Xelion: Fixingowe kpiny z giełdy

GPW w środę otworzyła się trzyprocentowym spadkiem nadrabiając w ten sposób optymizm z końca wtorkowej sesji. Od tego momentu indeksy zaczęły powoli zwyżkować odrabiając część straconego gruntu. Jednak do końca sesji zniżka przekraczała jeden procent. I teraz muszę napisać niemiłe słowa o tym, co stało się na fixingu. Akcja podciągnięcia indeksów o 2 procent do góry pokazuje, jaki nasz rynek jest niepoważny. Oczywiście, zarządzający mogli nieco podciągnąć indeksy po to, żeby rynek lepiej wyglądał dzisiaj, bo przecież prawie pewne było, że wczorajsze zamknięcie w USA będzie w najgorszym razie neutralne, a dzisiaj jest dużo danych makro, które mogą bardzo zmienić sytuację. Dobre zamkniecie w środę daje szansę na szybszy ruch do góry. Jednak fundusze przesadziły i z gry na giełdzie zrobiły karykaturę.

Oczywiście są różne tłumaczenia tego wzrostu. Mówi się na przykład o działaniu arbitrażystów przed wygasaniem kontraktów (nieco za wcześnie), czy zakupach funduszy zagranicznych na skutek zmian w składzie indeksów bazowych (BUX zachowa się podobnie, co tę tezę uprawdopodabnia). Nie zmienia to postaci rzeczy, że zamkniecie było czystą manipulacją. Od dawna mówiłem, że fixing, powinien zostać zlikwidowany. A to, co się wczoraj stało powinna zbadać KNF.

Dzisiaj dowiemy się, jakie w lutym w Polsce było przeciętne wynagrodzenie i zatrudnienie. Im wyższe będą wzrosty płac i zatrudnienia tym większe prawdopodobieństwo podwyżki stóp, ale tym lepiej to będzie świadczyło o stanie gospodarki. Ponieważ jednak na razie na podwyżkę stóp się nie zanosi to dane lepsze od prognoz powinny pomóc złotemu i akcjom (ale tylko wtedy, jeśli na giełdach Eurolandu będzie panował spokój). Generalnie jednak dane makro powinny zostać całkowicie zlekceważone. Wszystko będzie zależało od tego jakie dane makro nadejdą z USA.

Dzisiaj indeksy w Eurolandzie rozpoczną sesję wzrostem, co zmniejszy chęć do sprzedaży akcji przez tych, którzy są zaniepokojeni wczorajszym, sztucznym zamknięciem. Możemy nawet rozpocząć sesję wzrostem. Obóz byków powinien się w tej sytuacji modlić o dobre dane z USA, bo powstała sytuacja, w której WIG20 może wykreślić formację podwójnego dna zapowiadającą wzrosty. Trzeba jednak pamiętać o tym, że zarówno w czwartek jak i w piątek zmienność rynku będzie zwiększona, ponieważ w piątek wygasa marcowa seria kontraktów na WIG20, a to zawsze prowadzi do gwałtownych zmian na rynku. Bardzo często doprowadza do jednodniowej przeceny.

Amerykanie wyprowadzili Europejczyków w pole

W Eurolandzie środowa sesja rozpoczęła się dwuprocentowym spadkiem indeksów, po czym rynek zaczął się stabilizować czekając na wskazówki z USA. Stabilizował się też rynek walutowy. Jednak jen od początku sygnalizował podatność na osłabienie, do czego po południu w końcu doszło. To jednak tylko na chwilę poprawiło nastroje na giełdach. Wydawało się, że umiarkowanie dobry początek sesji w USA zapewni dobre zamknięcie w Europie, ale posiadacze akcji mieli pecha. Sesje skończyły się wtedy, kiedy w USA indeksy mocno spadały, co doprowadziło do 2,5 procentowej przeceny. Dzisiaj ten spadek zostanie (na otwarciu) w dużym stopniu odrobiony, bo przecież sesja w USA zakończyła się zwyżką indeksów.

W USA sesja na giełdach była bardzo nerwowa. Oczekiwany był pozytywny początek, bo jasne było, że gracze będą chcieli skorzystać kupując akcje po przecenie. Potem oczywiście uderzyła podaż i przez 3 godziny to ona była najbardziej widoczna. W tym okresie indeksy spadały już po około jeden procent. Była to zdecydowanie mini-panika, bo żadnych nowych, złych informacji rynek nie otrzymał.

Przed publikacją dużej ilości ważnych danych makroekonomicznych (czwartek i piątek) takie zachowanie rynku było wyjątkowo nielogiczne. Nic więc dziwnego, że jak tylko indeksy zbliżyły się do ważnych wsparć z listopada zeszłego roku to popyt zaatakował. Udało się (szczególnie widać to było na indeksie NASDAQ) wyrysować formację podwójnego dna, a to wzmocniło popyt, bo włączyli się gracze kupujący akcje w celu zrealizowania zysków z krótkich pozycji. Indeksy w tej sytuacji musiały wzrosnąć. Jedynie skala wzrostu była nieznana. Na zamknięciu okazała się, że była spora, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Kierunek i tak wytyczą w ostatnich 2 dniach tygodnia bardzo istotne dane makroekonomiczne.

