Publikacja listopadowego bilansu płatniczego został kompletnie zlekceważona – deficyt był zbliżony do prognoz (nieco wyższy). Nieporozumień jest twierdzenie, że to dane osłabiły naszą walutę. Zaczęła tracić wraz ze spadkiem kursu EUR/USD, a po publikacji danych nawet lekko się do euro wzmacniała. Wieczorem jednak, na płytkim rynku złoty wyraźnie stracił zarówno do dolara jak i do euro. Nastroje rynku nie są korzystne dla złotego. Dzisiejszy przetarg obligacji 5-letnich może mieć wpływ na zachowanie naszej waluty, ale tylko i wyłącznie wtedy, jeśli stosunek popytu do podaży będzie bardzo rozczarowujący. Wydaje się, że jest to bardzo wątpliwe. Najważniejsze będzie zachowanie kursu EUR/USD po publikacji danych z USA.
GPW rozpoczęła sesję wyraźnym, ponad jednoprocentowym spadkiem. Najgorzej zachowywał się sektor surowcowy pod wodzą KGHM (surowce znowu taniały). PKN Orlen tracił w sposób umiarkowany, nie odbiegający od tego, co działo się w całym sektorze paliwowym. Najwyraźniej rynek już wcześnie zdyskontował możliwą zmianę na stanowisku szefa firmy. Nadal bardzo mocny był MidWig, który w ogóle nie ulegał korekcie. Nieznacznie jedynie spadał TechWig. Widać było wyraźnie, że nastroje są optymistyczne, a cierpi tak naprawdę jedynie sektor surowcowy.
Zresztą już przed południem cena ropy i miedzi ruszyła na północ (wynik osłabienia dolara), a to rynkowi natychmiast pomogło. Wtedy to indeks WIG20 wrócił do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Potem jednak było gorzej i znowu wpływ miał dolar (tym razem kurs EUR/USD spadał), który doprowadzał do spadku cen surowców. Generalnie można powiedzieć, że rynek się podzielił i to niekoniecznie sektorami, a taka korekta w miejscu przy słabości sektora surowców pokazuje, że nasz rynek jest bardzo mocny.
Dzisiaj jest znowu problem z surowcami, które po naszej sesji gwałtownie taniały. Wiemy już jednak, że sektor surowcowy nie doprowadza do przeceny całego rynku – może go jedynie osłabić. W tej sytuacji na początku sesji będziemy reagowali na raport kwartalny Intela, a potem zadecyduje reakcja rynków światowych na dane o amerykańskiej inflacji.
Dane o inflacji w centrum uwagi
Wtorek giełdy w Eurolandzie rozpoczęły w podobnym stylu, jaki dominował na nich w poniedziałek – indeksy trzymały się blisko poniedziałkowego zamknięcia. Zdecydowanie rósł kurs EUR/USD, któremu już dawno należała się korekta. Przed południem pretekstem do wzrostu była również publikacja indeksu koniunktury niemieckiego instytutu ZEW. Wzrósł on bardziej niż oczekiwano, ale jednak nadal był ujemny. Analitycy i menadżerowi ulegają presji otoczeni, ale ciągle nie są optymistami. Jednak po południu kurs EUR/USD zaczął spadać, a indeksy nieco giełdowe osunęły się.
W USA, w pierwszy dzień handlu po świątecznej przerwie, w centrum uwagi znalazł się znowu rynek surowców. Odwrót na rynku EUR/USD połączony ze słabymi danymi makro (o tym niżej) i wątpliwościami dotyczącymi posunięć OPEC doprowadziły do dużego spadku cen ropy (ponad 3 procent). Kontrakty na miedź i złoto też taniały. Nie wiadomo właściwie dlaczego spadał kurs EUR/USD, bo nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Najwyraźniej nastroje rynku są po prostu bardzo prodolarowe. W dużym spadku ceny ropy pomógł przedstawiciel Arabii Saudyjskiej. Stwierdził on, że cięcia wydobycia są wystarczające w związku z czym Arabia Saudyjska nie widzi powodu dla zwołania nadzwyczajnego posiedzenia OPEC. Takie stanowisko może dziwić w sytuacji, kiedy cena baryłki testowała już poziom 50 USD.
Dane makro nie mogły cieszyć nikogo oprócz graczy przekonanych, że słabnąca gospodarka pozwoli na cięcie stóp, które jej z czasem pomoże. Opublikowany przed sesją w USA indeks NY Empire State pokazujący jak zachowuje się w styczniu gospodarka regionu Nowego Jorku okazał się być zaskakująco słaby. Oczekiwano co prawda spadku z 23,1 pkt. na 22,19 pkt., ale indeks w rzeczywistości spadł aż do 9,13 pkt. Był to najniższy poziom od ponad 1,5 roku. Spadki cen ropy pomagały jednak szerokiemu rynkowi akcji, mimo że tracił sektor surowcowy.
