Xelion: Fed dał marchewkę i pokazał kij

Inwestorzy amerykańscy od początku wtorkowej sesji promienieli optymizmem. Widać go było na prawie wszystkich rynkach. Przed decyzją FOMC dolar nieznacznie się wzmacniał, ale surowce reagowały tak jakby mocno tracił. Zyskało złoto i bardzo mocno, o 3 procent, drożała ropa. Wszystko dlatego, że Fed obniży i będzie obniżał stopy, co docelowo osłabi dolara i uratuje gospodarkę amerykańską przed recesją. Tylko miedź staniała, co powtórnie sygnalizuje, że ten rynek jest bardzo słaby.

Indeksy giełdowe od początku sesji rosły. Oprócz czekania na decyzje FOMC powodem były informacje ze spółek. Dokładnie z dwóch spółek. Texas Instruments podwyższył prognozę sprzedaży, a AT&T zapowiedział skup własnych akcji za 15,2 mld USD. Mało kto miał ochotę reagować na zapowiedzi Freddie Mac, drugiej co do wielkości amerykańskiej firmy będącej źródłem finansowania kredytów hipotecznych. Zarząd firmy zapowiedział, że jej straty w czwartym kwartale nie będą mniejsze niż w trzecim. Prognozował też, że rynek nieruchomości czeka trudny okres.

Decyzja Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) nie mogła nikogo zaskoczyć, a jednak reakcja była niezwykle gwałtowna i bardzo negatywna. Komitet obniżył główną i dyskontową stopę procentową o 25 pb. (odpowiednio do 4,25 proc. i 4,75 proc.). Indeksy gwałtownie po tej decyzji zanurkowały (indeks S&P 500 w ciągu 15 minut stracił blisko dwa procent) pokazując, że amerykańscy gracze byli wręcz pewni, że Fed da im dużo większy przed-świąteczny prezent niż był w stanie dać. Z tej reakcji wynika, że graczy przekonanych, że FOMC podejmie bardziej „śmiałe” (w cudzysłowie, bo według mnie nie byłyby śmiałe tylko nieracjonalne) decyzje było bardzo dużo. Tymi wymarzonymi rozwiązaniami byłoby cięcie głównej lub dyskontowej stopy o 50 pb.

Nie można było wykluczyć, że Komitet rzeczywiście obniży mocno stopę dyskontową, ale co do głównej to chyba tylko marzyciele mogli zakładać, że na tym etapie zdecyduje się na takie dziwne posunięcie. Komunikat po posiedzeniu dobił obóz byków. Komitet stwierdził, że „Jeśli chodzi o inflację bazową to sytuacja się umiarkowanie poprawiła, ale wysokie ceny surowców i energii (oprócz innych czynników) mogą wywierać presję na wzrost inflacji”, więc Fed musi „dokładnie monitorować rozwój sytuacji”. Stwierdzono też, że rozwój sytuacji ze szczególnym uwzględnieniem pogorszenia stanu sektora finansowego, „zwiększa niepewność odnośnie rozwoju gospodarczego i inflacji” (tu niepokoiło szczególnie „i inflacji”). Można więc powiedzieć, że Fed oświadczył graczom: sytuacja jest trudna, ale inflacja nadal nam zagraża, więc możecie liczyć na więcej tylko wtedy jeśli inflacja nie będzie rosła albo jeśli sytuacja gospodarcza znacznie się pogorszy.

Nie tego oczekiwano. Gracze myśleli, że Fed zrobi dokładnie to, co mu rynki każą. Właściwie zrobił to, ale dając jedną ręką marchewkę pokazał też kij (komentarz do decyzji). Chodziło według mnie jedynie o to, żeby nie utracić twarzy. Zresztą już od kilku dni mówiło się, że FOMC może właśnie taki komentarz wyemitować. Był on chyba jednak odrobinę bardziej „jastrzębi” niż tego oczekiwano i stąd te gwałtowne reakcji. Dolar się wyraźnie umocnił, co było zgodne z trendem ostatnio panującym na tym rynku. Indeks S&P 500 (szeroki rynek) spadał jak kamień w przepaść tracąc ponad 2,5 procent, co na wykresach bardzo źle wygląda.

Nadal uważam, że w końcu roku Fed nie jest w stanie na dłużej zaszkodzić akcjom i prawie pewne jest, że zacznie się tłumaczenie decyzji na korzyść byków. Jest to zresztą bardzo proste. Wystarczy przyjąć, że Komitet nie uważa sytuacji gospodarczej za bardzo poważną i dlatego nie obniżył mocniej stóp. Czyli plus, bo nie będzie recesji. Jeśli zaś chodzi o ostrzeżenia zawarte w komunikacie to większość inwestorów wie, że nie mógł on być „gołębi”. Zakładać też przecież można, że w styczniu Fed znowu zostanie zmuszony do cięcia stóp. Przeprowadzenie takiego rozumowania wymaga jednak spokoju, a we wtorek grały emocje. Jedno jest prawie pewne – po takim komunikacie waga czwartkowo – piątkowych danych o inflacji jest olbrzymia. Mogą one nawet zadecydować o tym, co będzie się działo do końca tego roku.

