Tam mieszkam: Zelandia w Danii

Dania to ponad 400 wysp. Na wielu z nich mieszkańcy żyją aktywnie i zdrowo, sprawiając wrażenie, jak gdyby nie czuli potrzeby integracji z resztą świata. Czyżby dlatego, że wystarcza im własny, bardzo wysoki standard życia? Rozmawiamy z Michałem Gancarkiem, który sprawdził jak żyje się na Zelandii, największej z duńskich wysp.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: „Kiedy byłem w Danii, nie było pogody, a mimo to wszyscy wydawali się być szczęśliwi, nie pojmuję dlaczego” – dziwił się jeden z internautów przy okazji informacji o Duńczykach jako najszczęśliwszym narodzie świata. Poczuł Pan to powszechne zadowolenie, będąc w Danii?

Michał Gancarek: Zdecydowanie tak. Kiedy wyjechałem do Danii po raz pierwszy, pracowałem jako tłumacz dla jednej z polskich firm budowlanych. Praca w tym charakterze to ciągły kontakt z ludźmi, po kilku kolejnych spotkaniach z różnymi osobami dano mi odczuć ich uprzejmość, towarzyskość oraz niesamowicie pozytywne nastawienie do życia. Wiąże się to zapewne z bardzo wysokim standardem życia. Niestety od niedawna naród duński ponownie zmierza w stronę radykalnego nacjonalizmu, stają się oni coraz mniej życzliwi dla imigrantów szukających stałego meldunku oraz pracy w tym skandynawskim kraju.

Gdyby dzisiaj startował Pan tam jeszcze raz, ponownie wybrałby Zelandię?

Nie lubię wchodzić dwa razy do tej samej wody, dlatego wybrałbym zapewne Jutlandię, gdzie głównym napędem gospodarki jest rolnictwo. Jakiś półroczny pobyt na farmie? Pisałbym się na to. (śmiech) Pomijając moje zdanie, wszystkim innym osobom, które wybierają się do tego kraju radzę jednak zacząć od Zelandii, gdzie jest najwięcej do zobaczenia i gdzie łatwo się zaczepić na dłużej.

Uściślijmy jeszcze – jak Pan trafił do tego kraju?

Moja pierwsza styczność z Danią miała miejsce latem 2008 roku. Byłem zaraz po maturze i pod koniec lipca otrzymałem ofertę pracy z polskiej firmy budowlanej, wykonującej zlecenia poza naszymi granicami. Bez zastanowienia zaakceptowałem propozycję i kilka dni później byłem już w Danii, gdzie spędziłem 4 miesiące. Ponownie wróciłem dopiero za rok.

Wie Pan z czego wywodzi się nazwa tej wyspy?

„Zelandia” pochodzi od duńskiego Sjælland. Sæl, czyli foka – nazwa wiąże się z dużą ilością fok żyjących u wybrzeży tej wyspy. Nie mylić z Nową Zelandią.


Wypłaszczony teren pozbawiony gór jest podobno doskonałym miejscem do jazdy rowerem i spacerów. Duńczycy to aktywny naród?

Duńczycy prowadzą aktywny i zdrowy tryb życia. Jadąc o 5-6 rano do pracy, można zobaczyć mnóstwo ludzi uprawiających jogging. Szczerze mówiąc, kiedy zobaczyłem po raz pierwszy masę ludzi biegającą we wczesnych godzinach porannych, zrobiło to na mnie duże wrażenie. U nas to nadal rzadkość, chociaż stan ten ulega poprawie. Dania słynie z rozbudowanych dróg rowerowych, a najwięcej z nich znajduje się właśnie na naszej wyspie. Bez żadnego problemu można przejechać rowerem z północy na południe, używając tej samej drogi. Świetna sprawa dla miłośników cyclingu.

Trudno uwierzyć, ale wysp w Danii jest aż ponad 480. Podobno Duńczycy znani są z inżynierskiego zacięcia i na potęgę stawiają mosty. Architektonicznie Dania potrafi zachwycać?

Duńczycy lubią raczej prostotę, nie zobaczy Pani tutaj wielkich drapaczy chmur, chociaż nie brakuje nowoczesnych rozwiązań technologicznych. Drogi, mosty oraz urządzenia produkujące odnawialną energię to największe osiągnięcia inżynieryjne tego kraju. Same miasta są raczej stonowane i zachowane w klasycznym stylu. Najlepszym przykładem jest Kopenhaga, która nie chce się zmieniać.

Czy w samych domach również kultywuje się nieznane nam obyczaje? Skandynawowie podobno np. nie zamykają drzwi do mieszkań. Chyba że to mit?

Dla mnie to przede wszystkim trafna metafora. Poza Kopenhagą rzadko zobaczymy duże bloki mieszkalne, w większości wypadków Duńczycy mieszkają w domach jednorodzinnych oraz małych budynkach mieszkalnych (po 10-15 rodzin w jednym bloku). Sąsiedzi utrzymują ze sobą bliskie kontakty, wspólnie obchodzą święta narodowe, imprezy rodzinne itp. W przeciętnym duńskim domu na pewno nie zobaczymy firanek, to mogę potwierdzić.

