Xelion: Mogło być dużo gorzej

GPW poszła w poniedziałek rano drogą wytyczoną przez giełdy azjatyckie i europejskie. Indeksy od otwarcia spadały po około 3 procent. Potem rynek naśladował to, co działo się w Eurolandzie, który z kolei wpatrywał się w japońskiego jena. Popołudniowe wzmocnienie giełd europejskich (jen zaczął się wreszcie korygować) przez pewien czas nie miało wpływu na nasz rynek. W pewnym momencie indeksy spadały po blisko 4 procent, a MidWig nawet mocniej.

Oczywiste jednak było, że jeśli korekta na rynku jena będzie trwała to i nasz rynek zmniejszy skalę spadku. Tak się też w końcu stało. Na godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA, kiedy indeksy w Eurolandzie zaczęły wyraźnie odbijać, obóz byków przycisnął pedał gazu i nasze indeksy też (opornie) ruszyły na północ. Zakończyliśmy sesję spadkiem o „tylko” 2 procent, ale sytuacja techniczna znacznie się przez to pogorszyła. Obrót był duży, co nie jest dla rynku korzystne, ale o niczym nie przesądza.

Wczorajsze zakończenie sesji w USA nie powinno mieć dzisiaj dla GPW najmniejszego znaczenia. Nadal wszyscy będą wpatrzeni w Azję, a tam przecież rozpoczęła się korekta. Rynki w Eurolandzie są też już technicznie wyprzedane, więc i tam indeksy ruszą do góry. Poza tym wszyscy będą czekali na odbicie w USA, a to będzie zwiększało popyt. Nie wyobrażam sobie, żeby fundusze nie doprowadziły dzisiaj na GPW do mocnego odbicia. Zależy im przecież bardzo na uspokojeniu nastrojów. Gdyby wzrost był niewielki (mniejszy od 2 procent) to źle by rynkowi rokowało. Jedno jest pewne i o tym trzeba pamiętać – mamy teraz do czynienia z rynkiem day-traderów spekulujących w bardzo krótkim okresie (w czasie sesji lub co najwyżej kilku sesji). W żadnym razie nie jest to rynek inwestora. On powinien stać z boku.

Korekta jena zapowiada wzrost indeksów

W poniedziałek negatywne nastroje przeniosły się z giełd azjatyckich na europejskie. Indeksy spadały od otwarcia po około 2 procent. Widać było stabilizację, kiedy japoński jen się stabilizował i pogorszenie nastrojów, kiedy tylko zaczął znowu się wzmacniać. To był jedyny rynek, który tak naprawdę było obserwowany. Kurs EUR/USD w nocy spadł, co było też wynikiem wzmocnienie jena do euro. Twierdzono też, że co prawda ECB stopy w czwartek podniesie, ale komunikat będzie bardzo gołębi (ze względu na sytuację panująca na rynku akcji). Jednym z bardziej prawdopodobnych uzasadnień był też powrót kapitałów do USA. Tak czy inaczej wzmocnienie dolara było naprawdę bardzo znaczące.

Publikacja indeksów PMI pokazujących, jaka sytuacja panuje w sektorze usług w poszczególnych krajach UE i w całej strefie euro nie miała najmniejszego wpływu na rynek, ale trzeba odnotować, że sektor ten (ponad 70 procent całej gospodarki) nadal dość szybko się rozwija. Owszem, indeksy PMI nieznacznie spadły, ale nie miało to żadnego znaczenia prognostycznego. Po południu rozpoczęła się, oczekiwana przeze mnie, korekta na rynku jena. Oczywiste było, że po tak dużym wzmocnieniu musi ona nastąpić. Indeksy giełdowe w Eurolandzie zaczęły redukować skalę spadku. Przed otwarciem w USA była ona już zdecydowanie niezbyt duża.

W USA gracze nie bardzo wiedzieli, co mają robić. Duże spadki w Azji i trwająca przecena akcji w Ameryce Łacińskiej wzbudzały zaniepokojenie zmuszające do pozbywania się akcji. Z kolei weekendowe wypowiedzi wielu ważnych dla rynku osób (pisałem o tym w poniedziałek rano) pomagały obozowi byków. Wspierał chęć zapolowania na „okazyjne” kupno korekcyjnie tracący jen.

