Xelion: Jaki będzie w USA „czarny piątek”?

Widać było jak działa sprzężenie zwrotne między kursem jena i indeksami. Im niżej spadał kurs USD/JPY tym szybciej zamykanie były pozycje carry trade i tym mocniej spadały indeksy. Spadał też kurs EUR/USD. Po części dlatego, że awersja do ryzyka wzmacniała dolara, ale normalna korekta po poniedziałkowym, dużym wzroście rynkowi się po prostu należała. Poza tym niewykluczone, że do graczy dotarło wreszcie, że Fed wcale nie gwarantuje im kolejnej obniżki stóp. Sporych spadków indeksów nie udało się uniknąć.

Przed Dniem Dziękczynienia parkiety w USA zazwyczaj pustoszeją, a inwestorzy są pełni optymizmu, bo zbliżający się koniec roku najczęściej przynosi zwyżki indeksów. Tym razem byki miały utrudnione zadanie, bo duże spadki indeksów na giełdach azjatyckich i europejskich zmusiły graczy do przemyślenia ich wtorkowego optymizmu. Poza tym informacje napływające na rynek nie były dla posiadaczy akcji korzystne.

Jedynym mini-plusem było chyba to, że ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła jak oczekiwano o 9 tysięcy, co oczywiście nikogo nie poruszyło. Potem było już znacznie gorzej. Weryfikacja indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan nieco go podniosła, ale i tak w stosunku do zeszłego miesiąca (80,9 pkt.) gwałtownie spadł (do 76,1 pkt. – najniżej od 2 lat). Okazało się też, że indeks wskaźników wyprzedających LEI (teoretycznie sygnalizuje, co wydarzy się w gospodarce za 3 – 6 miesięcy – praktycznie od kilku lat bezużyteczny) spadł o 0,5 proc. (mocniej niż oczekiwano). Z rynku nieruchomości też napływały złe informacje. Spadła ilość wniosków o kredyty hipoteczne, a NAR (stowarzyszenie pośredników) poinformował, że w trzecim kwartale mediana cen spadła o 2 procent. W drugim spadek wyniósł 1,5 procent, więc można ostrożnie założyć, że dynamika rośnie.

W wigilię Dnia Dziękczynienia nie pocieszył też graczy Henry Paulson, sekretarz skarbu USA. Stwierdził, że niewypłacalność w segmencie kredytów hipotecznych będzie w przyszłym roku znacznie większa niż w obecnym. Ma rację, bo mija termin wygasania promocyjnego oprocentowania wielu kredytów, więc kredytobiorcy mogą nie być w stanie spłacać normalnych rat kredytowych. Podobny pogląd wyraził Alan Greenspan, który powiedział, że do wyjścia z kryzysu rynku kredytowego potrzeba jeszcze dużo czasu. Stwierdził też, że amerykańska gospodarka będzie rozwijała się wolno dopóki nie zmniejszy się znacznie duża ilość niesprzedanych domów. Były szef Fed wypowiada się za często, żeby jego słowa miały dla rynku jakieś znaczenie, ale warto je odnotować. Nic miłego nie przyniósł też sondaż Reuters/Zogby. Okazało się, że w październiku ilość Amerykanów oczekujący recesji wzrosła z 31 do 40 procent. Jeśli ktoś spodziewa się recesji to zmniejsza wydatki, a to recesję przyśpiesza.

Takie wypowiedzi i dane rynek zazwyczaj lekceważy, ale dolar jednak po przedpołudniowej korekcie zaczął tracić i kurs EUR/USD zakończył dzień na poziomie zbliżonym do wtorkowego. Wydarzeniem było utrzymanie się przedpołudniowego, dużego spadku kursu USD/JPY. Jak już wielokrotnie przypominałem umacniający się jen zwiększa chęć wychodzenia z bardziej ryzykownych rynków, co zazwyczaj widoczne jest szczególnie na rynkach rozwijających się oraz na rynku surowców. Rzeczywiście ropa, która w nocy atakowała poziom 100 USD za baryłkę, trochę staniała w porównaniu z wtorkiem, mimo że nieoczekiwanie spadły jej zapasy w USA. Kontynuowała przecenę miedź. Kontrakty staniały aż o 4,6 procent – sygnał sprzedaży na tym rynku jest już widoczny gołym okiem. Zdrożało trochę złoto odreagowując poprzednie spadki nieuzasadnione ruchami na rynku walutowym.

