Widmo recesji w Polsce, przybywa bezrobotnych

A jeszcze w ubiegłym roku sprzedaż detaliczna rosła w tempie 10-25 proc. miesięcznie. Niewykluczone, że jesteśmy o krok od recesji, bo to głównie konsumpcja napędzała ostatnio nasz wzrost PKB – mówi Krzysztof Rybiński, główny ekonomista Ernst and Young.

Inne silniki niemal wysiadły: eksport spadł o 16,4 proc., a inwestycje firm wyhamowały. Firmy dramatycznie ograniczają produkcję i zwalniają ludzi. Wzrost bezrobocia potwierdzają dane GUS: w styczniu stopa bezrobocia wzrosła do 10,5 proc. z 9,5 proc. w grudniu. Zatrudnienie tną już nie tylko eksporterzy, którzy na skutek recesji na Zachodzie mają coraz więcej kłopotu ze sprzedażą produktów, ale także firmy, które mają problemy z pozyskaniem kredytów. Nawet firmy handlowe, których do tej pory kryzys się nie imał, ograniczają zatrudnienie. Giełdowa grupa EM&F postanowiła zredukować zatrudnienie o 15 proc. W efekcie bez pracy jest już 1,63 mln Polaków – o 282 tys. więcej niż w październiku.

I niestety – fala masowych zwolnień jeszcze długo będzie zbierać swoje żniwo. Jak wynika z danych GUS, w styczniu w całej Polsce 173 zakłady pracy zadeklarowały zwolnienie 13,9 tys. pracowników. To aż pięć razy więcej firm niż przed rokiem. A o pracę coraz trudniej: w ostatnim miesiącu w urzędach pracy ofert było w całym kraju zaledwie 67,6 tys., czyli o jedną trzecią mniej niż przed rokiem, a w portalu pracuj.pl liczba ogłoszeń spadła o blisko 40 proc. Eksperci prognozują, że na koniec roku stopa bezrobocia może sięgnąć 13-14 proc. – Najgorzej będzie jednak w 2010 r., wówczas stopa bezrobocia może sięgnąć 15 proc. – uważa Rybiński.

Sytuację pogarsza słaby złoty. Sprawia on, że zaczynają rosnąć ceny coraz większej liczby towarów importowanych. A ci Polacy, którzy zaciągnęli kredyty we frankach, więcej muszą wydać na ich obsługę.
Wszystko to sprawia, że nastroje konsumenckie znajdują się obecnie na poziomie najniższym od 2004 r. – Coraz gorzej oceniamy obecną i przyszłą sytuację gospodarczą kraju i poziomu bezrobocia, coraz gorzej oceniamy swoje możliwości dokonywania ważnych zakupów dla gospodarstw domowych – podał wczoraj GUS. Jednak większość ekonomistów jest zdania, że mimo wszystko polska gospodarka osiągnie w pierwszym kwartale wzrost. – Sądzę, że może to być wzrost o 1,5 proc. Ostateczny wynik zależy w dużej mierze od konsumentów: im więcej będziemy kupować, tym lepsze będą wyniki polskich firm – uważa Dariusz Winek, ekonomista BGŻ.

Szansę na dodatnią dynamikę ekonomiści widzą w kilku czynnikach: płace w firmach w styczniu wciąż jeszcze rosły w tempie 8,1 proc., od stycznia płacimy niższy podatek VAT, o 150 zł wzrosło minimalne wynagrodzenie. A w marcu aż 10 mln emerytów i rencistów dostanie zrewaloryzowane świadczenia – wzrosną one średnio o 6,1 proc. Nadzieją dla polskich firm jest również słaby złoty, który sprawia, że drożeją produkty importowane. – W tej sytuacji konsumenci chętniej wybierać będą produkty wytworzone w Polsce. Pozytywny efekt słabego złotego widzimy już w strefie przygranicznej: Niemcy, Słowacy i Litwini masowo ruszyli na zakupy w Polsce – mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku.

Słaby złoty sprzyjać będzie też eksporterom. Wprawdzie nic nie wskazuje, by światowa gospodarka szybko wyszła z kryzysu (np. wg najnowszych prognoz gospodarka niemiecka może skurczyć się aż o 5 proc. w tym roku, a amerykańska o 2 proc.), ale ekonomiści są zdania, że wkrótce nasze firmy mogą odzyskać część utraconych zamówień. – Słaby złoty sprawia, że Polska staje się bardziej konkurencyjna. Niestety, na pozytywne efekty przyjdzie nam poczekać jeszcze co najmniej do III lub nawet IV kwartału – uważa Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.

Joanna Pieńczykowska