Całkowicie zlekceważone zostały dane makro. Okazało się, że w lutym sektor usług w USA rozwijał się nadal, ale w tempie sporo niższym od oczekiwanego. Indeks instytutu ISM spadł z 59 do 54,3 pkt. Przypominam, że ten sektor to ponad 80 procent całej gospodarki USA, więc to jego kondycja jest najważniejsza. Nawet reakcja kursu EUR/USD była bardzo niemrawa. Wzmacniający się dolar i ucieczka funduszy z ryzykownych rynków nadal przeceniały surowce. Oczywiście w komentarzach wymyślano różne powody tych spadków (na przykład obawa przed recesją w USA, ale tak naprawdę ważne były tylko te, wymienione przeze mnie powody.

Indeksy giełdowe prawie przez całą sesję krążyły wokół poziomu piątkowego zamknięcia, ale najgorzej zachowywał się NASDAQ uważany za najbardziej ryzykowny. Najlepsza sytuacja panowała na DJIA. Mówiono, że jest to „ucieczka do jakości”. Trudno było mówić o jakości, kiedy na przykład AMD ostrzegł, że nie wypełni prognoz przychodów w pierwszym kwartale. Bardzo mocno traciły akcje w sektorze budowlanym oraz w sektorze kredytodawców ryzykownych kredytów. New Century Financial, jedna z największych takich spółek, traciła nawet 70 procent, bo poinformowała, że jest technicznie niewypłacalna w stosunku do kilku pożyczkodawców, a poza tym SEC rozpoczął wobec niej postępowanie.

W zasadzie do końca sesji nie było pewne jak się ona zakończy. Rynek był znerwicowany, zmienny i nieobliczalny. Zakończenie jednak było znowu bardzo złe. Taka ucieczka popytu w ostatnich minutach sesji źle wróży rynkowi. Jedynym pozytywem jest to, że wyprzedanie rynku rośnie, co przy byle impulsie spowoduje wygenerowanie dużego odbicia.

Po sesji nic się nie wydarzyło (AHI – indeks handlu posesyjnego spadł o 0,02 proc.), ale w nocy w Azji rozpoczęła się wzrostowa korekta. Co prawda analitycy dyskutują, co było pierwsze, czy jajko czy kura – w tym przypadku, co rozpoczęło korektę, czy tracący jen czy rosnące akcje, ale faktem jest, że rano jen tracił do dolara i euro prawie jeden procent, a indeksy rosły. Bardziej logiczny (zresztą widoczny na wykresach) jest kierunek od jena do akcji. Nic więc dziwnego, że kontrakty na amerykańskie indeksy rano mocno rosły. Ostrzegam jednak, że to na razie jest tylko i wyłącznie korekta wynikająca z technicznego wyprzedania zarówno rynku akcji jak i jena.

We wtorek przedpołudniowe raporty (sprzedaż detaliczna i raport o PKB w 4 kwartale w strefie euro) będą miały jedynie nieznaczny i chwilowy wpływ i to przede wszystkim na rynek walutowy. Im większy wzrost PKB i lepsza sprzedaż tym lepiej dla kursu euro. Bardziej istotne, jak zwykle, będą raporty amerykańskie. Co prawda dane o wydajności pracy i jej kosztach jednostkowych w 4 kwartale to tylko weryfikacja raportów już opublikowanych, ale czasem taka weryfikacja ma spory wpływ na rynki. Zapowiadane jest znaczne obniżenie wydajności, co nie jest niczym dziwny, skoro ostro w dół został zweryfikowany wzrost PKB. Najgorszą dla rynku akcji byłaby kombinacja, w której wydajność zostałaby zweryfikowana mocno w dół, a koszty pracy w górę, bo sygnalizowałoby to możliwość szybszego wzrostu inflacji. Dolar w takiej sytuacji powinien się wzmocnić. Bardzo dobrą informacją dla posiadaczy akcji byłaby oczywiście kombinacja odwrotna. O 16.00 dowiemy się jeszcze jakie w styczniu były zamówienia fabryczne, ale tutaj możliwe jest chyba tylko pozytywne zaskoczenie, bo przecież wszyscy zakładają, że skoro dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku były bardzo słabe to i zamówienia fabryczne lepsze nie będą.

Co prawda o 16.00 pojawi się jeszcze Ben Bernanke, szef Fed, ale tak prawdę mówiąc, co on może nowego powiedzieć? Już i tak robił co mógł, żeby wstrzymać przecenę akcji i nie odniósł sukcesu. Można nawet założyć, że nic na temat rynków finansowych nie powie, a jak nawet powie to niespecjalnie to pomoże obozowi byków. Wszystko i tak zależy od nastrojów – gracze już nie słuchają zapewnień.