Potwierdziło to zachowanie naszej waluty w czwartek. Duży spadek kursu EUR/USD wywołany gwałtownym wzrostem rentowności amerykańskich obligacji doprowadził do przeceny złotego zarówno do euro jak i do dolara. Spodziewam się dzisiaj korekcyjnego spadku rentowności obligacji USA, a co za tym idzie wzrostu kursu EUR/USD, więc i nasz złoty powinien się trochę do obu walut umocnić.
Spójrzmy teraz na GPW. W przedświąteczną środę indeksy w Warszawie od początku sesji spadały. Nie tego oczekiwałem po rynku, który od dłuższego czasu pokazywał swoją siłę, ale jak widać każdy rynek ma jakąś granice odporności na złe informacje. Spadki cen surowców, rosnąca rentowność amerykańskich obligacji i zniżki indeksów na innych giełdach europejskich w połączeniu z dniem poprzedzającym długi weekend wymusiły realizację zysków. Indeksy spadały do południa, po czym popyt przeszedł do kontrataku, ale udało mu się tylko zatrzymać spadki, które przed 14.30 powróciły za sprawą przeceny akcji PKO BP. Sektor bankowy był w środę bardzo słaby. Najlepiej zachowywały się małe spółki. Nieważony indeks cenowy (średnia arytmetyczna kursów) nawet lekko wzrósł. Najmocniej spadały ceny Pekao, PKO BP i TVN.
Dopiero w ostatnich 45 minutach sesji popyt stał się bardziej odważny – kupowali gracze liczący na wzrosty podczas piątkowej sesji, ale negatywne otwarcie sesji w USA nie dało naszym bykom szans. WIG20 spadł o 2,3 procenta, ale obraz techniczny rynku na niekorzyść byków się nie zmienił. Można powiedzieć, że sytuacja techniczna się nawet poprawiła, bo oscylatory opuściły strefy wykupienia. Jeśli spojrzy się na wykresy poszczególnych spółek z WIG20 to widać, że ta spadkowa sesja w niczym nie zmieniła ich „byczego” wyglądu. Na razie nie ma więc nawet śladu sygnału sprzedaży.
Dzisiaj polskie fundusze mają problem. Wiadomo, że zagranica będzie sprzedawała, ale przed polskimi zarządzającymi stanie pytanie: bronić rynek przed przeceną, czy odsuwać popyt w dół pozwalając na duże spadki kursów akcji? Problem o tyle trudny, że co prawda prawie pewne jest, iż dzisiaj na giełdach amerykańskich zagości korekta, a rentowność obligacji spadnie, ale z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że to nie będzie koniec przeceny. Powinna w przyszłym tygodniu powrócić. Wydaje się, że najlepszym scenariuszem byłoby dopuścić do dużego spadku na początku sesji i podciągnąć kursy pod koniec sesji tak, żeby na przykład wyrysować prowzrostowy młot. Dużo będzie zależało od rynków europejskich, które będą stały przed podobnym dylematem. Jedno jest pewne: wszyscy europejscy gracze będą się wpatrywali w rentowności obligacji amerykańskich, a indeksy będą wiernie odzwierciedlały ich ruchy.
Rynki wpatrzone w rentowność obligacji USA
W Eurolandzie zarówno środa jak i czwartek nie były dniami dobrymi dla rynków akcji. Indeksy spadły w ciągu tych dwóch sesji o około 3 procent. Kurs EUR/USD osuwał się, co sygnalizowało, że uwaga graczy na rynku walutowym kieruje się w stronę tego, co dzieje się z rentownością obligacji USA. A ona ciągle rosła (o tym niżej). Nie dało się też zauważyć zmian na giełdach po decyzji ECB, który podniósł stopy w strefie euro o 25 pb. (do 4 procent), ani po decyzji Banku Anglii (stopy bez zmian – 5,5 proc.). Informacje ze spółek i europejskie dane makro nie miały najmniejszego wpływu na zachowanie rynków akcji. Liczyło się tylko to, co działo się na rynkach amerykańskich. Dlatego też warto spojrzeć dokładniej, co wydarzyło się w USA w ciągu dwóch ostatnich dni.
Już środa nie była dobrym dniem dla posiadaczy akcji w USA. Przede wszystkim fatalne były dane makro. Wzrost wydajności pracy w pierwszym kwartale został zweryfikowany mocno w dół (z 1,7 do 1 procenta), a jednostkowe koszty pracy ostro w górę (z 0,6 do 1,8 procenta). Takie dane sygnalizują, że presja inflacyjna rośnie. Raport został opublikowany w trakcie konferencji Jean-Claude Trichet, prezesa ECB, który mówił między innymi, że rośnie ryzyko wzrostu cen w strefie euro. De facto zapowiadał więc kolejne podwyżki stóp (ECB w środę podniósł stopy o 25 pb. do 4 proc.), ale stwierdził też, że nie zaszkodzą one gospodarce. Dosyć odważne stwierdzenie.
