Xelion: „Byczy” początek neutralnej sesji

Trochę dziwnie zachowywała się od otwarcia sesji w poniedziałek GPW. Indeksy bardzo szybko rosły, co nie miało zbyt wielkiego uzasadnienia. Można było jednak powiedzieć, że odrobiony został sztuczny piątkowy spadek, a reszty dokonały rosnące kontrakty na amerykańskie indeksy i spokój panujący na europejskich rynkach. Najlepiej zachowywał się Bioton po informacji o zakupie szwajcarskiej firmy. Dziwić mogło szczególnie to, że indeksy rosły, mimo że taniała ropa, a miedź odrabiała niewiele z piątkowych spadków. Poza tym wzmacniał się jen, a to powinno było wywoływać niepokój. Z tego wynika, że za wzrostami stały polskie fundusze.

Bardzo szybko jednak optymizm zaczął się zmniejszać pod wpływem wzmocnienia jena i osłabienia indeksów w Eurolandzie. Doprowadziło to do stałego osuwania się indeksów, ale trzeba przyznać, że rynek był bardzo odporny, bo WIG20 nie przeszedł na minusy nawet wtedy, kiedy francuski CAC – 40 spadał już o jeden procent. Może to i marna pociecha, ale widać było, że nasze fundusze z duża chęcią popchnęłyby indeksy na północ. Sytuacja na innych giełdach im nie sprzyjała.

Skoro tak bardzo chcemy rosnąć to i dzisiaj powinniśmy próbować ruszyć na północ. Tyle tylko, że gracze powinni być bardziej ostrożno skoro ostatnie dwie sesje zaczynały się dobrze, a kończyły słabo. Rynek powinien poczekać do 13.30 na publikację danych z USA. Wtedy to reakcja inwestorów amerykańskich i europejskich pokaże i nam kierunek.

W oczekiwaniu na publikację raportów makroekonomicznych

W poniedziałek giełdy europejskie rozpoczęły sesje bardzo umiarkowanymi wzrostami wymuszonymi informacjami o fuzjach i przejęciach. Można wręcz było mówić o neutralnym zachowaniu rynków i trwającym wyczekiwaniu. Kurs EUR/USD rósł ciągnięty w górę wzmacniającym się jenem, oraz wypowiedzią członka rady EBC Klausa Liebschera, który stwierdził, że bank nie uważa, że zakończył cykl podwyższania stóp. To też hamowało entuzjazm byków na rynku akcji. Po południu dynamika wzmocnienia jena wzrosła, a to spowodowało, że optymizm wyparował i indeksy zaczęły spadać.

W USA brak istotnych raportów makroekonomicznych i oczekiwanie na ich publikację w następnych dniach doprowadziło do pata, który trwał przez 4,5 godziny. Wtedy to indeksy giełdowe kręciły się bezradnie koło poziomu piątkowego zamknięcia. Byki uważają, że dane makro będą dla rynku korzystne (mała inflacja i umiarkowany wzrost gospodarczy), a niedźwiedzie obawiają się o stan gospodarki.

Pesymistom pomagały informacje napływające z rynku firm zajmujących się udzielaniem pożyczek niezbyt wiarogodnym kredytobiorcom. Jedna z największych z nich, New Century Financial, jest już bliska bankructwa. Banki mogą zarządzać od niej natychmiastowej płatności 8,4 mld USD, której to kwoty firma spłacić nie będzie mogła. Największymi wierzycielami są duże banki: Morgan Stanley, Citigroup, Bank of America, Credit Suisse First Boston i Goldman Sachs. Nic dziwnego, że sektor finansowy nadal zachowywał się najgorzej.

Bykom z kolei pomagały liczne fuzje i przejęcia. Poza tym Boeing poinformował o zamówieniach na kwotę 4,6 mld USD, a podniesienie przez Lehman Brothers rekomendacji dla Xilinxa podnosiło kursy w sektorze producentów półprzewodników. Szczególnie zyskiwał na tym Intel, który mocno wpływał na indeksy. W ostatnich dwóch godzinach sesji byki zaatakowały i prawie wygrały. Prawie, bo sesja zakończyła się sensownym wzrostem indeksu NASDAQ, ale szeroki rynek, reprezentowany przez indeks S&P 500 zamknął się praktycznie neutralnie. Minusem był mizerny wolumen sygnalizujący, że duże pieniądze stoją z boku i czekają na realne dane makro. Poważny test siły rynku czeka posiadaczy akcji nadal na poziomie S&P 500 zbliżonym do 1.424 pkt.

W cieniu giełd akcji pozostawał nadal rynek walutowy i surowców. Kurs EUR/USD i USD/JPY stabilizował się na poziomach zbliżonych do osiągniętych podczas sesji europejskich. Stabilizacja jena też pomagała bykom na rynku akcji. Trochę dziwnie zachowywały się surowce, które przecież zazwyczaj pozostają w negatywnej korelacji z dolarem. Tym razem słaby dolar pomógł we wzroście ceny złota (niewielkim) i miedzi. Temu ostatniemu metalowi sprzyjały tez informacje o siedemdziesięcioprocentowym wzrostem chińskiego importu w lutym. Ropa jednak wyraźnie staniała. Pretekstem była ciepła zima i przekonanie, że OPEC nie obetnie wydobycia. Takie ruchy cen nie mają jednak żadnego znaczenia prognostycznego. Czekamy na realne dane makro.

Dzisiaj przed południem niemiecki instytut ZEW opublikuje swój indeks koniunktury, ale nie należy oczekiwać zbyt dużej reakcji rynków po jego publikacji. Analitycy i zarządzający w zeszłym roku byli przez cały czas bardzo dużymi pesymistami, co na razie nie sprawdza się w realnej gospodarce, więc znaczenie tego indeksu zmalało. Można jednak oczekiwać delikatnej reakcji rynku walutowego – większy od prognoz wzrost indeksu pomógłby euro, a dane gorsze zaszkodziłyby europejskiej walucie. Raport o produkcji przemysłowej w Eurolandzie nie będzie miał najmniejszego wpływu na zachowanie rynków.

Po południu dowiemy się, jakie naprawdę były nastroje wśród amerykańskich konsumentów. Opublikowany będzie raport o lutowej sprzedaży detalicznej, a to przecież realna chęć sięgnięcia do portfela pokazuje, czy konsument uważa, że nadchodzą dobre, czy też złe czasy. Uwaga skupiona będzie na sprzedaży detalicznej bez samochodów. Prognozy mówią o wzroście jej dynamiki, co może trochę dziwić skoro kilka sieci sprzedaży detalicznej informowało o słabszym od oczekiwań popycie (między innymi największa z nich, czyli Wal-Mart). Jeśli, jak zakładam, sprzedaż będzie gorsza od prognoz to ucierpi dolar, a na giełdzie sektor sprzedaży detalicznej. Może to wpłynąć na ogólne pogorszenie nastrojów wśród posiadaczy akcji. Oczywiście zaskakująco dobre dane podziałałyby odwrotnie. Półtorej godziny później zostanie opublikowany jeszcze jeden raport makroekonomiczny – styczniowe zapasy w firmach. Jednak te dane będą interesowały tylko ekonomistów. Rynki nie zareagują.