Tam mieszkam: Hiszpania, Andaluzja

Sprowadzanie Hiszpanii do „słońca, corridy, flamenco i tapas” jest okrutnym uproszczeniem – mówi Ania, która w Sewilli mieszka od czterech lat, a ostatnio realizuje swój projekt „W 365 dni dookoła Hiszpanii”.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Andaluzja to kolebka flamenco, więc brzmi takimi dźwiękami. A czym pachnie?

Anna Marchlik*: Rzeczywiście flamenco można usłyszeć tutaj dość często: w radiu, w sklepach, barach. Przy odrobinie szczęścia można zostać świadkiem spontanicznego występu nawet na ulicy, ale raczej z dala od typowo turystycznych rejonów.

A jak pachnie? Dla mnie pachnie świeżo zaparzoną kawą i gorącymi tostami z czosnkiem o poranku. W wielu miastach Andaluzji, między 9:00 a 10:00 pustoszeją biura, a wypełniają się bary, gdzie Hiszpanie pałaszują tak wspaniale pachnące śniadania. Tutaj pachnie kawą i grzankami właściwie wszędzie: w dzielnicach dla bogatych, biednych, turystów…

Drugim charakterystycznym zapachem, szczególnie dla Sewilli, jest aromat kwiatów pomarańczy. Sewilla uważana bowiem jest za „miasto pomarańczy” (choć depcze jej po piętach marokański Marakesz). Gdy zaczynają kwitnąć – piszą o tym nawet lokalne media. Ponad 20 tys drzewek pokrywa się białym kwieciem i w mieście pachnie wtedy, jak w najlepszej perfumerii. Ale uwaga, kwiaty pomarańczy pachną pięknie, jednak dojrzałe owoce są strasznie kwaśne!

Postanowiła Pani, że między listopadem 2010 a listopadem 2011 odwiedzi każdy z regionów kontynentalnej Hiszpanii. Za Panią półmetek. W czym jak dotąd Andaluzja bije na głowę swoich sąsiadów?

Bardzo lubię Andaluzję za jej różnorodność. Ten olbrzymi skądinąd region posiada dostęp do oceanu i morza. Są tutaj (w Sierra Nevada) najwyższe szczyty kontynentalnej Hiszpanii. W ciągu niecałej godziny można przenieść się ze stoków narciarskich na plażę.

Andaluzja to także ciągnące się pod horyzont gaje oliwne, mauretańska architektura i małe, przycupnięte na wzgórzach bielone miasteczka… Są tutaj także przyjaźni ludzie, smaczna kuchnia i słońce, które w niektórych zakątkach świeci ponad 300 dni w roku.

A w czym inni okazali się lepsi?

Podróże po całym Półwyspie uświadomiły mi, że popularna opinia, że Hiszpania to „słońce, corrida, flamenco i tapas” jest okrutnym uproszczeniem. Ten kraj ma do zaoferowania dużo więcej! Ot, chociażby Galicja położona w północno-zachodniej części półwyspu. Ten region dużo bardziej przypomina zieloną Irlandię, niż nasze wyobrażenia o gorącej Hiszpanii (które de facto sprawdzają się praktycznie tylko przy Andaluzji).

Galicja, otoczona wodami Atlantyku i Morza Kantabryjskiego, posiada setki plaż, urocze wioski rybackie, mroczne średniowieczne klasztory, celtyckie osady i według mojej opinii, najlepsze na Półwyspie owoce morza. Chyba nigdzie indziej tak dobrze nie smakują gotowane ośmiornice! Galicja to także winnice, w których produkuje się wino Albariño, gorące termy, doskonale utrzymane zabytki z czasów rzymskich. Zamiast gajów oliwnych i spalonych od słońca, czerwonych ziem, są porośnięte bujną roślinnością wzgórza, lasy sosnowe, drzewa eukaliptusowe i przenikliwy zapach wilgoci. Nawet dźwięki są inne. W Galicji dużo częściej słychać dźwięki dudy niż flamenco. I tak można by porównywać Andaluzję i pozostałe regiony w nieskończoność…

Dlaczego więc akurat Andaluzja? Jak się Pani znalazła w tej części Hiszpanii?

Od lat ciągnęło mnie do krajów śródziemnomorskich. Lubię ich zapachy, kolory, zabytki, radość życia i słońce. Przez kilka miesięcy pracowałam w Tunezji, sporo podróżowałam po Francji, Chorwacji i Włoszech. Jednak – poza Polską – najlepiej czułam się zawsze w Hiszpanii.

Pierwszy raz pojechałam tam jako turystka w 2000 r. Trzy lata później zostałam wysłana przez uczelnię na kilkumiesięczne praktyki na Costa Brava. Decyzja o przenosinach na samo południe zapadła na początku 2007 r., wraz z otrzymaniem interesującej oferty pracy pod Sewillą.

Kraj zalazł się ostatnio w trudnej sytuacji społeczno-gospodarczej. Jakie nastroje panują w Sewilli i okolicach?

