Amerykańscy inwestorzy też, podobnie jak i ich europejscy koledzy, nie mieli we wtorek najmniejszych powodów do zadowolenia. Zupełnie zlekceważone zostały dane o majowych zapasach w amerykańskich hurtowniach (stosunek zapasów do sprzedaży spadł), ale nic w tym dziwnego, bo ten raport przyjmowany jest zawsze wzruszeniem ramion. Najważniejsze informacje nadeszły z rynku nieruchomości i ze spółek.
Agencja ratingowa Standard&Poor’s poinformowała, że obligacje (za 12 mld USD) bazujące na ryzykownych kredytach hipotecznych wprowadziła na listę obserwacyjną, z możliwością obniżenia ratingu. To zaniepokoiło rynek walutowy i akcji sektora finansowego. Inwestorzy doszli do wniosku, że sytuacja na rynku nieruchomości może jednak pogorszyć ogólną sytuację gospodarczą, a to wywołało odwrót od dolara i ucieczkę w obligacje, co gwałtownie obniżyło ich rentowność. Kurs EUR/USD ustanowił nowy rekord wszech czasów. Sytuację pogorszyły informacje przekazywane przez spółki związane z rynkiem budowy bądź wyposażenia domów.
Home Depot (największa na świecie sieć sklepów z artykułami budowlano-montażowymi) obniżył prognozy (odnotował pierwszy w historii spadek sprzedaży). Deweloper D.R. Horton poinformował, że kwartalne zamówienia na domy spady o 40 proc. Sears też ostrzegł, że zyski będzie miał niższe od prognoz. Do tego doszły jeszcze niezbyt dobre wyniki kwartalne, które w poniedziałek po sesji opublikowała Alcoa. To wszystko na samym początku sezonu publikacji raportów kwartalnych musiało ostudzić nastroje. Poza tym duży wzrost kursu EUR/USD doprowadził do wzrostu ceny ropy (blisko 73 USD za baryłkę), co tym razem nie pomogło rynkowi akcji. Gracze zaczęli się obawiać o wpływ, jaki wywrze droga benzyna na postawy konsumentów. Złoto też zdrożało, choć nie tak dużo jak można było tego oczekiwać. Tylko miedź staniała, bo podobno Chiny zmniejszą import tego surowca.
Gracze liczyli jeszcze na wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed, ale nie znaleźli w jego słowach niczego, co zmusiłoby ich do kupna akcji. Wypowiadał się on na temat inflacji, ale można powiedzieć, że to jego wystąpienie było wyjątkowo mętne. Stwierdził na przykład, że zmiany cen żywności i energii będą miały mały wpływ na inflację tak długo jak oczekiwania inflacyjne pozostaną na niskim poziomie. Upierał się też, że Fed powinien reagować na zmiany inflacji bazowej (bez żywości i energii), a nie na główną jej miarę, co sugerują liczni ekonomiści (ja też uważam, że szef Fed nie ma racji). Powiedział też jednak, że wzrost cen żywności i energii może z czasem przesączyć się do inflacji bazowej. Takie dictum mogło tylko dodatkowo graczy przestraszyć, więc nic dziwnego, że indeksy zwiększyły skalę spadku.
Sesja była niewątpliwie klęską obozu byków, ale nie doprowadziła do wygenerowania technicznego sygnału sprzedaży. Indeks S&P 500 nadal pozostaje w trendzie bocznym. Dopiero przełamanie poziomu 1.490 pkt. kazałoby sprzedawać akcje i opuścić rynek na dłużej. Po sesji kolejna agencja (Moody’s Investors Service) obniżyła rating dla 399 instrumentów opartych o kredyty hipoteczne. Nie miało to wpływu na handel posesyjny, a indeks tego handlu (AHI) nawet wzrósł o 0,12 proc., a, kontrakty na amerykańskie indeksy lekko rano rosły. Jednak to wcale nie znaczy, że rynek kasowy przyjmie tę informację również tak spokojnie. Jeśli odbicia nie będzie to dostaniemy bardzo poważny sygnał ostrzegawczy.