Gracze czekali na raporty kwartalne spółek (we wtorek przede wszystkim Intela), co też hamowało ruchy indeksów. Zaniepokoiło ich ostrzeżenie Symanteca, który obniżył prognozę zysku. Taniały też akcje Cisco, któremu Banc of America obniżył rating. Z tego też powodu najsłabiej zachowywał się NASDAQ. Pomagały posiadaczom akcji wyniki kwartalne Wells Fargo. Pozytywem było też podniesienie przez JP Morgan ratingu dla FedEx oraz podwyższenie prognoz dla kilku linii lotniczych przez Citigroup. Właściwie przez cała sesję indeksy kręciły się wokół poziomu piątkowego zamknięcia. Nie widać było chęci do podejmowania istotnych decyzji inwestycyjnych, ale w ostatniej godzinie byki przeważyły i sesja zakończyła się neutralnie. Była to typowa sesja „na przeczekanie”.
Po sesji wyniki opublikował Intel. Były zgodne z prognozami (zysk spadł jednak o 40 procent), ale prognozy graczy rozczarowały i w handlu posesyjnym kurs akcji spadł o 4,3 proc. Nie radziłbym jednak zakładać, że to przesądzi o tym jak zachowają się rynki w czasie normalnej sesji. Najważniejsze będą dane makro i kolejne wyniki spółek.
Środowe kalendarium jest pełne po brzegi, ale nie wszystkie publikacje mogą wpłynąć na decyzje graczy na rynkach finansowych. Na przykład przedpołudniowe informacje o inflacji i bilansie handlu zagranicznego w strefie euro zapewne na chwilę mogą poruszyć rynkiem walutowym (im wyższa inflacja i lepszy bilans tym lepiej dla euro), ale przed publikacją danych z USA nic już z tego ruchu nie powinno zostać.
Teoretycznie można powiedzieć, że dane o inflacji w USA mogą bardzo mocno wpłynąć na zachowanie rynków, ale nie do końca jest to prawda. Inflacja w cenach producentów (PPI) jest mniej analizowana przez Fed niż konsumencka (CPI), więc dane musiałby być wyjątkowe, żeby zmusić rynek do większej reakcji. Prognozy mówią o znacznym spadku dynamiki wzrostu PPI i tak z pewnością będzie (taniała ropa). Ciekawe jest tylko to, czy bazowa PPI (bez paliw i żywności) też będzie taka korzystna dla posiadaczy akcji. Jeśli wzrośnie rzeczywiście tylko o 0,1 proc. (lub podobnie) to nic istotnego się nie wydarzy. Duży wzrost zaszkodziłby akcjom i pomógłby dolarowi – spadek podziałałby odwrotnie.
Kolejne dane nie powinny wpłynąć na zachowanie inwestorów. Raport o listopadowym przepływ kapitałów do USA jest od dawna lekceważony i może mieć wpływ na rynek walutowy jedynie wtedy, gdyby potwierdzał już wytyczony wcześniej kierunek. Teoretycznie im wyższy napływ kapitału tym lepiej dla dolara. Piętnaście minut później dowiemy się, jaka w grudniu była dynamika produkcji przemysłowej i wykorzystanie potencjału produkcyjnego, ale od bardzo dawna rynek tylko zerka na te dane, które nie wywierają na nim żadnego wrażenia.
Wieczorem NAHB (stowarzyszenie budowniczych domów) opublikuje swój indeks HMI. Prognozy mówią, że pozostanie en poziomie z poprzedniego miesiąca i jeśli rzeczywiście tak będzie (lub jeśli HMI wzrośnie) to będzie przyjęte z ulgą, jaka przejaw stabilizacji rynku. To pomagałoby dolarowi i akcjom. Spadek indeksu miałby odwrotny skutek. Ale i to nie wszystko, bo na dwie godziny przed końcem sesji, niejako na deser, Fed opublikuje Beżową Księgę (raport o stanie gospodarki). Tutaj, jak zwykle, gracze będą wypatrywali sformułowań, które mogą pokazać to, co Fed myśli o inflacji i całej gospodarce. Nie sposób przewidzieć, co zostanie z tego raportu wybrane. Nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby w tym raporcie znalazły się jakieś rewolucyjne stwierdzenia. Zdecydowanie bardziej istotne powinno być raport kwartalny, który po sesji opublikuje Apple.