Trzeci dzień wzrostów na amerykańskich giełdach

Czwartek był trzecim dniem wzrostów na Wall Street. Ceny akcji rosy napędzane wznowieniem dodruku pieniądza w Europie oraz coraz bardziej prawdopodobną rekapitalizacją europejskich banków. Pesymiści wyparowali niemal z dnia na dzień.

W ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin nastroje na rynkach finansowych odwróciły się o 180 stopni. Jeszcze w poniedziałek inwestorzy wyprzedawali akcje bojąc się, że upadek Grecji wywoła powtórkę kryzysu bankowego. Później jednak europejscy politycy zaczęli uspokajać i zapewniać, że „w razie potrzeby” są gotowi zabrać pieniądze podatnikom i dokapitalizować zagrożone banki.

Dziś do akcji ruszyli bankierzy centralni. Bank Anglii zaskoczył rynki, zwiększając program skupu obligacji skarbowych o 75 mld funtów, do 275 mld funtów. W wywiadzie udzielonym BBC prezes Mervyn King powiedział, że podobnie jak w latach 30. XX wieku w brytyjskiej gospodarce brakuje pieniądza.

Interweniował także Europejski Bank Centralny, który zapowiedział skupienie obligacji za 40 mld euro. Ponadto w październiku i grudniu zostaną przeprowadzone dwie aukcje, na których banki ze strefy euro będą mogły pożyczyć nieograniczoną ilość gotówki na okres 12 miesięcy.

Zmiana polityki monetarnej na Starym Kontynencie praktycznie nie pozostawiła inwestorom wyboru. Nowa fala dodruku pustego pieniądza wzmocniła nadzieje na kontynuację inflacyjnej hossy i podbiła rynki europejskie o 3-4%. W Ameryce główne indeksy zyskały po blisko 2%. W trzy dni S&P500 poszedł w górę o blisko 6%, odbijając się od umownej granicy bessy (tj. –20% od ostatniego szczytu).

Wart odnotowania jest silny wzrost cen surowców, jaki w czwartek towarzyszył zwyżkującym akcjom. Ropa w Nowym Jorku podrożała 3,5% i powróciła ponad poziom 80 USD za baryłkę. Cena miedzi poszła w górę o 4,5%, a notowania srebra i palladu zyskały po ok. 5%.

Taka trzydniowa zwyżka może uśpić czujność inwestorów i wzbudzić przekonanie o zakończeniu fali spadków. Jednakże żaden z powodów sierpniowo-wrześniowej wyprzedaży akcji nie został zdjęty z agendy. Strefa euro najprawdopodobniej jest już w recesji, a szanse na jej drugie dno w Stanach Zjednoczonych wyraźnie wzrosły. Sektor bankowy wciąż przypomina domek z kart, który może się zawalić przy byle podmuchu wiatru.

Do ostrożności skłaniają też bardzo optymistyczne prognozy amerykańskich analityków. Z ankiety przeprowadzonej przez agencję Bloomberg wynika, że większość ekspertów oczekuje wzrostów. Przeciętny prognozowany poziom indeksu S&P500 na koniec roku wynosi 1.300 pkt. Analitycy spodziewają się też, że w roku 2011 amerykańskie spółki zaprezentują rekordowo wysokie zyski. „Wszyscy” liczą więc na udany i zyskowny czwarty kwartał.

Źródło: Bankier.pl