Tam mieszkam: Kreta

Na tej wyspie mniej liczy się, w jakich warunkach się mieszka, a bardziej – czy dostatecznie blisko rodziny. Rozmawiamy z Lidią Wandas, która życie na Krecie, jako rezydent, obserwowała z bliska przez kilka ostatnich sezonów. Dziś więcej czasu spędza w Krakowie, gdzie prowadzi własne biuro podróży Jedziemy Na Wakacje.


„Kwintesencja greckiej architektury to poezja dla oczu. Domki, o których mówi się, że nie mają pięter, a mają piwnice. Proste dachy albo półkoliste”, fot. L. Wandas

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Na początek sprostujmy – obecnie nie mieszka Pani na Krecie, choć można powiedzieć, że zna ją od podszewki.

Lidia Wandas: Zgadza się. Moja praca na tym polegała, na dłuższych wyjazdach. Teneryfa, Australia, najwięcej jednak ostatnich sezonów letnich spędziłam na Krecie, w małych, przytulnych, klimatycznych, turystycznych, ale zarazem typowo greckich miejscowościach niedaleko stolicy wyspy – Heraklionu.


Lidia Wandas, fot. Rafi

Co jest dziś dla Kreteńczyków największym problemem mieszkaniowym?

Jak zdobyć pieniądze, by je mieć.

Czyli mieć je chcą. Na własność?

Oczywiście każdy chce mieć swoje mieszkanie, ale nie każdego stać od razu na kupno. Rodzice, na ile mogą, w Grecji również pomagają, by dzieci szybko miały swoje cztery kąty na własność. Będąc na Krecie, turyści często zastanawiają się „czy te druty na dachach to tak, jak w Egipcie – żeby uniknąć podatków?”. Grecy oczywiście lubią omijać prawo, ale nie tym razem. Druty świadczą, że kolejne piętro może być dobudowane (licencja na to pozwala), a często, gdy zapytamy się Greka na co czeka, odpowie: – To dla dzieci (córki, syna).

Co oprócz drutów wyróżnia greckie wyspiarskie budownictwo?

Styl typowy dla Krety jest zdecydowanie prosty, prostokątny, jak większość budownictwa w całym kraju – czy to na wyspach, czy na lądzie. Aczkolwiek wydaje mi się, że w tej całej prostocie jest pewna finezja – w krajobrazie nie ma pstrokatości i to jest piękne. To wszystko tworzy jednolity styl i taką spójność – dachy czerwone albo ich zupełny brak, gdzieniegdzie wystające druty. Kolory są jasne i idealnie komponują się z błękitem nieba i morza. W miastach częściej zdarzają się domy kolorowe.

Paradoks – totalnie prosta zabudowa, a jednak zachwyca. Idzie tu chyba o coś więcej, niż tylko krajobraz.

Myślę, że chodzi bardziej o połączenie klimatu ze sposobem bycia – tego luzu, uśmiechów, spontaniczności, a nie o architekturę samą w sobie. Ci ludzie, jak również i przyjezdni, dodają ogromnego uroku miejscom takim, jak uliczki z knajpkami nad morzem, uliczki z restauracyjkami pośrodku centralnych placów miast. Współgrające światła i to zewsząd bijące ciepło – jak człowiek widzi to wszystko, to niestety nasza polska pogoda sprawia, że chce być tam hen daleko.

>>> Tam mieszkam: Norwegia

 

A gdy już tam mieszka, to czego mu brakuje?

Nie brakuje, ale jest inaczej… Nie ma zatem mieszkań na poddaszu z oknami w dachu (przynajmniej ja się z tym nie spotkałam), co mnie akurat bardzo się podoba w Polsce. Nie kojarzę też tzw. ganków czy werand, ale za to są piękne domy w Rethymnonie czy Chanii, które zawierają elementy z czasów panowania wenecjan.


Kreta, fot. L. Wandas

W Polsce coraz więcej osób przywiązuje uwagę do pięknych ogrodów – trawa równo przycięta, krzewy mniejsze, większe, kolory inne wraz ze zmieniającymi się porami roku i to jest fantastyczne, a na Krecie trochę rzadziej spotykane, choć każdy stara się mięć koło domu choć trochę zieleni. Ale to wszystko jest tam zupełnie inne, bo można powiedzieć, że miejsce przed domem jest zagospodarowane przez różową Bougenvillę pnącą się do góry czy palmę i to też dla Kreteńczyków ogród. Przy hotelach jest już więcej różnej roślinności.

 

„Okoliczności przyrody” są w takiej lokalizacji nierozłącznym atrybutem domów.

Ten wyjątkowy aspekt krajobrazu, jasne kolory, wszystko refleksyjnie skąpane w słońcu. Do tego niebo, morze… Wąskie uliczki miast i starych wiosek, niska zabudowa i to, że między nimi prawie na środku, w totalnym luzie, zazwyczaj tylko mężczyźni, po prostu siedzą sobie i ze spokojem pół dnia jedzą „greckie śniadanie”, czyli kawa i papierosek. W tym wszystkim jest wielka filozofia życia.

Niektórzy rzekliby, że błogie lenistwo.

Większość ludzi z zagranicy patrząc na Greków ma wrażenie, że pozbawieni są jakichkolwiek problemów, a ich życie to totalna sielanka pod słońcem. Przecież mają ciepłe morze, plaże, ciepły klimat, więc czego im więcej do życia potrzeba – wieczne wakacje! To jednak nieprawda. Kiedy wszyscy przyjeżdżają na wakacje cieszyć się morzem, ciepłym piaskiem i plażą, większość musi ciężko pracować często bez dnia wolnego, żeby przez tych kilka „pięknych” miesięcy zarobić na siebie i swoje rodziny na cały rok. W głębi mają swoje problemy jak każdy inny naród, ale nie opowiadają o tym turystom, bo ci sami chcą uciec od swojej codzienności. Jak sami podkreślają – żyło się lepiej, gdy walutą była Drahma.