Dzisiaj przed południem IEA (Międzynarodowa Agencja Energii) opublikuje raport o globalnej sytuacji na rynku ropy. Najczęściej nie ma on żadnego wpływu na zachowanie ceny baryłki ropy, ale obecnie rynek jest w wybitnie „niedźwiedzim” nastroju, więc każda informacja o spadku popytu może doprowadzić do spadku ceny ropy. Taka reakcja będzie jeszcze bardziej prawdopodobna, gdyby po południu wzrosły w USA zapasy paliw i ropy. Dowiemy się też, jaka w październiku była w strefie euro produkcja przemysłowa, ale ta publikacja nie będzie miała praktycznie żadnego wpływu na zachowanie rynków.

Popołudniowe dane makro nie powinny mieć dużego wpływu na zachowanie rynku akcji. Jakimś zagrożeniem są tylko dane o cenach płaconych w imporcie/eksporcie. Gdyby ceny importu (bez ropy) mocno wzrosły to zwiększyłyby zagrożenie wzrostu inflacji, a to pomogłoby dolarowi i nieznacznie zaszkodziło akcjom. Bardziej istotna dla rynku walutowego będzie publikacja bilansu handlu zagranicznego USA. Potem, na dwie godziny przed końcem sesji, dowiemy się jeszcze, jaki był w październiku deficyt budżetowy, ale te dane gracze lekceważą. Lekceważyli też ostatnio dane o deficycie handlowym, ale skoro coraz bardziej popularna jest teoria o wzmocnieniu się dolara w 2008 roku (właśnie z powodu spadku deficytów) to dane lepsze od oczekiwań powinny znacznie wzmocnić dolara.

GPW przeczuwała reakcję rynku amerykańskiego

We wtorek na naszym rynku walutowym od rana panował spokój. Gracze woleli nie podejmować decyzji przed posiedzeniem FOMC. Jednak systematyczny spadek kursu EUR/USD i u nas wymusił korektę. Mocniej rósł kurs USD/PLN. W stosunku do euro złoty tracił kosmetycznie. Wieczorem jednak, po decyzji FOMC, kiedy kurs EUR/USD ruszył szybciej na południe, złoty wyraźnie stracił do obu głównych walut. Na razie należy to traktować jedynie jako korektę.

Dzisiaj zostanie opublikowany październikowy bilans płatniczy Polski. Gdyby deficyt znacznie wzrósł, a szczególnie gdyby okazało się, że szybko maleje dynamika wzrostu eksportu (zakładam, że tak będzie) to nasza waluta może trochę stracić. Jednak docelowy kierunek zostanie ustalony po publikacji bilansu handlu zagranicznego USA. Jeśli dolar będzie się nadal w stosunku do euro wzmacniał to złoty powinien tracić. To może być początek korekty przełomu roku.

GPW we wtorek zachowywała się rano podobnie jak inne giełdy europejskie. Dotyczy to jednak wyłącznie dużych spółek – WIG20 utrzymywał się nad poziomem poniedziałkowego zamknięcia. Spadały jednak kursy mniejszych spółek reprezentowanych przez MWIG40. Generalnie panowało wyczekiwanie, ale brak zdecydowanego popytu i osuwanie się indeksów na innych giełdach europejskich i u nas wymusiło w końcu spadek wszystkich indeksów. Nasz rynek w niczym nie różnił się od innych giełd europejskich. Po prostu Europejczycy zakładali, że po decyzji FOMC może nastąpić w USA realizacja zysków.

Obawiam się jednak, a właściwie jestem pewien, że nie oczekiwali, iż ta realizacja będzie tak gwałtowna. Skoro tak to dzisiaj początek sesji jest praktycznie pewny – spore spadki indeksów – skala zależy od tego, czy w Europie gracze już po 30 minutach zaczną polować na odbicie w USA. Tym bardziej początek jest pewny, że zachowanie rynku podczas ostatnich sesji sugerowało, iż mamy do czynienia z dystrybucją akcji. Jeśli jednak w drugiej części sesji zobaczymy, że w USA rynek zbiera się do odbicia (powinien) to u nas skala spadków zostanie znacznie zredukowana. Gdyby się tak nie stało i indeksy mocno spadły to dostaniemy sygnał, że przełamanie do końca roku oporu na poziomie 3.728 pkt. będzie bardzo trudne o ile w ogóle możliwe.