Dzisiaj kalendarium jest znowu prawie puste. Po sesji raport kwartalny opublikuje Genentech, ale to może mieć wpływ na kolejną sesję. Być może raport o tygodniowej zmianie zapasów paliw w USA wpłynie jakoś na cenę ropy, ale jak zwykle przypominam, ten raport często wywołuje szybkie i nietrwałe ruchy ceny. Rozpoczyna się też dzisiaj posiedzenie Banku Japonii, ale ponieważ nikt nie spodziewa się podwyżki stóp, to nie przypuszczam, żeby gracze się tym wydarzeniem zbytnio przejęli.
Rynek walutowy zlekceważył polityków
We wtorek rynek walutowy praktycznie nie reagował na zawirowania polityczne. Takie zachowanie najlepiej pokazuje, jak zagranica traktuje problemy naszej polityki. Zagranicznym graczom są one całkowicie obojętne. Pomagał złotemu rosnący kurs EUR/USD. Jedyną, niewielką, oznaką słabości było to, że zamiast umacniać się do obu głównych walut, złoty zyskiwał do dolara i stabilizował się w stosunku do euro. Jednak warto odnotować, że kurs USD/PLN przełamał majowe minimum.
Takie zachowanie rynku walutowego najwyraźniej dezawuuje opinie tych komentatorów i analityków, którzy słabość naszego rynku akcji przypisywali sytuacji politycznej. Jeśli rynki finansowe rzeczywiście są zaniepokojone polityką to przede wszystkim traci złoty. Dzisiejszy przetarg obligacji 10-letnich może wpłynąć na kursy walut, ale jedynie wtedy, gdyby popyt znacznie spadł, co wydaje się być niezwykle mało prawdopodobne. Wydaje się, że po dużej zwyżce kursu EUR/USD dzisiaj będzie trwała na tym rynku korekta, a to powinno złotego osłabić. W takiej sytuacji nie pomoże dziwaczna decyzja Samoobrony, która „warunkowo” zostaje w koalicji, co uspokaja sytuację polityczną. Byłby to najlepszy dowód na brak wpływu polityki na rynki.
GPW rozpoczęła wtorkową sesję spadkiem indeksów, ale przypisywania tej zniżki polityce uważam również za nieporozumienie. Być może część graczy rzeczywiście przestraszyła się polityki, ale indeksy spadały przede wszystkim dlatego, że sektor surowcowy dojrzał do korekty. Szeroki rynek był od dawna słaby, więc taka korekta musiał obniżyć indeksy. Skala spadku już po godzinie sesji została znacznie zredukowana. Warto zauważyć, że w tym samym okresie indeksy na innych giełdach zaczęły spadać, więc nasz rynek swoim zachowaniem niewiele różnił się od średniej europejskiej. Jednak po południu indeks w Europie i amerykańskie kontrakty traciły już bardzo mocno, a to zwiększyło podaż również u nas.
W tym samym mniej więcej czasie Platforma Obywatelska poinformowała, że planuje złożenie wniosku o odwołanie (kolejno) wszystkich ministrów (bardziej realne niż konstruktywne wotum nieufności). Niektórzy gracze mogli obawiać się tego posunięcia, ale wystarczył rzut oka na rynek walutowy (złoty się wzmacniał) i jasne było, że to też nie ma najmniejszego znaczenia. Zresztą do takiego głosowania może dojść najwcześniej za dwa miesiące, a przez ten czas dużo się może jeszcze zmienić.
Indeksy spadły, ale skala spadku była taka sama jak na przykład we Francji czy Niemczech (a tam nie odwoływano wicepremiera;-)). Bardzo źle wygląda MWIG40, gdzie pojawił się sygnał sprzedaży. WIG i WIG20 nadal takich sygnałów nie generują, ale jeśli korekta na rynkach światowych się przedłuży to z pewnością będzie nas to czekało. Po wczorajszych spadkach indeksów w USA otwarcie na GPW powinno być dzisiaj słabe, ale nie można wykluczyć, że od połowy sesji zacznie się polowanie na odbicie w USA. Gdyby do tego nie doszło to sygnalizowałoby to, że czeka nas dłuższa korekta.