad za ścianą.
Kampus MIT może się pochwalić sporą liczbą nowatorskich rozwiązań, które mają przy okazji rzeczywisty, pozytywny wpływ na otoczenie. Na przykład w budynku Stata Center woda we wszystkich toaletach pochodzi z deszczu – za budynkiem jest sztuczne suche koryto rzeczne, wypełnione żwirem, które zbiera wodę podczas deszczu. Koryto to jest przy okazji ładne, pięknie obsadzone roślinami kwitnącymi po kolei przez większą część roku, których głównym celem jest zapewnienie optymalnego poziomu biofiltracji. Całość wygląda wyjątkowo romantycznie, aż trudno uwierzyć, że jednocześnie ma bardzo przyziemne, praktyczne zastosowanie.
AZ: Dodajmy, że wszystkie budynki, włączając akademiki i houses są w pełni przystosowane dla osób niepełnosprawnych. Dużą wagę przywiązuje się też do umożliwienia praktykowania różnych religii, co również niekiedy związane jest z odpowiednim przystosowaniem mieszkań.
W każdym house znajduje się jadalnia, biblioteka, pomieszczenia rekreacyjne, siłownia oraz wiele innych. Każdy sam wybiera z iloma współlokatorami chciałby mieszkać. Apartamenty są zazwyczaj 1-, 2-, 3- i 4-osobowe, jednak można znaleźć 5-,6- i 7-osobowe. Niektóre apartamenty wyposażone są w pokój gościnny oraz łazienkę. Pokoje są jedno- lub dwuosobowe.
Czy mimo to, wielu zamiast akademika wybiera samodzielny wynajem?
AZ: Harvard gwarantuje każdemu studentowi mieszkanie w kampusie. Ogromna większość studentów, około 98-99% mieszka tam wraz z innymi studentami. Nieliczni decydują się na mieszkanie poza kampusem, na przykład ze względu na sytuację osobistą. Oczywiście najwyższe ceny wynajmu są na Harvard Square. Jednakże biorąc pod uwagę rozległość kampusu, każdy może znaleźć coś dla siebie.
AW: Potwierdzam – nie ma problemu z miejscem w akademiku, ale niektórzy, zwłaszcza doktoranci, decydują się mieszkać poza kampusem. Częstą praktyką są mieszkania wynajmowane w kilka osób i wtedy koszt jednostkowy jest niższy, niż koszt miejsca w akademiku. Oczywiście cena mieszkań wzrasta z ich wielkością i lokalizacją. Im mieszkanie większe i położone bliżej Harvardu i MIT, tym droższe.
Sąsiedztwo takiej uczelni znacząco winduje koszty życia?
AZ: Ceny nie różnią się znacząco od innych miejsc na północnym wschodzie USA.
AW: Ale i nie należą do najniższych. Statystyki mówią, że ceny są tutaj o 50% wyższe w porównaniu ze średnią w całych Stanach. Po odliczeniu kosztów akademika, ubezpieczenia i nauki, które są pokrywane ze stypendiów, na książki, posiłki, kosmetyki, odzież i rozrywkę wydaje się co miesiąc około 1300 dolarów. Uczelnie dają możliwość dodatkowej pracy na terenie kampusu. Na pewno można przeżyć za mniejszą kwotę trzymając się ściśle wyznaczonego budżetu, ale to może rodzić różne wyzwania. Kiedy tutaj przyjechałam, zawsze dostawałam małego ataku serca, płacąc za jedzenie. W mieście, z którego pochodzę, byłaby to zaledwie mała część tej kwoty.
Działacie aktywnie w polskich środowiskach akademickich zagranicą, macie więc kontakt również z absolwentami. Pozostają na stałe w USA czy częściej wracają do Polski?
AZ: To sprawa bardzo indywidualna.
AW: MIT kończy bardzo niewielu Polaków. Jedna, dwie osoby na rok. Od trzech lat nie przyjęto Polaka. Absolwentów, których mogłam poznać będąc już w Bostonie, było kilku. Jeden po doktoracie kontynuuje pracę naukową na Uniwersytecie Carnegiego-Mellona w Pittsburghu, koleżanka jest na studiach doktoranckich w CalTechu, dwie inne pracują w Microsoft Corporation w Seattle.
Gdybyśmy w tym samym gronie za jakiś czas mieli spotkać się przy realizacji kolejnego odcinka „Tam mieszkam” – jakie miasto, region czy kraj byłby jego bohaterem?
AZ: Melbourne, Australia. Ale bez różnicy, czy spotkamy się w Los Angeles, Pretorii czy Tokio, zawsze będę wspomnieniami miło wracał do kraju położonego między Karpatami a Morzem Bałtyckim.
AW: Ja skłaniam się ku pracy naukowej, mocno kibicuję polskim ośrodkom badawczym.
Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl
Kontakt: m.wrotniak@bankier.pl
Agata Wiśniowska jest doktorantką w programie Harvard-MIT Division of Health Sciences and Technology i prezydentem Polish Club na Massachusetts Institute of Technology. Adam Ziemba jest studentem Harvard University i prezesem Polskiego Towarzystwa na Harvardzie.
Źródło: Bankier.pl