Na GPW w piątek byki z furią zaatakowały. Gracze przemyśleli to, co wydarzyło się w polityce i doszli do wniosku, że na zagraża ona tylko i wyłącznie spółkom Ryszarda Krauzego, a zachowanie giełd zagranicznych zachęcało do kupna akcji. Nic dziwnego, że już po 1,5 godziny WIG20 rósł o blisko 3 procent z dużym nadmiarem odrabiając czwartkowe spadki. Drożały również, nieznacznie, spółki ze stajni Ryszarda Krauze (w drugiej części sesji kursy Prokomu i Petolinvestu zaczęły jednak spadać). Takie zachowanie potwierdzało, że rynek nadal chce wzrostu i bardzo liczy na to, co powiedzą Ben Bernanke, szef Fed Bernanke i George Bush.
Nie powiedzieli zbyt dużo, a na pewno nie to, co może w dłuższym terminie pomóc rynkom finansowym, ale nie fakty są na rynkach finansowych ważne, ale ich interpretacja i reakcja rynków. A ona w przypadku Amerykanów była wręcz entuzjastyczna. Co z tego, że wolumen był mały? Wydaje się, więc, że rynek nie będzie miał już dzisiaj obaw przed kontynuowaniem zwyżki. Amerykanie odpoczywają, nic więc graczom nie grozi.
Nie wiemy tylko tego, jak gracze europejscy zareagują na słowa Martina Feldsteina, prezesa bardzo wpływowego instytutu NABE, który ostrzegł przed inflacją i zaapelował o dużą obniżkę stóp. Zobaczymy to już 30 minut przed rozpoczęciem sesji w Europie, ale zachowanie japońskiego Nikkei ostrzega, że nastroje nie muszą być bycze (w Japonii spadły wydatki inwestycyjne w ostatnim kwartale i po raz ósmy z kolei płace w ostatnim miesiącu). Nasz rynek po prostu będzie naśladował ruchy europejskich indeksów. Pamiętać jednak trzeba, że sygnały kupna obowiązują, a rynek nie wyczerpał jeszcze zakresu wzrostowej korekty (o ile to jest tylko korekta).
Duet Bush – Bernanke zmusił indeksy do wzrostów
W piątek inwestorzy w Europie dostali kolejny prezent. Zapowiedziano, że o 17.10 prezydent George W. Bush wystąpi z propozycjami, które pomogą rozwiązać problemy rynki kredytów hipotecznych. Nic więc dziwnego, że kursy EUR/USD i USD/JPY rosły (wzrost zainteresowania procesem carry trade). Rosły też indeksy giełdowe. Niczego nie zmieniły raporty publikowane w Europie (bezrobocie, inflacja, liczne indeksy nastroju) – były zgodne z prognozami. Indeksy wzrosły więcej niż o jeden procent.
Inwestorzy w USA, podobnie jak ich europejscy koledzy, z nadzieją czekali na wystąpienia prezydenta Busha i Bena Bernanke, szefa Fed. Już przed sesją widać było ten optymizm, bo kontrakty na indeksy mocno rosły. Niewielki wpływ miała publikacja danych makroekonomiczny, chociaż z całą pewnością nie zaszkodziły one obozowi byków. W lipcu przychody Amerykanów wzrosły o 0,5 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc.), a wydatki tak jak prognozowano o 0,4 proc. Bazowy wskaźnik wydatków osobistych (PCE core) wzrósł jedynie o 0,1 proc. (oczekiwano 0,2 proc.). Okazało się też, że gospodarka w regionie Chicago (w sierpniu, czyli w środku kryzysu) lekko przyśpieszyła. Indeks Chicago PMI wzrósł z 53,4 do 53,8 pkt. Oczekiwano niewielkiego spadku. Również raport o lipcowych zamówieniach fabrycznych też musiał graczy ucieszyć, Wzrosły o 3,7 proc. Jedynym negatywem była publikacja przez Uniwersytetu Michigan, jego indeksu nastroju, ale i on został zweryfikowany w górę w stosunku do tego, co wskazywał w połowie miesiąca.
