Gracze najwidoczniej postanowili poczekać na dane z USA, więc rynek się stabilizował. Nie zareagował nawet na opublikowaną przez Reuters ocenę agencji ratingowej Standard&Poor’s, która stwierdziła, że brak reform może ograniczyć możliwości poprawy ratingu Polski. Nagle jednak, po 14.30 (nie miało to nic wspólnego z danymi opublikowanymi w USA) waluty rynków rozwijających się zaczęły się umacniać. Dość trudno wytłumaczyć ten ruch. Być może wynikał on z osłabienia jena, a być może pretekstem było wzmocnienie się brazylijskiego reala po podniesieniu prognozy wzrostu i inflacji.
Opublikowany dzisiaj bilans płatniczy za 1. kwartał może jedynie nieznacznie wpłynąć na zachowanie złotego. Jednak można już zdecydowanie powiedzieć, że złoty zaczyna wracać do głównego trendu, czyli, że powinien się nadal wzmacniać. Najważniejsze będzie to, co będzie się działo z kursem EUR/USD i USD/JPY. Szczególnie ta ostatnia para może znacznie wpłynąć na ruchy kursów walut na naszym rynku.
GPW oczywiście rozpoczęła czwartkową sesję wzrostem indeksów reagując na wzrosty indeksów w USA i Eurolandzie. Pomagał wzrost cen surowców, ale najbardziej rosły ceny akcji najmocniej przecenionych w końcówce środowej sesji. Drożały również nadal akcje TPSA. Trochę dziwnie zachowały się akcje Agory, które zaczęły od odrobienia środowego spadku, a na koniec sesji gwałtownie spadły. Tuż po otwarciu rynek zaczął się osuwać, ale przed publikacją danych makro w USA ruszyły na północ. Dane jednak rozczarowały, więc popyt nie zaatakował. Końcówka należała już jednak zdecydowanie do byków, dzięki czemu indeksy odrobiły środowe spadki pokazując w ten sposób, że decyzja RPP już została zdyskontowana.
Dzisiaj jest ostatni dzień półrocza, więc byki są uprzywilejowane, ale niepewne zachowanie rynku w USA może trochę nastroje ochłodzić. Z drugiej strony jednak mamy wzrost cen surowców, co powinno pomagać temu sektorowi na GPW. Wydaje się, że amerykańskie dane publikowane o 14.30 (szczególnie bazowy wskaźnik wydatków osobistych) nie rozczarują to czeka nas dobre zakończenie tygodnia.
Koniec półrocza podnosi indeksy giełdowe
W czwartek indeksy na giełdach europejskich rosły, bo Europejczycy naśladowali to, co dzień wcześniej zrobili Amerykanie. Jednak indeksy przed publikacją danych w USA i komentarzem FOMC osuwały się. Kurs EUR/USD po spadku na początku dnia ruszył na północ, ale to też było jedynie wynikiem delikatnego zajmowania pozycji przed ważnymi wydarzeniami.
W USA indeksy giełdowe od początku sesji rosły. Gracze w najmniejszym stopniu nie przejęli się opublikowanymi w czwartek danymi makroekonomicznymi. Były gorzej niż słabe. Pomińmy dane z rynku pracy, bo ilość noworejestrowanych bezrobotnych zmieniła się w ostatnim tygodniu jedynie kosmetycznie. Najważniejsze były ostateczne dane dotyczące wzrostu i inflacji w pierwszym kwartale. Okazało się, że wzrost PKB skorygowano co prawdo w górę, ale nie do 0,8 jak oczekiwano, a do 0,7 proc. To nie miało wielkiego znaczenia. Jednak deflator (miernik inflacji) został skorygowany w górę z 4 na 4,2 proc., a bazowy wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności (PCE core) zweryfikowano w górę z 2,2 na 2,4 proc.
Gdyby to były dane za drugi kwartał to wywołałyby popłoch na rynku akcji, bo sygnalizowałyby, że gospodarka zwalnia, a inflacja rośnie. Jednak teraz inwestorzy mają nadzieję (popartą cząstkowymi danymi), że gospodarka się ożywia, a inflacja nie będzie rosła. Nic więc dziwnego, że reakcja rynków była niewielka. Rentowność obligacji rosła przed komunikatem FOMC jedynie nieznacznie, a kurs EUR/USD prawie się nie zmienił. Rosły jednak ceny surowców nadal reagując na środowe impulsy (ropa na mniejsze zapasy, a miedź na strajki). Chyba tylko z sympatii dla tych surowców wzrosła cena złota.