W cieniu rynku akcji nic istotnego się nie działo. Raporty makroekonomiczne zostały całkowicie zlekceważone. Okazało się, że w USA pierwszym kwartale deficyt obrotów bieżących był mniejszy od oczekiwań (plus dla dolara), a ceny płacone w imporcie (bez ropy) spadły (minus dla dolara). Zachowanie rynku walutowego nie miało jednak nic wspólnego z tymi raportami. Dolar osłabł w stosunku do euro (impuls nadszedł z rynku funta), co powinno było wzmocnić jena, ale jen jednak też trochę stracił. W sumie był to dzień dziwnych ruchów bez większych uzasadnień. Takie zachowanie walut i akcji całkowicie zdezorientowało graczy na rynku surowców. Ceny złota, miedzi i ropy zmieniły się jedynie kosmetycznie. Wszyscy teraz czekamy na amerykańskie raporty makroekonomiczne.

Ta część komentarza jest dwudniowa, bo firma wysyła mnie na delegację, więc spróbuję omówić to, co może się wydarzyć na rynkach finansowych w czwartek i piątek. Dzisiejsze kalendarium jest wypełnione po brzegi. Przedpołudniowe dane o inflacji w strefie euro jedynie na chwilę wpłyną na zachowanie rynku walutowego. Już dwie i pół godziny potem w USA opublikowane zostaną cztery raporty, które rzeczywiście mogą poruszyć rynkami. Najważniejsza będzie inflacja w cenach produkcji (PPI) oraz indeks NY Empire State. Co prawda Fed zdecydowanie większą uwagę zwraca na inflację CPI, ale dzisiaj publikowane dane będą potraktowane jako zapowiedź tego, co zobaczymy jutro, kiedy to dojdzie do publikacji właśnie tej bardziej istotnej miary inflacji. Im wyższa inflacja tym lepiej dla dolara i zdecydowanie gorzej dla akcji.

Indeks NY Empire State (dotyczy regionu Nowego Jorku) zasygnalizuje, jak Fed ocenia stan gospodarki w tym, zdominowanym przez usługi, regionie USA. Stan gospodarki po ostatnich ostrzeżeniach Alana Greenspana jest teraz bardzo dla rynku ważny. Najlepszą kombinacją dla akcji byłaby niska inflacja i umiarkowana aktywność gospodarcza. Dla dolara byłoby najlepiej, gdyby inflacja i aktywność gospodarki rosła. Prognoza mówi o spadku indeksu, ale wszystko zależy od tego, czy będzie on mniejszy, czy większy od prognoz. O tej samej godzinie (13.30) dowiemy się, jak zmieniła się w ostatnim tygodniu ilość noworejestrowanych bezrobotnych. To raport istotny praktycznie tylko dla rynku walutowego. Im większe bezrobocie tym gorzej dla dolara.

To jednak nie wszystko, bo po południu pojawi się jeszcze Alan Greenspan, były szef Fed. Jego wypowiedzi nie będą miały większego znaczenia, jeśli poprzednie dane będą korzystna dla rynku akcji. Gdyby jednak te dane były słabe, a Alan Greenspan rozwinął swoją tezę o możliwości nadejścia recesji to indeksy ruszą szybko na południe. W tej sytuacji ostatni raport, indeks Fed z Filadelfii, spełni rolę języczka u wagi. Jest on bardziej obserwowany niż publikowany 3,5 godziny wcześniej podobny indeks z Nowego Jorku, więc jego wpływ na zachowanie graczy może być znaczny.

W piątek wszyscy będą wpatrzeni w raport o amerykańskiej inflacji CPI. Co prawda będziemy już wiedzieli, jaka była inflacja w cenach produkcji, ale to bazowa inflacja CPI jest dla Fed najważniejsza. Dane publikowane miesiąc temu pokazały, że wzrosła ona do 2,7 procenta, co było sygnałem ostrzegawczym. Ben Bernanke, szef Fed, twierdzi przecież, że presja inflacyjna będzie malała. Jeśli się myli to FOMC znowu zacznie myśleć o podwyżce stóp, a to dobiłoby rynek akcji. Dlatego też reakcja rynków może być bardzo silna. Jeśli inflacja bazowa w skali roku spadnie to gracze się ucieszą, a indeksy wzrosną (dolar straci).

Pozostałe dane będą miały jedynie uzupełnieniem dla tego raportu, bo rynek rzadko reaguje na publikację raportu o dynamice produkcji przemysłowej. Z pewnością dla byków byłoby jednak lepiej gdyby nie spadła (tak jak miało to miejsce w styczniu). Dowiemy się też jeszcze, jaki w połowie miesiąca był odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan, ale to może być tylko języczek u wagi w przypadku, gdyby dane o inflacji nie nadały rynkowi kierunku.