Po publikacji tych danych kurs EUR/USD, w ciągu dnia wyraźnie rosnący, zawrócił i zakończył dzień na poziomie czwartkowego zamknięcia. Optymizm graczy przeniósł się jednak na rynki surowców, gdzie wzrosły ceny ropy, złota i miedzi. W dalszym ciągu oczy wszystkich uczestników gry na rynkach finansowych skierowane były na rynek akcji, a tam inwestorzy wsłuchiwali się w słowa prezydenta USA i szefa Fed. Spójrzmy, co takiego ci ratownicy rynku powiedzieli.
Pierwszy wystąpił Ben Bernanke. Powiedział między innymi, że Fed monitoruje sytuację i jest gotowy działać, kiedy będzie to potrzebne w celu ograniczenia negatywnych efektów zawirowań na rynku finansowym dla gospodarki. Dodał też jednak, że ratowanie inwestorów, którzy poniosą straty w wyniku ich decyzji finansowych nie jest zadaniem Rezerwy Federalnej. Komentatorzy oceniają to wystąpienie jako „zrównoważone”, ale według mnie Bernanke powiedział, że Fed nie będzie pomagał spekulantom, ale jak będzie trzeba to jednak pomoże. Oczywiste jest przecież, że jeśli zbyt wielu graczy zacznie ponosić straty to spadające indeksy giełdowe i ograniczenia w dostępności kredytów zaszkodzą gospodarce, a wtedy Fed wkroczy. Dla optymisty była to szklanka do połowy pełna, a dla pesymista w połowie pusta.
Prezydent Bush, po normalnym wstępie, w którym zapewnił, że gospodarka jest silna i da sobie radę z problemem zapewnił, że rząd pomoże kredytobiorcom, ale w sposób ograniczony, bo nie chce, żeby taka rządowa pomoc zachęciła do nieodpowiedzialnych decyzji finansowych. Jednym z takich posunięć ma być zezwolenie Federalnej Agencji Mieszkaniowej (FHA) na gwarantowanie kredytów na refinansowanie zadłużenia hipotecznego przez tych mało i średnio zarabiających kredytobiorców z dobrymi historiami kredytowymi, którzy nie płacą rat kredytu przynajmniej od 90 dni. Miałoby to zapobiec przejmowaniu zabezpieczeń kredytów (domów) przez banki. Analitycy ocenili, że wprowadzenie w życie tej propozycji nieznacznie jedynie pomoże w rozwiązaniu kryzysu. Gracze byli jednak bardzo zadowoleni, bo jeśli zarówno prezydent jak i szef Fed chcą pomóc to przecież nic złego im się nie stanie. To oczywiście było myślenie życzeniowe, ale w końcu miesiąca, kiedy i tak można było oczekiwać procesu „window dressing”, wystarczyło do doprowadzenia do dużych wzrostów indeksów. Nawet przez chwilę byki nie spuściły z tonu. Dopiero sama końcówka przyniosła realizację zysków. Mimo tego Amerykanie będą mieli miły długi weekend.
Dzisiaj sesji w USA nie ma, więc teoretycznie indeksy w Eurolandzie powinny lekko wzrosnąć, przy znacznym spadku aktywności rynku. Teoretycznie, bo nie wiemy, jak gracze zareagują na wypowiedzi ekonomistów w Jackson Hole po opuszczeniu tej konferencji przez Bena Bernanke. Wtedy to, Martin Feldstein, prezes bardzo wpływowego instytutu NABE powiedział, że słabość rynku nieruchomości może doprowadzić do recesji w USA o ile FOMC nie obniży szybko stóp o 100 pb. (z 5,25 do 4,25 proc.). Piszą o tym wszystkie portale. Pytanie teraz, czym bardziej się gracze europejscy przejmą: perspektywą obniżki stóp aż o 100 pb. (pozytyw), czy możliwości recesji (negatyw)? Wydaje się, że nadzieje (według mnie bezpodstawne) przeważą, ale pewności rzecz jasna nie mam. Przy okazji warto wspomnieć, że znalazł się jeden odważny, który skrytykował Alana Greenspana. John Taylor, były podsekretarz spraw zagranicznych, powiedział, że polityka niezwykle niskich stóp procentowych w latach 2001 – 2003 wywołała boom na rynku nieruchomości, którego konsekwencją jest obecny kryzysy. Od dawna twierdzę dokładnie to samo.