Jak to z „oszukiwaniem” wyszukiwarek bywa

Zdobycie nowego klienta to ciężki kawałek chleba – zwłaszcza takiego, który będzie korzystał z bankowości internetowej. Rynek jest już bardzo nasycony. Trwa zatem walka o każdą osobę. Odbywa się to w różny sposób. Jedni dają za otworzenie konta 100 zł, inni inwestują we współpracę z jak największą ilością podmiotów. Ten drugi sposób jest o tyle lepszy, że wybór jest podejmowany świadomie. Wiadomo również, że jakaś część klientów szukając banku wpisuje do ulubionej wyszukiwarki standardowe frazy. Wszyscy wykorzystują to jak mogą – zwłaszcza po pojawieniu się programów partnerskich prowadzonych przez Bankier.pl i Money.pl. Namnożyło się zatem w sieci witryn, których głównym celem jest przyciągnięcie internautów w jednym tylko celu – założenia konta. Poza tym nic tam więcej nie ma. Wszyscy są zadowoleni. Partnerzy – bo bez wkładu mogą zarobić, wortale finansowe, bo tanim kosztem rozszerzają swoją sieć, a w końcu i banki – bo to dobry sposób na reklamę, a czasem też na zdobycie klienta. W przypadku tych ostatnich istnieje jednak wada – coraz więcej kont zaczyna być zakładana przez pośredników. To zaś zwiększa koszty akwizycji. Ideałem byłoby zatem, żeby klienci z wyszukiwarki zakładali konta bezpośrednio w banku, a ci do których się w ten sposób nie dotrze – poprzez programy partnerskie. Jak właśnie wyczytaliśmy na pl.biznes.banki jeden z największych graczy zaczął sobie pomagać w mało sportowy sposób 😉 i na dole KAŻDEJ swojej strony umieścił spory zestaw słów kluczowych. Żeby nikt nic nie podejrzewał, czcionka jest w kolorze tła, a jego wielkość mikroskopijna – całe 0 pkt. Rzecz raczej trudna do wykrycia – no chyba, że komuś się chce. Jak czytamy w tym samym wątku, takie działanie jest przez Googla uważane za rzecz raczej brzydką. A czy to przystoi tak robić poważnej instytucji? ;)))))