W środę rozpoczęła się wreszcie w USA korekta na rynku obligacji. Ich rentowność wyraźnie spadła. Spadła mimo tego, że dane makro powinny były ją podnieść. Część graczy uznała, że taka reakcja sygnalizuje zakończenie paniki na rynku długu. Ja jednak uważam, że doszło do realizacji zysków, a zamykanie krótkich pozycji zwiększyło skalę wzrostu cen obligacji (i spadku rentowności). Reakcja odwrotna do tego, co powinien ten rynek zrobić po publikacji danych wyraźnie sygnalizuje, że tak właśnie było. Grający „na krótko” schowali po prostu część zysku do kieszeni obawiając się czwartkowych i piątkowych danych o inflacji.
Środowe dane były zadziwiająco dobre. Wcześniej prawie wszystkie sieci sprzedaży detalicznej informowały, że maj był bardzo słaby, a tymczasem okazało się, że sprzedaż ogółem wzrosła o 1,4 procenta (najmocniej od 16 miesięcy), a z wykluczeniem samochodów o 1,3 proc. (w obu kategoriach oczekiwano wzrostu o 0,6 proc.). Jakimś wytłumaczeniem był duży wzrost sprzedaży paliw (aż o 3,8 procenta), co zdecydowanie nie jest dla gospodarki korzystne. Jednak bez paliw sprzedaż wzrosła też wyraźnie, bo o 1,2 procenta. Poza tym ceny importu wzrosły aż o 0,9 procenta (oczekiwano wzrostu o 0,2 procenta). Komentując te dane Alan Greenspan, były szef Fed, powiedział, że wzrost cen importu z Chin może być sygnałem końca dezinflacyjnych procesów w USA. Okazało się też, że co prawda w kwietniu zapasy w firmach wzrosły mocniej niż oczekiwano, ale sprzedaż była jeszcze większa. Stosunek zapasów do sprzedaży spadł do poziomu najniższego od 8 miesięcy, a to sygnalizuje, że firmy zapełniając magazyny będą przyczyniały się do wzrostu PKB.
Takie dane były bardzo korzystne dla dolara i niekorzystne dla obligacji, ale, jak już napisałem wyżej, wyprzedane rynki mają swoje prawa, więc kurs EUR/USD prawie się nie zmienił. W tej sytuacji rynek surowców poszedł po prostu swoją drogą. Dane o zapasach paliw i ropy w USA pokazały, że zmieniły się one jedynie nieznacznie, co pomogło we wzroście ceny ropy, która po raz siódmy od końca marca testowała poziom 66 USD. Złoto nieznacznie staniało, a miedź odreagowała wtorkowe spadki.
Giełdy akcji rzecz jasna wzięły za dobrą monetę zwrot na rynku obligacji i indeksy rosły. Skalę wzrostu zwiększały dane o sprzedaży detalicznej, a kropkę nad „i” postawiła Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki). Stwierdzono w nim, że w większości dystryktów utrzymuje się umiarkowany wzrost, a silna gospodarka i drogie paliwa oraz żywność generalnie nie zwiększają presji inflacyjnej. Innymi słowy żyjemy na najwspanialszym ze światów. Nie przeszkodziło graczom nawet to, że SIA (stowarzyszenie producentów półprzewodników) obniżyło prognozę sprzedaży w 2007 roku. Wcześniej mówiono, że wzrośnie ona w stosunku do zeszłego roku o 10 procent, a teraz już tylko o 1,8 procent. Ceny akcji w sektorze producentów półprzewodników jednak rosły, co najlepiej pokazuje, w jakich nastrojach był rynek. Indeksy szybko rosły pod koniec sesji znacznie zwiększając skalę tego wzrostu. Teraz wszystko zależy już tylko od danych o inflacji.
Czwartek jest pierwszym dniem w tym tygodniu, który można nazwać „dniem inflacji”. Przed południem dowiemy się jak w maju wzrosły ceny detaliczne (CPI) w strefie euro, a po południu o ile wzrosła inflacja w cenach produkcji (PPI) w USA. Dane europejskie będą praktycznie zlekceważone, bo wszyscy uczestnicy wiedzą, że najważniejsza jest inflacja amerykańska. Nie zmienia to postaci rzeczy, że jakieś drgnięcie kursów walut możemy po publikacji tych danych zobaczyć.