Jednak i wtedy, i dziś, żyło się głównie z turystyki. To, co widać w nadmorskich kurortach zapewne zniekształca prawdziwy obraz pomieszkiwania na Krecie.

Zdecydowanie. To jak dwa zupełnie odmienne światy. Zabudowa w górach jest bardziej rozproszona. Bardziej widać pojedyncze domy. Nawet, gdy jest dom przy domu, widać gdzie się zaczyna i kończy. W miejscowościach turystycznych coraz częściej zaczyna się zagospodarowywać każde wolne miejsce. Hotele zaczynają się zlewać, często dobudowywane są dodatkowe pawilony lub widać tzw. „dobudówki”. Zaczyna robić się totalny przemysł albo „przemiał turystyczny”, widać swoistego rodzaju nieład, szczególnie w miejscowościach, które z turystyki żyją dłużej, a hotele zaczynały funkcjonować jako mały, rodzinny biznes.

>>> Tam mieszkam: Tajwan

 

Tam, gdzie zagospodarowywane są nowe tereny, buduje się dużo większe hotele, wręcz całe kompleksy o dość spójnej architekturze; wygląda to może mniej tradycyjnie, grecko, ale również ma swój urok. To, co mnie osobiście podoba się nawet w dużych greckich hotelach to fakt, że w większości rosną wszerz, a nie w górę.

Po dachach kreteńskich domów widać, że czerpią z energii słonecznej. Jakie inne rozwiązania są typowe dla tamtego budownictwa?

Rozwiązania to chyba duże słowo za duże jak na greckie, nowożytne budownictwo. Przeciętny grecki dom to nie Partenon, tu nie trzeba wielkiej myśli i starożytnych budowniczych. Nie ujęłabym więc tej odpowiedzi w formie myśli o materii. Na pewno Grek nie wyobraża sobie domu bez dzieci. Samotny człowiek to dla Greków dziwak. Widział ktoś Greka samotnie siedzącego w restauracji? To naród, który żyje w stadzie.

W stadzie i blisko wybrzeża. Ale jest też druga, inna rzeczywistość – ta niezwiązana z turystyką. Jak toczy się życie w miejscowościach wolnych od turystów?

Na Krecie, podobnie jak w Polsce, ceny poza miastem są niższe. Jednak widać, iż wioski, a w szczególności te w głębi wyspy, stają się coraz bardziej wyludnione, a wręcz w ogóle nie widać tam młodych ludzi. Oni oczywiście wyjeżdżają do dużych miast po to, by się kształcić oraz znaleźć dobrze płatną pracę. Na wsi jedyne, co mogą robić, to zajmować się rolnictwem.

Ci panowie, którzy zaniżają średnią wieku na wioskach i których widać przesiadujących prawie cały dzień w kafenionach zajmują się właśnie rolnictwem, a w szczególności dozorem zwierząt. Mają swoje Toyoty z paką, czyli miejscem dla kozy (śmieje się). Pewnie myśli Pani: fajna praca – siedzą cały dzień i tylko na chwilę pojadą zobaczyć, co się dzieje. Prawdziwa praca dla tych ludzi zaczyna się jesienią, gdy jest zbiór oliwek, a później trzeba oliwki przerobić, najczęściej na oliwę. Wnętrze Krety jest wręcz oblężone przez drzewka oliwek, a Kreteńczycy zbiór oliwek traktują jako element tradycji. Ci, którzy zamieszkują miasta również często przyjeżdżają do swoich rodzin i pomagają w zbiorach.

Z powodzeniem mogłaby Pani zostać rzecznikiem tego miejsca.

Grecja, od kiedy pierwszy raz postawiłam stopę na tym magicznym lądzie, a było to osiem lat temu, była dla mnie jakby drugim domem. Tutaj od razu poczułam się jak u siebie, a greccy znajomi zawsze mówili: „Ty jesteś jak Greczynka”. Dla mnie to taki magiczny kraj, pełen słońca, uśmiechniętych ludzi z dużą ilości luzu i spontaniczności. Najbardziej podoba mi się ich powiedzenie, a zarazem można by powiedzieć motto życiowe (przynajmniej dla dużej części mieszkańców) „Wy macie zegarki, a My mamy czas” – bezbłędne ̵ zupełnie inna filozofia życia. Choć to naród dość nerwowy, to jednak dość wolny od stresu, znający dobrą zabawę.

Na Krecie dwa razy zmieniłam miejsce zamieszkania i do obydwu mam sentyment. Miałam też to szczęście, że gdy dostałam propozycję pracy na Krecie było to w 100% to, czego chciałam i co było zgodne z nazwijmy to „moją filozofią”. Później firma również chciała kontynuować mój pobyt tam, a mnie to bardzo odpowiadało.

I gdy miałaby Pani odesłać do miejsca, które jest kwintesencją wyspiarskiej greckiej zabudowy, to byłoby nim…?

Moim zdaniem najpiękniejsza zabudowa jest na Cykladach, a w szczególności na Santorini i warto to podkreślić. To taka kwintesencja greckiej architektury, taka poezja dla oczu. Domki, o których mówi się, że nie mają pięter, a mają piwnice. Proste dachy albo półkoliste. Kaskady małych domków po części wydrążonych w wulkanicznej skale, a cały krajobraz wzbogacony jest o kameralne kościoły i kapliczki z niebieskimi kopułami.

Rozmawiała Malwina Wrotniak

Źródło: Bankier.pl