Trzeba dążyć do ugody

Kredyt mieszkaniowy zaciąga się na ogół na minimum 10 lat, a coraz częściej nawet na lat 30. Gdy się zadłużamy, to mamy dobrą sytuację materialną, bo inaczej bank nie pożyczyłby pieniędzy. Jednak w ciągu 10 czy 20 lat wszystko może się zdarzyć – można stracić pracę, zachorować, mogą się pojawić sytuacje nieprzewidziane w najbardziej pesymistycznych wizjach przyszłości, skutkujące tym, że zabraknie pieniędzy na spłatę kredytu. Wtedy jak najszybciej należy umówić się w banku na rozmowę.

Jeżeli klient nie zapłaci jednej raty, to na początek może się spodziewać bardzo grzecznego telefonu z banku. Bo może wyjechał, zapomniał… Jeżeli nadal pieniądze nie będą wpływać, dostanie pisemne ponaglenie. Jeżeli i to nie pomoże, następne monity będą wysyłane już listami poleconymi.

Oczywiście przez cały czas bank będzie naliczał odsetki od przeterminowanego zobowiązania. Najlepiej więc przystąpić do rozmów z bankiem na etapie monitów, zanim kredytodawca zdecyduje się na drastyczny krok w postaci wypowiedzenia umowy kredytowej. W trakcie negocjacji bank może się zgodzić na zawieszenie spłat np. na trzy miesiące lub zawieszenie spłaty tylko kapitału. Warto też zapytać o możliwość wydłużenia okresu spłat, aby zmniejszyć miesięczne obciążenie. Problem zaczyna się, gdy bank musi wypowiedzieć umowę.

Kiedy umowa zostanie wypowiedziana, kredyt staje się wymagalny w całości i wyższe karne odsetki naliczane są już od całego długu (przed wypowiedzeniem – tylko od zaległych rat).

„Rzeczpospolita” radzi, aby w takiej sytuacji trzeba jak najszybciej zawrzeć z bankiem ugodę. Przy ugodzie można wynegocjować przynajmniej częściowe umorzenie karnych odsetek, a w wyjątkowych przypadkach – nawet całości. Ale należność trzeba spłacać regularnie, bo jeżeli się z ugody nie wywiązujemy, reakcja banku może być już bardzo szybka. Należy bowiem pamiętać, że przy podpisywaniu umowy kredytowej zazwyczaj klient wyraża zgodę na poddanie się szybkiej egzekucji długu. W związku z tym, gdy nie płaci – szybko ma komornika na karku.