Zmierzch kredytów walutowych

Coraz mniej banków ma w swojej ofercie kredyty walutowe. Franków praktycznie już nie pożyczymy, a teoretycznie dostępne w kilkunastu bankach euro znika bardzo szybko.

15 tys. zł na rękę trzeba zarabiać, aby móc ubiegać się o kredyt hipoteczny we franku w Nordea Banku – jedynej aktualnie instytucji, która pożycza w szwajcarskiej walucie. O kredyt w euro jest łatwiej, teoretycznie oferuje go kilkanaście banków, jednak w wielu jest to oferta wirtualna, bo albo bank praktycznie nie procesuje wniosków, albo są wysokie marże, które całą operację czynią nieopłacalną.

 

Z kredytów we franku banki zaczęły masowo wycofywać się latem tego roku. Uczyniły to Polbank, mBank, MultiBank i Alior. Potem przyszła pora na BPH (we wrześniu), a ostatnio to samo zrobiły PKO BP i Deutsche Bank PBC, który w ostatnich miesiącach wymagał dochodu w wysokości 50 tys. zł, więc też trudno było jego ofertę nazwać dostępną. Jedynym bastionem franka jest Nordea, ale to czysta teoria. Nieuproduktowiony klient, posiadający 10 proc. wkładu własnego (to wymagane przez bank minimum) nie ma co liczyć na atrakcyjną marżę, która w zależności od kwoty kredytu wyniesie od 4,45 do 6,25 p.p. Warto przypomnieć, że w 2007 czy 2008 roku marże dla franka wynosiły 1,0-1,2 p.p.

 

Wg stanu na połowę grudnia 2011 roku kredyty w euro mają w swojej ofercie następujące banki: Alior, BOŚ, BZ WBK, Crédit Agricole, Deutsche Bank PBC, DnB Nord, Getin Noble Bank, Kredyt Bank, mBank, MultiBank, Nordea, Polbank i Raiffeisen.

 

Ale DnB Nord i Nordea zmieniają priorytety i przenoszą ciężar udzielania kredytów na złote, co oznacza, że na decyzję kredytową w przypadku waluty trzeba długo czekać, a i tak nie ma gwarancji sukcesu. Oba banki specjalizowały się w kredytach walutowych i w połączeniu z rezygnacją PKO BP (największy gracz na rynku) i kilku innych banków oznacza to znaczne uszczuplenie możliwości zadłużenia się w obcej walucie.

 

Szczególnie ciężko będzie osobom, które nie mają wkładu własnego. Już dziś co najmniej 20 proc. wymagają Bank Zachodni WBK i Crédit Agricole, a przy kwotach powyżej 560 tys. w mBank i MultiBanku trzeba dysponować 15-proc. zapasem gotówki. Prawdopodobnie po wejściu w życie nowej Rekomendacji S (początek nowego roku) kolejne banki obniżą maksymalne możliwe LtV.

 

Kolejna bariera to dochody klienta. W Crédit Agricole trzeba zarabiać min. 5 tys. zł dla singla i 7 tys. zł dla rodziny, a w Raiffeisenie przy LtV 100 proc. odpowiednio 5 tys. i 8 tys. zł. W BZ WBK i Nordei chcąc zadłużyć się na 300 tys. zł trzeba zarabiać co najmniej 5 tys. zł, poniżej 4 tys. wymagają m.in. Alior i Polbank.

 

Wyższe od średnich rynkowych marż mają Alior Bank, BOŚ i Getin Bank. Z kolei w Kredyt Banku, którego oferta należy do najatrakcyjniejszych na rynku, trzeba długo czekać na decyzję kredytową (nawet ok. miesiąca). Na dodatek jesienią bank podnosił marże, i to dwukrotnie, o 0,15 i 0,2 p.p.

 

Oprócz wyżej wymienionych kredyty w euro znajdziemy jeszcze w Polbanku i Raiffeisenie. W obu
są niskie marże (od 2 p.p.), ale nie wiadomo, jak długo ten stan rzeczy się utrzyma, bo pierwszy z wymienionych banków prawdopodobnie jeszcze w grudniu zmieni siatkę marż na mniej atrakcyjną. Kredytów hipotecznych w obcych walutach cały czas udziela Bank Pekao, ale tylko osobom, które w danej walucie zarabiają. Dla zdecydowanej większości kredytobiorców jest to więc oferta niedostępna.

 

Podsumowując: w miarę atrakcyjną ofertę i sensowną dostępność kredytów mają na chwilę obecną tylko Deutsche Bank PBC, mBank, MultiBank, Polbank i Raiffeisen oraz BZ WBK i Crédit Agricole, ale z zastrzeżeniem posiadania 20-proc. wkładu własnego. Nie są to jednak giganci kredytów walutowych. Banki, które udzielały najwięcej pożyczek walutowych, już się z tego wycofały, a łączny udział tych, które pozostały w grze, nie przekraczał w III kw. 2011 roku połowy. Ich moce przerobowe są mocno ograniczone (w niektórych już zaczynają tworzyć się zatory) i możliwe, że wkrótce dojdzie do wydłużenia czasów procesowania wniosków.

Źródło: Open Finance