No cóż, poziom bezrobocia w Andaluzji sięga 29%, czyli aż 9% więcej niż i tak już wysoka średnia krajowa. Znam osoby z bliskiego otoczenia, które mimo dobrego wykształcenia, od prawie dwóch lat nie są w stanie znaleźć pracy. Nie ma się więc co dziwić, że podczas wielu spotkań tematem numer jeden był kryzys gospodarczy i bezrobocie. Inni, którzy mają pracę są często zmartwieni, czy i ich nie dosięgną grupowe zwolnienia.

Wielu moich znajomych z Polski, którzy na kilka dni przyjechali do Sewilli było zdumionych, że na ulicach kryzysu nie widać. Andaluzyjczycy bardzo lubią spędzać czas w barach, spotykać się ze znajomymi w kawiarniach i mimo że restauratorzy załamują ręce, lokalne knajpki nadal pękają w szwach i szczególnie w weekendowe wieczory można odnieść wrażenie, jakby całe miasto wyszło na kolację na miasto.

Jak kryzys odbił się na kieszeniach Hiszpanów, co podrożało najbardziej?

Osobiście najbardziej odczułam wzrost ceny za paliwo. Kilka lat temu za litr benzyny płaciłam 1,12 euro, podczas gdy obecnie cena wynosi około 1,35 euro. Sporo jednak rzeczy potaniało, na przykład nieruchomości i to nawet do 30%.

W zeszłym roku w lipcu odczuć można było ogólny wzrost cen w związku z podwyżką VAT-u z 7 na 8% i z 16 na 18%.

Cała ta sytuacja wystraszyła turystów?

Dosłownie kilka dni temu usłyszalam informację, że 2011 r. ma być rekordowym rokiem, jeśli chodzi o liczbę zagranicznych turystów odwiedzających Hiszpanię. Przewiduje się, że zajrzy tutaj ponad 10 milionów turystów i właśnie na tej branży pokładane są duże nadzieje na wyjście z kryzysu. Szacuje się również, że dzięki turystyce powstanie ok. 30 000 nowych stanowisk pracy.

Jednak ostatnie dwa lata – co oczywiste – nie były tak dobre, mimo iż ceny w turystyce i hotelarstwie spadły o mniej więcej 20%. Pamiętam, że gdy zaczynałam pracować w jednym z sewillskich hoteli, średnia cena za pokój jednoosobowy ze śniadaniem wynosiła 220 euro. Gdy odchodziłam z hotelu w lutym 2009, ten sam pokój kosztował już 150 euro, niekiedy nawet 110 euro.

No tak, Andaluzja to Costa del Sol, a ono to głównie hotele. Co się dzieje za nimi, jak mieszka się w głębi półwyspu?

Gdy szukałam w Sewilli mieszkania do wynajęcia, pierwsze co zwróciło moją było to, że nigdzie nie było centralnego ogrzewania. Standardowo była za to klimatyzacja – jeśli nie centralna, to przynajmniej przenośna. Wiele – nawet najzwyklejszych mieszkań – posiada w wewnętrznych dziedzińcach odkryte baseny.

Choć zimy nie są zbyt surowe (w Sewilli ostatni raz śnieg spadł ponad 60 lat temu!), to jednak brak centralnego ogrzewania odczuwa się dość mocno, szczególnie że standardowo buduje się mieszkania z podłogą z marmuru.

Dom w takim rejonie Europy mimo wszystko chciałoby mieć wielu. Co z dostępnością nieruchomości na hiszpańskim wybrzeżu? Czy są osiągalne tylko dla wybranych?

Nie znam statystyk, ale sporo moich hiszpańskich znajomych ma drugie domy na wybrzeżu, gdzie spędzają weekendy i wakacje. Nie mówię tu o luksusowych willach czy rezydencjach, jakich pełno na Costa del Sol, ale o zwykłych mieszkaniach, czy małych domkach z widokiem na plażę. Ze względu na bliskość (zaledwie godzina jazdy samochodem z Sewilli, w której mieszkam), dość często bywam w położonej nad Atlantykiem miejscowości Matalascañas we wschodniej Andaluzji. Miejsce to nazywa się często „plażą Sewilli”, gdyż większość domów należy do mieszkańców stolicy Andaluzji. Kilka miesięcy temu moi sąsiedzi, którzy są nauczycielami w podstawówce kupili na wybrzeżu Huelvy trzypokojowe mieszkanie ze wspólnotowym basenem za 110 000 euro.

W księgarniach znajdziemy pozycję „123 powody, dla których nie warto jechać do Sewilli”. Poda Pani przewrotnie chociaż trzy, dla których warto?

Moje trzy powody zamknęłabym w trzech słowach: zapach, smak i wzrok. Do Sewilli warto się wybrać, by poczuć zapach kwiatów pomarańczy, posmakować wyśmienitych tapas i zobaczyć wspaniałe zabytki, spośród których największą atrakcją jest gigantyczna gotycka katedra wraz z dzwonnicą, która przez kilkaset lat – w trakcie arabskiej dominacji na Półwyspie Iberyjskim – pełniła funkcję minaretu. Szkoda, że pyta mnie Pani tylko o trzy powody, bo bez problemu znalazłoby się ich i trzydzieści…

Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl

*Anna Marchlik jest autorką bloga www.pisanewsewilli.com

Źródło: Bankier.pl