Można było w ciemno założyć, że byki na rynku akcji zrobią wszystko, żeby powtórzyć wtorkowy sukces, a zmniejszona płynność w drugiej części sesji (gracze już jadą do rodzin na Dzień Dziękczynienia) im to umożliwi. I rzeczywiście – indeksy gwałtownie spadały przez 1,5 godziny (nadal najbardziej taniały spółki sektora finansowego), ale potem byki wzięły się do roboty. Pomagało im to, że indeks S&P 500 kolejny raz przetestował poziom, który oddalony jest o około 10 procent od szczytu, co uważane jest w USA za standardową korektę. Zmienność była spora, ale główny trend miał jeden kierunek – na północ. Okazało się jednak, że atak został przeprowadzony za wcześnie. NASDAQ na godzinę przed końcem sesji wrócił do poziomu wtorkowego zamknięcia, ale to było wszystko, na co było obóz byków stać. Indeksy mocno spadły, a DJIA zamknął się poniżej poziomu sierpniowego dna. Rynek jest zdecydowanie na krawędzi – piątkowa i poniedziałkowa sesja będzie niezwykle ważna dla koniunktury w dłuższym okresie. Optymizm Amerykanów może jeszcze ukazać swoje oblicze, ale pod jednym wszakże warunkiem – że początek sezonu świątecznej sprzedaży nie okaże się być absolutną katastrofą.

Dzisiaj jest w USA Dzień Dziękczynienia i amerykańskie giełdy nie pracują, więc w Europie powinien panować marazm. Gracze nie wiedzą, jakie będą weekendowe dane o sprzedaży detalicznej podczas tego okresu (to lepszy wskaźnik niż wszelkie indeksy nastroju), co powinno powstrzymywać ich przed podejmowaniem istotnych decyzji. Prognozy są bardzo słabe, ale wszyscy pamiętamy, że Amerykanie wykazują się zadziwiającym optymizmem, więc jest miejsce dla pozytywnej niespodzianki. Tym bardziej rynki będą pogrążone w marazmie wynikającym z wyczekiwania. Czekamy na „czarny piątek”, czyli dzień, w którym handel w USA zaczyna odnotowywać duże zyski (zapisywane są kolorem czarnym i stąd ta nazwa).

Większy kapitał zmobilizowany w obronie dużych spółek

W środę od rana złoty tracił do obu głównych walut. Szkodził mu spadek kursy EUR/USD i USD/JPY. Pod koniec dnia okazało się, że stracił znacznie do euro, a kosmetycznie do dolara. Gdyby taki trend się utrzymał, a jeszcze lepiej, gdyby tracąc do euro złoty zyskiwał do dolara (jest na to spora szansa) w dłuższym terminie to bardzo pomogłoby naszej gospodarce. Wpływ ropy, za którą płacimy w dolarach, na inflację byłby niewielki, a konkurencyjność gospodarki (70 procent eksportu idzie do strefy euro) by rosła.

Dzisiaj opublikowany zostanie skrócony protokół z ostatniego posiedzenia RPP, ale nie oczekuję, żeby ta publikacja miała jakiś wpływ na zachowanie rynków. Wiemy dobrze, że inflacja jest groźna, a Rada zapewne w tym miesiącu podniesie stopy i żaden protokół tego przekonania nie zmieni. Ponieważ nie ma dzisiaj handlu w USA to prawdopodobnie na rynku walutowym zapanuje marazm. Piszę tak ostrożnie, bo nie wiemy, czy brak inwestorów z USA nie zostanie wykorzystany przez graczy na rynku walutowym do gwałtownych ruchów kursu EUR/USD.

GPW rozpoczęła środę podobnie jak inne giełdy europejskie i azjatyckie. Indeksy spadały, a WIG20 nadal był mocniejszy od MWIG40, który chwilami tracił nawet 4 procent. Byki na rynku dużych spółek starały się opanować sytuację, ale pesymizm płynący z innych rynków europejskich im na to nie bardzo na początku sesji pozwalał. Mimo wzrostu ceny ropy traciły akcje spółek paliwowych. W zasadzie słusznie, bo od dawna już wysoka cena ropy raczej szkodzi niż pomaga wynikom. Na mocnym rynku gracze by o tym jednak zapomnieli. Zmienność WIG20 była jednak olbrzymia. Podobnie zachowywały się zresztą i inne giełdy europejskie.

Po południu, kiedy kurs USD/JPY wyhamował spadek, a europejskie indeksy usiłowały ruszyć na północ, straty WIG20 zostały błyskawicznie zredukowane do minimum. Pomagał mu wzrost kursu PKN, który poinformował, że chce szybko sprzedać udziały w Polkomtelu i szacuje, że są warte 1 mld euro. Generalnie widać było, że inwestujący na rynku blue chipów nie wierzą w przecenę na giełdach amerykańskich i za wszelką cenę chcą pokazać, że duże spółki są nadal w miarę bezpieczną inwestycją.

Zapewne im się to udało, więc dzisiaj, kiedy nie będzie handlu w USA, na rynku powinien panować marazm. Powinien, ale nie wykluczam, że ten okres nasze fundusze wykorzystają do podciągnięcia indeksów. Jeśli nastroje w USA po Święcie Dziękczynienia będą dobre to takie podciągnięcie zapewnie bazę do większych wzrostów, a jeśli złe to sprzedawać będzie się z wyższego poziomu.