Zaskakująco dobrze zachowywała się wczoraj cena ropy naftowej, która wzrosła o ponad 5% i zatrzymała się na poziomie 56 – 57 dolarów za baryłkę. Wspomniany poziom ceny ropy naftowej zaczyna być coraz bardziej istotny, bo widać, że stanowi barierę, z którą jak na razie strona popytowa nie może sobie poradzić. Jako przyczyny wzrostu podaje się przede wszystkim pogorszenie pogody w USA, ale wszystko wskazuje również na to, że uczestnicy rynkowi dojrzeli w końcu szereg informacji o charakterze fundamentalnym, które napłynęły w ostatnim czasie na ten właśnie rynek – ot, choćby decyzje rządu Stanów Zjednoczonych o zwiększeniu rezerw strategicznych tego kraju w zakresie tego właśnie surowca. Nie bez znaczenia okazało się również odwrócenie pozycji na kontraktach na ropę przez różnego typu fundusze przy poziomie 50 dolarów za baryłkę. Można założyć że ten właśnie poziom w połączeniu z oporem na poziomie 57 dolarów za baryłkę wyznaczy w najbliższym czasie korytarz, w którym poruszać się będzie cena ropy naftowej.
Bardzo ciekawą kwestią, która znowu ujrzała światło dzienne jest wprowadzenie nowej, panamerykańskiej waluty o roboczej nazwie Amero. Oparcie tej waluty, nie tylko na spowalniającej gospodarce amerykańskiej, przeżywającej ostatnimi czasy może jeszcze nie kryzys, ale z pewnością chwilę słabości, ale również na gospodarce kanadyjskiej i meksykańskiej rzuca zupełnie nowe światło na kwestię dalszego postrzegania dolara w terminie kilkuletnim. Na szczególną uwagę zasługuje w tej trójce Meksyk, który obok Brazylii jest w tej chwili głównym beneficjentem w zakresie napływu kapitału inwestycyjnego do tego regionu. Co prawda pojawiający się rok 2010 wydaje się mało realny, jeżeli chodzi o podjęcie decyzji o zamianie dolara na Amero, o tyle sama koncepcja, popierana coraz bardziej przez rządy ww trzech krajów może okazać się korzystna dla tego regionu i tchnąć nowy wiatr w żagle tych gospodarek, szczególnie gospodarki amerykańskiej.
Na krajowym rynku akcji wtorkowa sesja nie zmieniła niczego, jeżeli chodzi o możliwe zachowanie się indeksów w najbliższym czasie. Relatywnie niski poziom obrotów utwierdza mnie w przekonaniu, że o biciu nowych rekordów możemy właściwie zapomnieć, a każdy wzrost wykorzystywany będzie raczej do redukowania a nie zwiększania pozycji przez graczy krajowych. Aktualnym pozostaje kwestia większej korekty, po wyczerpaniu się czynników podtrzymujących rynek akcji, a w szczególności zakończeniu publikacji wyników spółek za IV kwartał roku ubiegłego.