Wakacje kredytowe – hit czy kit?

Możliwość zawieszenia spłaty raty kredytu hipotecznego jest jednym z wabików mających przekonać klienta do wyboru oferty danego banku. Niestety, czasami wabik ten jest fałszywką.

Kryzys, bankructwa, bezrobocie, osłabiający się złoty, upadające banki – każdego dnia z pierwszych stron gazet docierają do nas niepokojące dla portfela wiadomości. Najwięcej obaw mają osoby, których budżet domowy dźwiga na swych barkach kredyt hipoteczny, szczególnie jeśli był zaciągnięty w obcej walucie. Jednym z najpowszechniej wymienianych sposobów na ułatwienie sobie życia są tak zwane wakacje kredytowe. Sprawdziliśmy, ile rzeczywiście warte jest to rozwiązanie i cóż, okazuje się, że – w niektórych przypadkach – niewiele. Na szczęście są jednak wyjątki.

Kredyt hipoteczny najczęściej zaciągany jest na wiele lat. Średnio 25-30, ale są i oferty dłuższe, rekordowo banki godzą się pożyczyć pieniądze na pół wieku. W tak długim okresie zdarzyć mogą się najróżniejsze nieprzewidziane okoliczności. Może być tak, że pewnego dnia spłata miesięcznej raty będzie wielkim problemem, choćby wskutek utraty pracy, choroby czy innego nieszczęścia.
 
Właśnie wtedy jest najlepszy moment, by skorzystać z oferowanych przez większość banków wakacji kredytowych. Niestety, klientom brakuje wiedzy o tym, czym dokładnie są wakacje i jak działają.

Podstawowym problemem jest fakt, że część ofert obejmuje tylko zwolnienie z kapitałowej części raty. Co to oznacza dla kredytobiorcy? Otóż bardzo dużo. W początkowym okresie spłaty kredytu udział części kapitałowej w całości raty jest bardzo mały. Dla kredytu na 300 tys. zaciągniętego dziś na 30 lat przy średnich rynkowych warunkach jest to niecałe 11 procent. Zamiast płacić 2083 zł, taka osoba zapłaci 1857 złotych. Także po pięciu i dziesięciu latach ulga nie jest wielka, bo oznacza obniżenie raty odpowiednio do 1756 zł i 1609 zł (szczegóły w tabelce poniżej).
 

Jaką część raty stanowi rata kapitałowa?
Założenie: kredyt hipoteczny na 300 tys. na 30 lat, oprocentowanie nie zmienia się przez cały okres kredytowania (i wynosi 7,43%)

Owszem, jeśli dla kogoś rata po prostu jest za wysoka, obniżenie jej o kilkaset złotych może uratować sytuację, lecz dla osoby, która wskutek kryzysu straciła pracę, będzie to marne pocieszenie.

Raz na rok spłatę całej raty zawiesić można w Banku Millennium, w GE Money Banku, Lukas Banku, Nordea Banku i PKO BP. Większą elastyczność gwarantuje Bank Pocztowy, który mówi o możliwości zawieszenia spłaty nawet na 12 miesięcy.

Zwykle jest tak, że jeśli bank nie pozwala na zawieszenie spłaty całej raty, wtedy wakacje trwać mogą dłużej. Tak jest m.in. w Alior Banku i Banku BPH, gdzie część kapitałową można zawiesić na pół roku. W każdym banku wygląda to inaczej, bo np. w Banku BPH zawiesić można spłatę części kapitałowej co cztery lata na sześć miesięcy, ale nie więcej niż trzy razy w czasie spłaty kredytu. A już Fortis Bank zgodzi się na takie rozwiązanie pięć razy w trakcie trwania umowy, lecz jednorazowo trwać może to maksymalnie trzy miesiące i nie może następować częściej niż raz w roku kalendarzowym.

Wakacji kredytowych w swojej ofercie nie mają w ogóle: Bank BGŻ, Deutsche Bank PBC, Bank DnB Nord, ING Bank Śląski oraz mBank i MultiBank. W razie problemów ze spłatą kredytu w jednym z tych banków klient nie jest jednak bezbronny. Warto jak najszybciej zwrócić się do placówki z tym problemem. Być może, w drodze wyjątku, taką możliwość otrzymamy.

Oczywiście wakacje kredytowe nie zwalniają klienta z obowiązku spłaty, a jedynie odsuwają ten obowiązek w czasie. W zależności od banku następuje albo przedłużenie okresu spłaty o tyle, ile trwała przerwa, albo niezapłacona część dopisywana jest do kredytu bez zmiany czasu trwania umowy, co oznacza podwyższenie miesięcznej raty.

Wakacje kredytowe są „podstawowym wyposażeniem” kredytu i – pod warunkiem, że w danym banku w ogóle występują – nie trzeba za nie płacić. Warto jednak, podejmując ostateczną decyzję o wyborze kredytu, spojrzeć i na szczegółowe zasady wakacji. Dziś problemy ze spłatą raty mogą wydawać się nie realne, ale za 10-15-20 lat? Kto wie.

Marcin Krasoń
Źródło: Open Finance