Z pewnością jednak nadal rosnący kurs EUR/USD hamował zapędy byków, więc zwyżka indeksów była bardzo ograniczona, a w końcu indeksy wróciły do poziomu środowego zamknięcia. W obrazie rynków niczego nie zmieniła publikacji raportów o produkcji przemysłowej w strefie euro oraz weryfikacja danych o wzroście PKB w 1. kwartale (były praktycznie zgodne z prognozami). Przed południem jednak, kiedy wzrost kursu EUR/USD wyhamował optymizm na giełdy powrócił. Pomagały graczom dobre informacje ze spółek amerykańskich (o tym niżej), co w końcu doprowadziło do bardzo dużych wzrostów indeksów.
W USA giełdowi gracze pokazali bardzo wyraźnie, że obóz byków nie ma zamiaru się poddać i wykorzysta każdą okazję, żeby doprowadzić do dużego wzrostu indeksów. Wydawało się, że w czwartek rynki będą pozbawione istotnych impulsów, ale tak się nie stało. Rzeczywiście dane makro nie mogły rynkiem poruszyć, bo bilans handlu zagranicznego wykazał deficyt zgodny z oczekiwaniami (60 mld USD). Jednak wzrost eksportu, wynikający przede wszystkim z osłabienia dolara (rośnie konkurencyjność produktów amerykańskich) doprowadził do podniesienia prognoz wzrostu PKB – mówi się już o wzroście w drugim kwartale o 3,6 proc. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych niewiele różniła się od oczekiwań (chociaż była nieco niższa). Jednak nie były one również impulsem, który mógłby zmusić do sprzedaży dolarów.
Kurs EUR/USD od wielu godzin oscylował tuż pod poziomem 1.38 USD, więc nic dziwnego, że po tych raportach rozpoczęła się długo oczekiwana, aczkolwiek krótkotrwała korekta. Nie zmieniły tego nawet rosnące rentowności obligacji, które powinny były przecież dolara umacniać. Słabość dolara doprowadziła do kolejnego wzrostu ceny baryłki ropy. Doszła ona już prawie do 74 USD, ale po 16.00 rozpoczęła się szybka korekta, która doprowadziła do niewielkiego spadku ceny w stosunku do środowego zamknięcia. Spadła też cena miedzi, ale o jeden procent wzrosła cena złota, które jest najmocniej negatywnie skorelowane z dolarem.
Nastroje giełdowych graczy zależały od informacji ze spółek. Bardzo słabe prognozy i wyniki Motoroli i Sony Ericssona pogarszały nastroje, a bardzo dobre wyniki i przewidywania przyszłych zysków Genentech i liczne zapowiedzi fuzji i przejęć nastroje poprawiały. Ekscytowano się tym, że Alcoa (składnik indeksu DJIA), która przegrała bitwę o przejęcie kanadyjskiego Alcana, sama może się stać obiektem przejęcia. Gwałtownie rósł też kurs Intela po tym jak Banc of America Securities podniósł spółce rekomendację i prognozy jej zysku.
Przede wszystkim jednak przed sesją rynek dostał impuls z sektora sprzedaży detalicznej. Wal-Mart poinformował, że sprzedaż w czerwcu była wyższa od oczekiwań, a wypełnienie prognozy wydaje się być możliwe (bardzo niepewne oświadczenie). Lepsze od prognoz wyniki opublikował JC Penney. Również Costco poinformowało, że sprzedaż w czerwcu wzrosła. Niekorzystnie zaskoczył tylko Macy’s, ale za to jego prognoza na lipiec byłą wyższa od oczekiwań. International Council of Shopping Centers poinformował też, że w czerwcu sprzedaż w badanych przez tę organizację sklepach wzrosła o 2,4 proc. Oczekiwano wzrostu o 1,5 – 2,0 proc., a w zeszłym roku dynamika wyniosła 3 procent.
Jak widać wzrost sprzedaży był mizerny, ale jednak wyższy od prognoz, a poza tym po cichu oczekiwano, że będzie jeszcze gorzej. Bardzo droga benzyna i trudna sytuacja na rynku nieruchomości mogła zdecydowanie mocniej ograniczyć chęć do wydawania pieniędzy. Amerykanie jednak nie mogą się zdecydować na zerwanie ze swoim narodowym hobby – wydawaniem pieniędzy na kredyt. Na razie z korzyścią dla gospodarki. Gracze doszli do wniosku (według mnie błędnego), że droga ropa i kryzys w nieruchomościach nie mają żadnego znaczenia. Gospodarka będzie się szybko rozwijała a zyski spółek będą rosły. Jednak nawet wyciągnięcie takich wniosków z trudem uzasadnia euforię, która zapanowała na rynku i doprowadziła do ustanowienia przez indeks DJIA nowego rekordu wszech czasów. Po prostu, po 5 latach hossy byki są tak silne, że reakcje rynku są nieadekwatne do jakości impulsu. Z punktu widzenie analizy technicznej wybicie z trendu bocznego jest jednak mocnym sygnałem kupna.
