Xelion: Giełdowa huśtawka zakończona spadkiem

GPW rozpoczęła piątkowa sesję od spadku odreagowując w ten sposób czwartkowe podciągniecie indeksów podczas fixingu. Szkodziły spadki cen akcji spółek surowcowych (taniała miedź i ropa). Poza tym kupujących akcje nie zachęcało zachowanie giełd Eurolandu. Jednak podaż była bardzo spokojna i widać było, że indeksy najchętniej nadal by rosły. Podobnie zachowywał się węgierski BUX. Pomagało rynkowi osłabieni jena do innych walut. Po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy wszystko się zmieniło. Indeksy w Eurolandzie ruszyły na północ za kontraktami na amerykańskie odpowiedniki, jen gwałtownie osłabł reagując na wzmocnienie dolara, a nasze indeksy błyskawicznie zaczęły wzrastać.

Wydawało się, że byki mają wygraną w kieszeni, bo na godzinę przed końcem sesji WIG20 rósł ponad jeden procent. Słabe zachowanie rynków amerykańskich wywołało u nas do tablicy podaż, która zepchnęła WIG20 do poziomu czwartkowego otwarcia, a fixing spowodował dalszy spadek. Taki spadek WIG20 równoważy sztuczne podciągnięcie indeksu na fixingu w czwartek. Tak więc można powiedzieć, że to tylko sesja czwartkowa zadecydowała o wzroście indeksu WIG20 (MidWig zachowa się dużo lepiej).

Jak widać GPW, podobnie zresztą jak i inne giełdy, weszła w okres bardzo małej przewidywalności i dużej zmienności. Nadal nie jest to rynek dla inwestorów, ale dla krótkoterminowych graczy to raj na ziemi. Nie wyciągałbym z sesji piątkowej zbytnio negatywnych wniosków. Wystarczy, żeby surowce zaczęły drożeć przy słabnącym jenie i znowu ruszymy na północ. Problemem jest jednak to, że odbicie na rynku jena doprowadziło w piątek kurs USD/JPY blisko poziomu 50 procent zniesienia spadku, a to zachęca do kupna jena. Gdyby taki kierunek się dzisiaj utrzymał to sesja znowu może zakończyć się spadkiem.

Przypominam również, że w piątek w tym tygodniu wygasa marcowa seria kontraktów na WIG20. Zresztą na całym świecie na giełdach rozwiniętych wygasają marcowe kontrakty, opcje i inne instrumenty pochodne. Na giełdach światowych (najbardziej widać to w USA) wywołuje to często w piątek sesję z gwałtownymi zmianami kierunków indeksów i bardzo dużym wolumenem. U nas specyfika rynku jest nieco inna – najczęściej druga połowa tygodnia przynosi spadki, bo arbitrażyści realizują zyski, a część graczy „przesiada się” na kontrakty czerwcowe. Nie jest jednak wykluczone, że tym razem nie zobaczymy spadków, bo od kilku dni baza na kontraktach jest ujemna, co sprzyja wcześniejszemu rozładowaniu portfeli arbitrażystów.

Dłużej z Amerykanami

W piątek inwestorzy czekali na publikację raportu z amerykańskiego rynku pracy. Indeksy giełdowe w Eurolandzie spadały reagując na informację ze spółek. Poza tym gracze najwyraźniej nie byli przekonani, że poprzednie wzrosty indeksów maja trwały charakter. Dziwić mogło tylko to, że wzmacniał się dolar, mimo że prognozy odnośnie danych z USA były bardzo słabe. Prawdopodobnie to umocnienie wynikało z zachowanie japońskiego jena, który nadal tracił na wartości. Zahamowanie tego procesu natychmiast zaczęło dolara osłabiać, ale wszystko zmieniła publikacja miesięcznego raportu z rynku pracy w USA. Dzięki niemu indeksy w Eurolandzie nie spadły.

