Brytyjski Tesco Bank od dawna zapowiadał, że zaoferuje swoim klientom pełny pakiet usług finansowych. Po kartach kredytowych, ubezpieczeniach i kredytach hipotecznych przyszedł czas na konta osobiste. Detaliści coraz mocniej depczą po piętach tradycyjnym bankom.
Niemal 17 mln Brytyjczyków robi zakupy w sieci Tesco. To olbrzymi potencjalny rynek także dla usług finansowych, dlatego detalista już wiele lat temu zdecydował się rozszerzyć swoją działalność. Ta strategia może się opłacić – jak donosi BBC, w kwietniu firma poinformowała o 6-procentowym spadku rocznych zysków. Poszukiwanie nowych źródeł przychodów jest w takiej sytuacji jak najbardziej na miejscu.
Do tej pory Tesco Bank z powodzeniem sprzedawał m.in. karty kredytowe. Połączenie w jednym plastiku kredytówki i karty lojalnościowej sprawdziło się. 12 procent wydatków opłacanych przez Brytyjczyków kartami kredytowymi przepływa właśnie przez Tesco Clubcard. Ten produkt znamy także z polskiego rynku.
W 2012 r. Tesco zaatakowało kolejny przyczółek w świecie finansów – kredyty mieszkaniowe. Początkowo warunki proponowane kredytobiorcom nie wzbudziły zachwytu, ale już kilka miesięcy później detalista obniżył oprocentowanie i ostro włączył się do rynkowej walki.
Oferta dobra, ale nie najlepsza
Wprowadzone właśnie do oferty rachunki osobiste mają kilka interesujących cech. Tesco Bank postawił na prostotę, ale jednocześnie nie mami klientów „darmową bankowością”. Za prowadzenie konta płaci się 5 funtów miesięcznie. To sporo, zważywszy, że wiele instytucji na tamtejszym rynku nie pobiera takich opłat. Utrzymanie konta staje się darmowe, jeśli klient wpłaca na nie co najmniej 750 funtów miesięcznie.
Zobacz też: Recenzja Bankier.pl: Karta kredytowa Visa Clubcard z Tesco
Cechą wyróżniającą rachunki jest wysokie oprocentowanie – aż 3 procent, naliczane od salda do 3000 funtów. To lokuje ofertę detalisty w rynkowej czołówce. Oczywiście ważnym elementem przewagi konkurencyjnej ma być program lojalnościowy Clubcard. Za każde 4 funty wydane w Tesco przy użyciu debetówki podpiętej do konta, naliczany jest jeden punkt. W pozostałych sklepach taka sama nagroda należy się za wydanie 8 funtów.
Na tle promocji moneyback oferowanych chociażby przez Santander Bank (odpowiednik znanego w Polsce Konta 123 BZ WBK) propozycja Tesco wygląda dość blado. Eksperci wypowiadający się dla „The Telegraph” twierdzą, że punkty naliczane przy zakupach to odpowiednik zwrotu zaledwie 0,125 proc. wydatków. Jednak program lojalnościowy Tesco ma grono wiernych użytkowników, dla których premiowanie każdej transakcji może okazać się atrakcyjne.
Tesco: konto to nie zakup impulsowy
Tesco, w przeciwieństwie do np. oferującego również konta Marks & Spencer, nie przyciąga nowych klientów nagrodami pieniężnymi. Zarówno wysokość opłat, jak i wyeksponowanie oprocentowania depozytu jako głównej zalety rachunku wskazuje, że sieć chce trafić do klienta stabilnego, posiadającego stałe dochody. Benny Higgins, kierujący bankiem Tesco, powiedział BBC, że nie spodziewa się nagłego szturmu zmieniających banki, ale w dłuższym okresie przejrzystość oferty ma mu zjednać przychylność klientów konkurencji.
Detaliści w Polsce na razie raczej ostrożnie sondują rynek usług bankowych. W tej dziedzinie o kilka długości wyprzedzili ich operatorzy telefonii komórkowej śmiało wchodzący w mariaże z bankami. To jednak właśnie sieci handlowe wiedzą o nas najwięcej i umiejętnie łącząc ofertę finansową z programami lojalnościowymi są w stanie stworzyć rzeczywiście nową jakość. Jeśli kiedyś ziści się wizja „banku-Wielkiego Brata”, to powstanie on pewnie z takiego właśnie związku.