Dzisiaj rano Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) publikuje raport o globalnej sytuacji na rynku ropy. Opinie tej agencji są bardzo logiczne (kryzys w ciągu pięciu lat doprowadzający do gwałtownego wzrostu ceny ropy), ale problem w tym, że rynki bardzo słabi reagują na te raporty. Zapewne i ten zostanie zlekceważony. Najważniejsze będą dane o sprzedaży detalicznej w USA, bo potwierdzą, bądź zaprzeczą wczorajszym informacjom ze spółek. Zapowiadana jest stagnacja na poziomie liczby głównej (cała sprzedaż) i niewielki wzrost sprzedaży bez samochodów (tę liczbę gracze bardziej obserwują). Jeszcze w środę można było powiedzieć, że jeśli dane pozytywnie zaskoczą to ceny akcji powinny wzrosnąć. Jednak wczoraj rynek już dobre dane zdyskontował, więc musiałyby być znakomite, żeby przedłużyć zwyżkę. Niemiła niespodzianka byłaby zimnym prysznicem, który mógłby doprowadzić do spadków o podobnej skali jak wczorajsze zwyżki.
O tej samej porze (godzinę przed otwarciem sesji w USA) dowiemy się jeszcze, jakie były ceny importu i eksportu. Najbardziej obserwowane są dane o imporcie bez ropy. Im wyższe ceny tym większa presja inflacyjna, więc tym lepiej dla dolara i gorzej dla akcji. O 16.00 Uniwersytet Michigan opublikuje swój indeks nastroju (stan na połowę lipca), ale to będzie tylko uzupełnienie danych o sprzedaży. Bardziej istotne jest bowiem to, co Amerykanie robią, a nie to, co mówią. W każdym razie im lepsze będą nastroje tym lepiej dla dolara i dla akcji. Dowiemy się też, jakie były w maju zapasy w amerykańskich firmach, ale na ten raport nigdy rynek nie reaguje.
Wyczekiwanie powinno się dzisiaj skończyć
W czwartek złoty, po nocnym wzmocnieniu do obu głównych walut) od rana stabilizował się. Działały na niego dwie przeciwstawne siły. Z jednej strony wzrost kursu EUR/USD zachęcał do kupowania złotego, ale z drugiej umocnienie jena do dolara działało odwrotnie. W drugiej połowie dnia sytuacja się diametralnie zmieniła, bo jen tracił, a dolar się wzmacniał. To też nie mogło poruszyć naszym rynkiem, ale w okolicach godziny 16.00 gracze niw wytrzymali i złoty zaczął naśladować ruchy rosnącego kursu EUR/USD. Kursy walut spadły – dolar kosztuje najmniej od 11 lat, a do testu majowego minimum przez kurs EUR/PLN brakuje już tylko niecałe dwa grosze.
Dzisiaj zostanie opublikowany bilans płatniczy za maj – wpłynie (nieznacznie) na rynek walutowy. Dowiemy się też, jaka w czerwcu była inflacja. Prognozy mówią o znacznym wzroście (do 2,7 proc.) i to powinno być już zawarte w kursach walut. Większy wzrost inflacji powinien wzmocnić złotego i, tym razem, jednak zaszkodzić akcjom. Mniejsza inflacja złotego może osłabić (dużo zależy od zachowania kursu EUR/USD), a dla akcji będzie neutralny. Wydaje się jednak, że najbardziej prawdopodobna jest kończąca tydzień realizacja zysków nieznacznie osłabiająca złotego.
GPW rozpoczęła wczoraj sesję wzrostem idąc za rosnącymi indeksami w Eurolandzie. Bardzo pomagała duża zwyżka węgierskiego indeksu BUX. Na węgierskiej giełdzie (i u nas) mocno rosła cena MOL reagująca na informacje o fuzjach w sektorze surowcowym. Jednak obrót na początku sesji był bardzo mały, a wzrosty indeksów kosmetyczne. Nadal bardzo źle zachowywał się MWIG40. Bardzo słabe zachowanie rynków europejskich już po godzinie doprowadziło do spadku również WIG20. Popołudniowa poprawa nastrojów w Europie nie tylko nie zmieniła sytuacja, ale nawet ją pogorszyła. Mimo kolejnego wzrostu ceny ropy traciły na wartości (i to dużo) nawet akcje w sektorze paliwowym. Można powiedzieć, że czwartkowe zachowanie GPW było lustrzanym odbiciem środowego, kiedy to indeksy w Eurolandzie spadały, a WIG20 rósł. Dopiero zbliżanie się pozytywnego otwarcia sesji w USA sprowokowało popyt do bardziej aktywnego działania, co pozwoliło na zakończenie sesji niewielkimi zwyżkami.
Obrót na kolejnych sesjach spadał, co sygnalizowało, że fundusze przymierzają się do wprowadzenia rynku w stan marazmu. Jednak to, co stało się wczoraj w USA zmusi zarządzających funduszami do działania. Co prawda tak duża zwyżka amerykańskich indeksów była całkowicie irracjonalna, ale cały świat finansów będzie na nią reagował, więc Polska nie będzie oazą. Powinniśmy rozpocząć sesję sporym wzrostem indeksów, ale uwaga na godzinę 14.30 – gdyby dane o sprzedaży w USA rozczarowały to i tym razem nie uda się u nas wypracować wzrostów. Jeśli zaś dane będą neutralne lub dobre, indeksy w Europie będą rosły, a nasz rynek nie będzie na to wszystko reagował to otrzymamy sygnał, że fundusze będą czekały na sezon publikacji raportów kwartalnych naszych spółek.