W USA gracze również, podobnie jak w Eurolandzie, koncentrowali się na informacjach ze spółek. Na rynku walutowym trochę zamieszania wywołała decyzja Chin, które w piątek po raz piąty podniosły stopy procentowe (do 6,84 proc.). Poza tym zmniejszyły podatek od zysków z lokat bankowych (taki nasz podatek Belki) z 20 na 5 procent. Najwyraźniej rząd chiński chce ochłodzić szalejącą gospodarkę nie tylko wzrostem ceny kredytu, ale również ściągając pieniądze z rynku. Te posunięcia wzmocniły japońskiego jena, a to z kolei osłabiło dolara. Osłabiał amerykańską walutę również duży spadek rentowności obligacji (wzrost cen). Gracze uciekali z rynku akcji w bezpieczne instrumenty i stąd taka reakcja.
Kurs EUR/USD pokonał opór na wysokości 1,38 USD, ale nie widać było przy okazji tego ruchu wielkich emocjo, które zazwyczaj pojawiają się przy okazji przełamywania ważnego oporu. Dlatego też zakładam, że to przełamanie może być pułapką. Osłabienie dolara kolejny raz mocno podniosło ceny złota i kontrakty na miedź. Cena ropy przez cały dzień gwałtownie oscylowała wokół 76 USD.
Bardzo nerwowa sytuacja panowała na rynku akcji. Byki wytrzymały w poprzednich dniach publikację słabych raportów Intela, Yahoo i Pfizera, ale wydawało się, że nie zdzierżą kolejnych słabych raportów, które opublikowały Google, Microsoft i Caterpillar. Poza tym Citigroup, co prawda opublikował niezły raport kwartalny, ale jego akcje mocno taniały, bo bank ten poinformował, że zwiększa rezerwy na złe kredyty. Podobne wieści nadeszły z Wachovii, czwartego, co do wielkości amerykańskiego banku. Poza tym agencja Standard & Poor obniżyła rating wielu europejskim obligacjom opartym na kredytach, a JP Morgan ostrzegł, że sytuacja tych instrumentów jeszcze będzie się pogarszała. Nic więc dziwnego, że taniały akcje w całym sektorze finansowym. Pocieszał rynki William Poole, szef Fed z St. Louis, twierdząc, że problem rynku kredytów hipotecznych jest wyizolowany i nie będzie miał wpływu na wydatki konsumentów. Uważam, że jest to stanowczo zbyt optymistyczna opinia, a prawdopodobieństwo rozszerzenia się zarazy na inne segmenty rynku kredytów jest bardzo duże.
Od początku sesji indeksy spadały i nie było w tym nic dziwnego. Jednak od 19.00, na 3 godziny przed końcem sesji, kiedy stary były już naprawdę bardzo duże (indeks S&P 500 spadał już prawie 1,5 proc.) włączyli się do akcji inwestorzy kupujący przecenione akcje. Widać było, że byki mają znowu szansę zakończyć sesję niewielkimi spadkami, ale jak zwykle obie strony giełdowej gry szykowały się do rozgrywki w ostatnich 30 minutach sesji. Tym razem byki tę rozgrywkę przegrały.
Można powiedzieć, że rynki amerykańskie zachowały się pół-niedźwiedzio. Owszem, indeksy całkiem pokaźnie spadły, ale po pierwsze nie do najniższego poziomu sesji. Po drugie, po tak złych informacjach mogłyby spaść dużo niżej. Po trzecie wolumen był bardzo duży, co teoretycznie podnosi wiarygodność zniżki. Jednak, jeśli weźmie się pod uwagę to, co napisałem wcześniej to może to być bardzo optymistyczny sygnał, bo znalazł się olbrzymi popyt na wcale nie tak znowu bardzo przecenione akcje. Dlatego też poniedziałkowa sesja jest bardzo ważna. Znowu, podobnie jak piątek, nie będzie publikacji raportów makroekonomicznych. Dojdzie za to do publikacji wielu raportów kwartalnych spółek i to one pokażą indeksom kierunek. Jeśli spółki znowu rozczarują to indeksy spadną i pojawi się (właśnie z powodu dużego wolumenu) olbrzymi nawis podażowy. Jeśli wzrosną to byki znowu przejmą stery.
Zagrożenie wybiciem z klina
Piątek złoty rozpoczął od nieznacznego osłabienia, które wynikało z chwilowych fluktuacji na rynku EUR/USD. Brak impulsów ze sfery makro bardzo szybko doprowadził do marazmu. Jednak w końcu dnia nasza waluta osłabła do dolara i euro. Spory wpływ miało zapewne wzmocnienie japońskiego jena po decyzji Chin o podniesieniu stóp procentowych.
Dzisiaj dowiemy się, jaka była w czerwcu w Polsce inflacja bazowa. Dla rynku akcji będzie to informacja bez znaczenia, a złoty może zyskiwać, jeśli wzrost inflacji będzie większy od oczekiwań. Nie spodziewam się jednak dłuższego działania tego raportu. Podstawowe znaczenie będzie miał kierunek kursu EUR/USD i USD/JPY. Dowiemy się jeszcze, jaka była u nas w czerwcu koniunktura gospodarcza w przemyśle, budownictwie, handlu detalicznym, ale na te dane rynki nigdy nie reagują.
GPW w piątek rozpoczęła sesję wzrostem indeksów, ale bardzo szybko nastąpił zwrot, powrót do czwartkowego zamknięcia i faza osuwania się cen. Takie zachowanie rynku wynikało z pesymistycznych nastrojów panujących na innych giełdach europejskich (wynik słabych raportów Google i Microsoftu). Tylko MWIG40 nieśmiało kontynuował wzrostową korektę, ale w końcu i ten indeks poddał się nastrojom. Czekano na to, co wydarzy się na rynkach światowych, a tam czekano z kolei na to, co zrobią Amerykanie jak się już obudzą. Kolejne raporty amerykańskich spółek okazały się jednak też nienajlepsze, co zmusiło podaż do większej aktywności. Sesja zakończyła się spadkiem indeksów, ale był to spadek bardzo umiarkowany, Najwyraźniej gracze liczyli, że rynki w USA znowu się wybronią.
Nie wybroniły się, więc sesja powinna zacząć się spadkiem. Jednak trzeba pamiętać, że dzisiaj znowu światowe kalendarium jest puste (jeśli chodzi o dane makro), a wiele spółek w USA publikuje raporty kwartalne. Ten rynek już nieraz przechodził nagłe metamorfozy, więc nie można wykluczyć, że dzisiaj indeksy w USA wzrosną. Gdyby jednak, o czym pisałem już w części poświęconej rynkowi amerykańskiemu, wyniki spółek były znowu złe to zacznie się światowa przecena. Z punktu widzenia analizy technicznej sytuacja jest bardzo poważna. Na WIG20 zarówno w układzie dziennym jak i tygodniowym widać klin rosnący, który często poprzedza spadki. Jeszcze jedna, mocniejsza zniżka i powstanie sygnał sprzedaży z zakresem spadku do podstawy klina, czyli do 3.470 pkt.