Na giełdach akcji czekano na komunikat FOMC mając prawie pewność, że będzie on dla posiadaczy akcji korzystny. Bardzo duże znaczenie miało też to, że trwało window dressing przed zakończeniem półrocza. Banki inwestycyjne starały się pomóc temu procesowi ponoszą rekomendację dla Intela (Lehman Brothers) i Cisco (Merrill Lynch). Zupełnie kuriozalne było (ze względu na drogą ropę) podniesienie rekomendacji dla sześciu linii lotniczych przez JP Morgan. Nawiasem mówiąc właśnie droga ropa podnosiła ceny akcji w sektorze paliowym. Na zakąskę był jeszcze General Motors, który ma sprzedać swoją spółkę zależną.
Wynik posiedzenia FOMC w najmniejszym stopniu nie zawiódł oczekiwań graczy. Stopy oczywiście nie zmieniły się (pozostały na poziomie 5,25 proc.). W komunikacie Fed postraszył, że inflacja jest głównym zagrożeniem dla wzrostu gospodarczego. Nie omieszkał jednak dodać, że inflacja bazowa nieco się w ostatnich miesiącach zmniejszyła. Jak można się było domyślić to właśnie stwierdzenie amerykańskie byki wezmą na sztandary prowadząc indeksy na północ. Problemem było jednak to, że mało kto spodziewał się innego komunikatu, więc część graczy zaczęła realizować zyski doprowadzając do osunięcia się indeksów. Zaszkodziło też zachowanie rynku obligacji, których rentowność po komunikacie FOMC mocno wzrosła. Zakończenie sesji było neutralne, a zagrożenie powstaniem formacji podwójnego szczytu nie zmalało. Z wyciąganiem wniosków poczekajmy jednak na następny tydzień – po zakończeniu półrocza.
Po sesji Research In Motion zachwycił graczy wynikami kwartalnymi i prognozami (cena akcji rosła o 16 procent), a Palm ich zawiódł. Nastroje jednak były generalnie zadziwiająco dobre. AHI wzrósł o 0,45 proc. (to bardzo dużo jak na indeks handlu posesyjnego), kontrakty też lekko rosną pociągnięte przede wszystkim zwyżką indeksów w Azji. Tam gracze reagują na dane z Japonii, gdzie spadła inflacja i bezrobocie, a wzrosły wydatki gospodarstw domowych. Wszystko (ostatni dzień półrocza) wydaje się więc sprzyjać wzrostowi indeksów w USA, ale wczorajsze zachowanie rynku ostrzega, ze to nie musi być takie proste, jak się wydaje.
Piątkowe kalendarium jest pełne po brzegi. Jednak przedpołudniowe publikacje europejskich indeksów nastrojów nieznacznie jedynie wpłyną na zachowanie rynków finansowych. Tak jest prawie zawsze. Nie spodziewam się również większej reakcji po publikacji inflacji dla strefy euro. Prognozy mówią, że pozostanie na poziomie 1,9 proc. Gdyby jednak znacznie (to się zdarza bardzo rzadko) odchyliła się od prognoz to kurs EUR/USD spadnie, jeśli inflacja będzie wyższa lub osunie się, jeśli będzie niższa. Będą to jednak ruchy wybitnie krótkoterminowe. Rynek akcji nie zareaguje. Dopiero dane amerykańskie wprowadzą trochę ożywienia. Godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA dowiemy się, jakie były w maju wydatki i przychody Amerykanów. Im będą wyższe tym lepiej dla gospodarki, ale gorzej dla inflacji, więc dane dobre wcale nie muszą pomóc posiadaczom akcji. Jednak gracze skupią się przede wszystkim na bazowym wskaźniku wydatków osobistych (PCE core). Im niższy będzie jego wzrost w maju (mniejsze zagrożenie inflacją) tym lepiej dla akcji i gorzej dla dolara.
W okolicach godziny 16.00 pojawią się jeszcze 3 raporty. Pierwszy będzie indeks Chicago PMI, który pokaże jak rozwijała się gospodarka w regionie Chicago. Ten indeks ostatnio zmienia się z miesiąca na miesiąc bardzo gwałtownie raz sygnalizując stagnację, a za chwilę szybki rozwój. Dlatego też jego wpływ na zachowanie rynków może być niewielki, ale teoretycznie im indeks będzie wyższy tym lepiej dla dolara (niekoniecznie dla akcji, bo może wzrosnąć rentowność obligacji). Dane o wydatkach na konstrukcje budowlane i indeks nastroju Uniwersytetu Michigan będą już tylko uzupełnieniem, które nieznacznie wpłynie na zachowanie rynków. Wiemy przecież, że na rynku nieruchomości sytuacja jest trudna, więc niskie wydatki nikogo nie zdziwią. Jeśli zaś chodzi o indeks nastroju to po pierwsze jest to weryfikacja danych z połowy miesiąca, a po drugie znany jest już bardziej brany pod uwagę indeks Conference Board. Jak widać decydować o nastrojach graczy powinien bazowy wskaźnik wydatków osobistych.