Czyli trochę na przekór opinii o północnym dystansie. Wobec tego, bliżej Duńczykom do naszych wyobrażeń o Skandynawach czy do Europejczyków z głębi kontynentu?

Odniosłem wrażenie, że Duńczycy maja silne poczucie własnej wartości, siły oraz prestiżu na arenie międzynarodowej. Zapewne ma to związek z tym, że kraj ten dalej jest monarchią. Ich przywiązanie i szacunek, jakim obdarzyli rodzinę królewskiej najlepiej uwidacznia pobyt w Kopenhadze podczas obchodów dnia królowej. Dzień ten celebrowany jest hucznie, a w całym kraju można zobaczyć flagę narodową niemal w każdym ogródku.

W przeciwieństwie do krajów uboższych, nie odczuwają oni silnej potrzeby integracji z resztą świata. Nie przeszkadza im to jednak w byciu jednym z najbardziej pomocnych narodów w Unii Europejskiej, jak i na świecie. Biorąc pod uwagę PKB krajowe, Dania wysyła najwięcej pieniędzy w UE na szybszy rozwój biedniejszych krajów Unii oraz na cele charytatywne. W zeszłym roku czytałem w gazecie duńskiej, że na przełomie ostatnich trzech lat wysłano miliony koron na pomoc krajom Trzeciego Świata. Każdy nowo przybywający odczuje specyficzny klimat tego miejsca. Pomimo tego, że są krajem członkowskim UE, ja uznaję ich za stuprocentowych indywidualistów.

Którzy żyją sobie w swoim drogim świecie. Bo za taki uchodzi Kopenhaga, ale i cała Dania. Czy tych kilkadziesiąt kilometrów od stolicy, gdzie Pan mieszka można zaznać spokoju w rozsądnej cenie?

Na turyście przyjeżdżającym zwiedzić ten skandynawski kraj, ceny na pewno robią wrażenie. Hotel, restauracja, taxi itp. to droga sprawa. Jednak sytuacja diametralnie się zmienia, gdy popatrzeć na nią z punktu widzenia osoby mieszkającej i pracującej w Danii. Ceny artykułów spożywczych, wynajem mieszkania oraz niektóre z dóbr (na które w Polsce pozwolić sobie mogą już tylko dobrze zarabiający ludzie – m.in. wakacje latem i zimą) są łatwo dostępne dla tych, którzy zarabiają choćby najniższą pensję krajową.

Prawie cała siła robocza skupiona jest wokół Kopenhagi, gdzie mieszkania są zdecydowanie droższe od tych oddalonych o kilka kilometrów od stolicy. Wszystko natomiast rozwiązuje solidna komunikacja pozamiejska. Bez problemu można wynająć sobie mieszkanie oddalone o 10-15 km od Kopenhagi i bez żadnych problemów w ciągu 20-30 minut będziemy na miejscu. Wydaje mi się, że resztę rzeczy codziennego użytku można nabyć po tej samej cenie, co wszędzie.

Co w Danii uchodzi za najdroższe?

Zdecydowanie najdroższy jest zakup mieszkania na własność (wielu Duńczyków tylko wynajmuje mieszkania) oraz samochód, bo podatek od zakupu własnego środku transportu sięga nawet 50-60%!

Co za to Duńczycy kupują najtaniej?

Patrząc na nowoczesne źródła energii odnawialnej, wydawało mi się, że energia elektryczna będzie stosunkowo tania, a okazuje się, że jest drogo. Taka ciekawostka odnośnie do poprzedniego pytania. Jeśli chodzi o moje odczucia względem duńskiej wypłaty, to za tanie mogę uznać artykuły spożywcze czy komunikację miejską.

Dania to jeden z krajów, w którym płaci się podatek kościelny. To poważne obciążenie dla domowego budżetu?

Pamiętam, że mój kuzyn przez przypadek zaznaczył tę opcje w karcie podatkowej. Raczej nie jest to żadne obciążenie domowego budżetu. Przy wypłacie ok. 14 tys. koron netto, podatek kościelny wynosi ok. 80 koron duńskich.

Podatki w ogóle wydają się drażliwym tematem w tym kraju. Jak ich niemałe stawki odbierają mieszkańcy i czy wydają się zadowoleni z systemu socjalnego danego obywatelom za tę cenę?

Zgadza się, podatki to drażliwy temat, szczególnie dla duńskich przedsiębiorców. Podatek dochodowy dla osoby prowadzącej działalność gospodarczą sięga nawet 60%. Dla przeciętnego pracownika jest to stawka na poziomie ok. 30-35%. Pomoc socjalna dla osoby bezrobotnej to na pewno niesamowite udogodnienie. Bezrobotny Duńczyk, zarabiający poprzednio 20 tys. koron duńskich netto, może uzyskać nawet do 10 tys. koron zasiłku. To prawie cała moja pensja.

Jako osoba studiująca ekonomię patrzę jednak z niepokojem na to, co się dzieje. Wydaje mi się, że w ciągu kilku lat obecny system socjalny po prostu upadnie. Przypływ imigrantów z ostatnich 10 lat mocno nadwyrężył sektor finansów publicznych. Potrzeba szybkiej reformy. W innym wypadku rząd będzie szukał pieniędzy w kieszeniach podatników, co uznałbym za samobójstwo polityczne.

Źródło: Bankier.pl