Rynki finansowe w USA nadal zachowywały się w piątek niestandardowo. Spójrzmy jednak wpierw na fundamenty. Długo oczekiwane dane z rynku pracy w USA niewiele różniły się od prognoz. W czerwcu zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło o 132 tysiące (oczekiwano 128 tys.), a stopa bezrobocia nie zmieniła się (4,5 proc.). Jednak dane z maja zweryfikowano całkiem wyraźnie w górę (ze 157 do 190 tys.). To i tak dużo mniej niż zazwyczaj przybywa w latach prawdziwie szybkiego rozwoju (nawet ponad 300 tys.), ale dla rynków ważne jest, że dane były lepsze od prognoz. Ostrzeżeniem było jednak to, że płaca za godzinę co prawda wzrosła w czerwcu zgodnie z prognozami o 0,3 proc., ale w maju został zweryfikowana w górę, co sygnalizuje, że presja inflacyjna może narastać.
W tej sytuacji bardzo logicznie zachował się rynek obligacji. Ceny kontynuowały czwartkowy spadek (rentowność rosła). Co powinien zrobić rynek walutowy? Oczywiście dolar powinien był się wzmocnić, bo to jest normalna reakcja tego rynku na rosnącą rentowność obligacji. Jednak amerykańska waluta potwierdziła to, o czym pisałem w czwartek – inwestorzy jej nie chcą. Kurs EUR/USD nie tylko oparł się presji rosnących rentowności, ale nawet całkiem wyraźnie wzrósł. Ciekaw jestem, co rynek obligacji i walutowy chcą nam przez takie niestandardowe zachowanie powiedzieć. Dalej już było bardziej logicznie. Słabszy dolar pomógł we wzroście ceny ropy (w USA już ponad 72,5 USD – do rekordu brakuje 8 procent) i złota oraz znacznie zredukował spadek ceny miedzi.
Ciekawe rzeczy działy się na rynku akcji, na którym zresztą cały czas utrzymywał się mały wolumen (tak jest zawsze w tygodniu, w którym jest Dzień Niepodległości). Indeksy oczywiście chciały rosnąć, ale przez długi czas niedźwiedzie stawiały dzielny opór. Pomagały im rosnące rentowności obligacji, ale bykom sprzyjały liczne fuzje i przejęcia oraz zwyżki cen akcji sektora surowcowego. Najbardziej zabawne było to, że mocno rosły ceny akcji w sektorze sprzedaży detalicznej. Powodem były pogłoski mówiące o tym, że Macy’s (druga co do wielkości sieć sprzedaży) może znaleźć nabywcę. Zabawne to było dlatego, że przecież droga ropa, a co za tym idzie benzyna uderzy w wydatki konsumentów, a to zaszkodzi właśnie sieciom sprzedaży detalicznej. Oprócz tego przejęcia ekscytowano się również tym, że Chicago Mercantile Exchange zwiększyło swoją ofertę (do 11 mld USD) zakupu CBOT Holdings (właściciel Chicago Board of Trade). Ten mecz wygrały znowu byki, ale pozostaje pytanie – co się stanie, jeśli zabraknie informacji o fuzjach, a rentowność obligacji będzie nadal rosła? Odpowiedź wydaje się być prosta. Tydzień byki zakończyły jednak potwierdzeniem swojego prymatu.
Poniedziałek oglądany przez pryzmat kalendarium powinien być dniem bardzo spokojnego handlu. Nie można spodziewać się niczego oprócz drgnięcia kursów czy indeksów po publikacji danych o nienieckiej produkcji przemysłowej. Najważniejsze wydarzenie będzie miało miejsce po sesji. Wtedy to Alcoa opublikuje swój raport kwartalny, co specjalnego wpływu na zachowanie giełd nie powinno mieć, ale rozpocznie oficjalny sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek. W przyszłym tygodniu będzie tych publikacji bardzo dużo, a uwaga graczy przesunie się z danych makro na informacje ze spółek.
Fixing zwiększa skalę zwyżki
W piątek od rana złoty stabilizował się, ale kurs USD/PLN delikatnie rósł, a EUR/PLN spadał. U nas też czekano na dane z USA. Po ich publikacji, kiedy kurs EUR/USD zupełnie nieoczekiwanie zaczął rosnąć, złoty wzmocnił się do obu głównych walut. Tydzień zakończyliśmy kolejnym spadkiem kursów głównych walut. W związku z tym nadal możliwe jest testowanie dołków z maja tego roku. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, żeby nastąpiło to przed publikacją danych o naszej inflacji (piątek 13 lipca).
W piątek na GPW od rana panował niezwykły optymizm. WIG20 wystrzelił gwałtownie do góry ustanawiając kolejny rekord wszech czasów. Jednak, jak spojrzało się dokładniej na notowania to gołym okiem widać było, że za te zwyżki odpowiada tylko jeden sektor: akcje spółek surowcowych drożały po kilka procent. Wyjaśnienie jest dosyć proste. Zwyżki cen surowców w połączeniu z podniesieniem przez Deutsche Bank wycen spółek sektora paliwowego (co prawda nie naszych) wywołało taką euforię.
Reszta rynku zachowała całkowity spokój, a akcje wielu spółek taniały. Nadal najsłabszy był rynek mniejszych spółek. Można w zasadzie powiedzieć, że na rynku panował marazm na wysokim poziomie (i z bardzo dużym obrotem). Właściwie od otwarcia indeksy kreśliły linię poziomą. Sytuacji nie zmieniła publikacja danych z rynku pracy w USA. Dopiero sztuczne wyciągnięcie indeksów na fixingu zwiększyło wzrost WIG20 z około 1 procenta do prawie 1,8 procenta. Martwić może to, że ruch indeksów całkowicie zależy od zachowania sektora surowcowego.
Dzisiaj rynek może skupić uwagę na informacji podanej przez „Newsweek”, według którego planowana jest fuzja PKN Orlen I Lotosu. Co prawda rzecznicy obu spółek zaprzeczają, ale w atmosferze fuzjomanii i w sytuacji, kiedy ropa jest już znowu bardzo droga taka pogłoska może znowu podnosić kursy tych dwóch spółek. Nawiasem mówiąc na rynkach widać ostatnio często pojawiające się pogłoski, które niekoniecznie się materializują, ale dają zarobić niektórym (lepiej poinformowanym?) graczom. Warto jednak pamiętać, że jeśli się nie potwierdzą to zwyżki będą chwilowe, a odwrót może być gwałtowny.
Co prawda sztuczne zamknięcie piątkowej sesji aż prosi się o korektę na początku dzisiejszej, ale to, czy tak się stanie zależy od zachowania surowców. Jeśli będą nadal drożały to trudno będzie o powstrzymanie sektora surowcowego przed wzrostami. Jest jednak i zagrożenie: indeksy w USA są już bliskie poziomów, które już dwa razy zatrzymały ich zwyżkę, a to może (nawet powinno) skłonić fundusze do ostrożności. Niezbyt duża korekta byłaby w tej sytuacji zdecydowanie bardziej logiczna niż dalsze zwyżki.