Dla rynku akcji były to dane niewątpliwie bardzo złe. We wszystkich komentarzach pisano już o wysokiej rentowności stóp obligacji, co graczy bardzo niepokoiło. Takiego zaniepokojenia oczekiwałem od dłuższego czasu. Co prawda w środę rentowność obligacji 10 – letnich nieznacznie spadła (korekta po dużym wzroście), ale 30 – letnich wzrosła umacniając się nad poziomem 5 procent. Na domiar złego Sandra Pianalto, szef Fed w Cleveland, poparła Bena Bernanke stwierdzając, że ceny rosną zbyt szybko a poważnym zagrożeniem jest wzrost cen surowców i energii oraz płac. Dołożyło się jeszcze NAR (stowarzyszenie handlarzy nieruchomościami) ostrzegając, że spadki cen domów będą w tym roku większe niż wcześniej tego oczekiwano.
Jedynym pozytywem był wzrost zapasów benzyny w USA, ale zapasy ropy zwiększyły się jedynie kosmetycznie. Nie przeszkodziło to we wzroście ceny baryłki ropy, która kolejny raz zbliżyła się do oporu na 66 USD. Cena złota nieznacznie spadła (wynik równie nieznacznego umocnienia dolara), a kontrakty na miedź staniały o 1,2 proc. Rynek akcji i tak od dawna czekający na większą korektę od otwarcia sesji osuwał się i co prawda na 1,5 godziny przed końcem sesji obóz byków podjął próbę obrony, ale nie była ona zbyt udana.
Czwartkowa sesja w USA wyglądała jeszcze gorzej niż środowa. W zasadzie od początku indeksy osuwały się. Wina za spadki nadal obciąża rynek obligacji. Ich ceny gwałtownie spadały, a rentowność wzdłuż całej krzywej przekraczała pięć procent (pierwszy raz od lipca zeszłego roku). Rentowność obligacji 10 – letnich będących odnośnikiem dla całego rynku (benchmark) wzrosła najmocniej od 3 lat. Trudno za to winić dane makro, bo były one w zasadzie zgodne z prognozami. Szczególne dotyczy to danych o ilości nowych bezrobotnych, bo gracze nigdy nie reagują na dane o zapasach w hurtowniach i o kredycie konsumenckim.
Tak mocny wzrost rentowności sygnalizuje, że na rynku obligacji doszło do paniki. Za jej wywołanie odpowiada cały zespół czynników z lepszymi od prognoz danymi makro i wypowiedziami Bena Bernanke, szefa Fed na czele. Poza tym został wygenerowany długoterminowy sygnał sprzedaży, a to zmusiło fundusze do pozbywania się obligacji. Bezpośrednią przyczyną (bardziej psychologiczną niż realną) przeceny było niespodziewane podniesienie poziomu stóp procentowych przez Nową Zelandię. Gracze doszli do wniosku, że inne banki centralne też mogą niedługo tak zacząć działać.
Wzrost rentowności obligacji doprowadził do gwałtownego umocnienia dolara. Taki ruch szykował się już od dosyć dawna. Nie doszło jeszcze do wygenerowania sygnału ponownego kupna dolara, ale niewiele już do tego brakuje – wystarczy przełamanie poziomu 1,34 USD. Wzmocnienie dolara powinno było doprowadzić do spadków cen surowców i rzeczywiście złoto i miedź staniały (złoto najwyraźniej wchodzi w średnioterminowy trend spadkowy). Ropa jednak zdrożała przebijając wyraźnie krytyczny opór na 66 USD. Pole do dalszych zwyżek jest otwarte. Różne były próby wytłumaczenia tej zwyżki, ale najbardziej prawdopodobne jest, że winą można obciążyć cyklon Gonu. Co prawda ruszył w kierunku Iranu omijając inne, poza Omanem, kraje produkujące ropę, ale uniemożliwia załadowanie tankowców. Być może na początku za wzrost odpowiadała też zdementowana później pogłoska o anty-kurdyjskich działaniach wojsk tureckich na północy Iraku. Droga ropa też częściowo odpowiadała za wzrost rentowności obligacji (zagrożenie wyższą inflacją).
Akcjom szkodziły też informacje podawane przez sieci sprzedaży detalicznej. Większość informowała, że w maju sprzedaż w sklepach czynnych przynajmniej od roku wzrosła nieznacznie (vide Wal-Mart) albo spadła (Macy’s, J.C. Penney i inne). Nic dziwnego, że przecena była chwilami brutalna. Co prawda w ostatniej godzinie byki próbowały odrobić część strat, ale poniosły klęskę, a indeksy zakończyły sesję na samym dnia. Nastroje nie pozostawiały wątpliwości – na razie o kontynuowaniu hossy można zapomnieć. Jednak panika na rynku obligacji zapowiada korektę, a to powinno w piątek doprowadzić do korekty również na rynku akcji.
Piątkowe kalendarium prezentuje się wyjątkowo skromnie. Nikogo nie poruszą dane o produkcji przemysłowej w Niemczech, a bilans handlu zagranicznego USA może wpłynąć jedynie na zachowanie rynku walutowego (im wyższy deficyt tym gorzej dla dolara).