Jeśli zaś chodzi o inflację PPI w USA to nie jest ona tak ważna jak CPI i, co bardziej istotne, często ma mało wspólnego ze wzrostem cen detalicznych (raport w piątek), ale gracze z pewnością żywiołowo na tę publikację zareagują. Jeśli dane będą gorsze od prognoz (szczególnie dotyczy to inflacji bazowej), czyli gdyby inflacja wzrosła mocniej niż się tego oczekuje, to kurs EUR/USD będzie spadał, a akcje potanieją. Łagodny wzrost inflacji wywoła krańcowo odmienne ruchy.
W tym samym czasie (14.30) dowiemy się jeszcze jak w ostatnim tygodniu zmieniła się w USA liczba noworejestrowanych bezrobotnych, ale te dane mogą być jedynie skromnym dodatkiem do raportu o inflacji. Mogą wzmocnić bądź osłabić jego wpływ na rynek. Oczywiście im mniejsze bezrobocie tym lepiej dla dolara, ale nie dla akcji (bo wzrośnie rentowność obligacji).
GPW wzrosła czekając na zwyżki w USA
W środę złoty od rana nadal tracił, ale nie było w tym osłabieniu widać dużego przekonania. Kiedy koło południa ceny obligacji USA zaczęły rosnąć, kursy walut zaczęły u nas spadać odzwierciedlając ruch kursu EUR/USD. Żadnego wpływu (zgodnie z oczekiwaniami) na zachowanie rynku nie miał udany przetarg na obligacje 30 – letnie. Nie widziałem też emocji po publikacji danych o polskiej inflacji. Warto jednak odnotować, że nie potwierdziły się prognozy mówiące o jej spadku. Oczekiwano, że dynamika wzrostu cen spadnie w maju do 2,1 proc. z 2,3 proc. miesiąc wcześniej, bo wolniej będą rosły ceny żywności i paliw, a tym czasem ceny rosły nadal o 2,3 procenta. To ostrzega, że presja inflacyjna jest większa od oczekiwań.
Niektórzy analitycy twierdzą, że wzmocnienie złotego do dolara i euro miało źródło w większym od oczekiwań wzroście inflacji, ale wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne. Rynki wpatrują się w amerykańskie obligacje i według mnie to wzrost ich ceny umocnił złotego. Dzisiaj też o losie naszej waluty zadecyduje reakcja amerykańskiego rynku obligacji na dane makro – szczególnie na raport o inflacji PPI.
GPW zachowywała się w środę od rana bardzo dobrze. WIG20 praktycznie nie reagował na spadki indeksów na innych giełdach europejskich i delikatnie rósł. Jedynie rynek mniejszych spółek, reprezentowany przez MWIG40, spadał o około jeden procent. Siłę naszego rynku tylko częściowo można było przypisać wpływowi kontraktów, gdzie gracze rolowali pozycje (przechodzili z serii czerwcowej na wrześniową). Wydaje się, że po prostu na mniejszym rynku bardziej widoczne było oczekiwanie na rozpoczęcie korekty amerykańskiego długu. I rzeczywiście, wystarczyło, żeby ceny amerykańskich obligacji lekko po południu wzrosły i WIG20 natychmiast ruszył na północ. Najmocniejszy był sektor bankowy i drożejące po ostatniej przecenie akcje TVN.
Po publikacji danych w USA polskie indeksy ruszyły za rosnącymi rynkami Eurolandu, które z kolei rosły dzięki korekcie rozpoczętej na rynku obligacji w USA. Wzrosty indeksów w niczym nie zmieniły technicznego obrazu naszego rynku, na którym, co przypominam, nadal obowiązuje sygnał kupna. Po wczorajszej, wzrostowej sesji w USA i wzroście cen surowców GPW powinna dzisiaj rozpocząć sesję od kontynuowania zwyżki, ale godziną prawdy będzie 14.30 i reakcja rynków światowych na dane o amerykańskiej inflacji PPI.