W USA tradycji stało się zadość. Zawsze dużo się mówi o raporcie z rynku pracy przed jego publikacją, a nie wiem czy wpływa istotnie na rynek w więcej niż jeden na trzy przypadkach. W każdym razie w ten piątek zapewnił tylko dobre otwarcie na rynku akcji i pomógł w umocnieniu dolara. Potem poszedł w zapomnienie, a może nawet zaszkodził giełdom akcji. Źle zachowały się surowce, ale jest to całkowicie zrozumiałe. Owszem ropie szkodziła ciepła zima, miedzi to, że rosły zapasy w Szanghaju, a złoto taniało, bo wzmacniał się dolar. Zresztą wzmocnienie dolara szkodziło też i innym surowcom. Tak naprawdę jednak gracze postanowili zrealizować przed weekendem część zysków.

Jeśli zaś chodzi o dane makro to okazało się, że zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosło o 97 tys., czyli nieco mniej niż prognozowano, ale styczniowe dane o zatrudnieniu zostały zrewidowane z 111 tys. do 146 tys. Zupełnie niewiarogodnym wskaźnikiem jest w USA stopa bezrobocia, ale jako pretekst do wywołania ruchu działa czasem dobrze – spadła z 4,6 do 4,5 proc. Rynek spodziewał się danych dużo gorszych i trzeba wyraźnie powiedzieć, że były one zbyt optymistyczne. Uważam, że za miesiąc zostaną zweryfikowane w dół. Jednocześnie okazało się, że mocniej niż prognozowano wzrosła płaca za godzinę, co jest niekorzystne dla inflacji. Trzeba też pamiętać o tym, że nawet według tych danych lutowy wzrost zatrudnienia był najmniejszy od około 2 lat.

Szczególnie mocno na tę publikację zareagował kurs dolara, którego wzmocniły dodatkowo dane o mniejszymi od prognoz deficycie handlu zagranicznego. Kontrakty na amerykańskie indeksy też natychmiast z małych minusów przeszły na spore plusy. Widać było, że posiadaczom akcji stan gospodarki mocno teraz leży na sercu. Na chwilę zapomniano o tym, że mocniejszy rynek pracy zmniejsza prawdopodobieństwo obniżki stóp. Chwila ta jednak trwała bardzo krótko już po pół godzinie indeksy zaczęły się osuwać. Gracze postanowili zrealizować zyski z tego tygodnia.

Poza tym nadal bardzo wszystkich martwiła sytuacja panująca na rynku nieruchomości. Ciągle chodzi o kredyty udzielane ryzykownym klientom (subprime market). Na rynek docierały informacje o znacznym ograniczeniu lub nawet zaprzestaniu (New Century Financial) udzielania takich pożyczek i o dużej ilości złych kredytów. To wszystko szkodziło sektorowi finansowemu. Niepokoiło też to, że ograniczenia kredytowe zmniejszą popyt wewnętrzny, a przecież byłoby to katastrofą dla gospodarki. Sesja zamknęła się neutralnie i pokazała, że nastroje są dalekie od znakomitych.

W poniedziałek kalendarium jest praktycznie puste, bo po publikacja raportu o amerykańskim deficycie budżetowym nigdy nie wzbudza najmniejszych emocji. W następnych dniach publikowane będą jednak raporty pokazujące jak rozwija się gospodarka i jaka jest w USA inflacja. Analitycy mają nadzieję, że będą to dane korzystne dla rynku akcji, a to może dzisiaj uchronić giełdy przed spadkami. Najbardziej sensowne byłoby, gdyby zapanowała stabilizacja. Trzeba wspomnieć o tym, że jeśli nawet zeszłotygodniowe wzrosty były tylko korektą spadku to może się ona przedłużyć, bo poważny opór techniczny jest wyżej (S&P 500 ma go na poziomie 1.424 pkt.).

Pamiętajmy też, że od dzisiaj przez najbliższe dwa tygodnie europejscy inwestorzy dłużej będą się wzorowali na poczynaniach Amerykanów. W USA czas zmienił się na letni o 3 tygodnie wcześniej niż zwykle,. Sesja rozpoczyna się o 14.30 naszego czasu, a kończy o 21.00. Również wszystkie dane makro będą przez 2 tygodnie publikowane o godzinę wcześniej. To spore ułatwienie, szczególnie dla giełd Europy Zachodniej, które będą kończyły sesję w połowie sesji amerykańskiej. A wiadomo, że te giełdy świecą światłem odbitym emitowanym przez NYSE i NASDAQ.